Rozdział 27

287 29 0
                                    

,,Śmierć jest jedynie przebudzeniem ze snu"
                                                      ~ Platon

***

Sheyla wbiegła do szpitala, a zaraz za nią jej matka i Amy. Wszystkie przyjechały tu taksówką, jadąc za karetką pogotowia, która wiozła Nate'a i Mike'a. Dziewczyna wiedziała, jakie katusze teraz musiał przeżywać szatyn i nie mogła zostawić go samego w tym trudnym momencie. Poza tym Nate stał się dla niej jak drugi brat, więc nie było mowy o tym, by tutaj nie przyjechała.

Wszystkie podbiegły do recepcji i czekały w zdenerwowaniu, aż pani przed nimi skończy mówić. W końcu przepchnęły się do przodu.

- Właśnie przywieźli tu małego chłopca. Gdzie on jest? - zapytała zdesperowana Sheyla. Cała trzęsła się z emocji.

- Imię i nazwisko?

- Nate, um... - zawahała się.

Cholera jasna, że też nigdy nie zapytała Mike o nazwisko. Chociaż może to i lepiej, że tego nie zrobiła. To by mu tylko przypomniało, że nie należy już do żadnej rodziny. 

Zdenerwowała się.

- A jak wielu chłopców w wieku trzynastu lat przywieźliście tutaj w przeciągu ostatnich dziesięciu minut? - warknęła niemiło. Na ramieniu poczuła dłoń matki, która próbowała uspokoić ją tym gestem. Nie udało się.

Pielęgniarka spojrzała na nią ze zmrużonymi oczami, ale nie skomentowała tego. Zamiast tego wpisała coś w komputer i  odezwała się po chwili:

- Pierwsze piętro, sala operacyjna.

Sheyla mruknęła szybkie "dzięki" i ruszyła do windy. Po chwili wszystkie do nie wsiadły, nacisnęły właściwy przycisk i czekały z niecierpliwością, aż maszyna się zatrzyma.

Gdy tylko drzwi się otworzyły, Sheyla zobaczyła na korytarzu Mike'a, który chodził w tę i z powrotem. Dziewczyna od razu do niego podbiegła i objęła go dłońmi w pasie. Chłopak natychmiast oddał uścisk i zanurzył nos we włosach blondynki. Trząsł się jeszcze bardziej niż ona, ale nie pozwolił sobie na płacz.

- Będzie dobrze - wyszeptała uspokajająco, a Mike pokiwał głową, chcąc w to uwierzyć.

- Wiem. To tylko mała operacja. Nic poważnego - mruknął, ale jego głos nie był wcale przekonujący.

Sheyla uśmiechnęła się do niego smutno. Oboje wiedzieli jaka jest prawda, ale karmili się nadzieją.

- Kiedy otworzy oczy najpierw go przytulę - zaczął Mike. - A potem nawymyślam na niego, bo co za idiota wbiega na ulicę.

Dziewczyna zaśmiała się, ale bez cienia wesołości. Mike za wszelką cenę próbował zachowywać spokój, mimo że emocje targały nim na wszelkie sposoby. Miał wrażenie, że całe jego życie to jakiś naprawdę kiepski żart, który z jakiegoś powodu Bóg postanowił mu wyciąć. Tak Boże, przecież nie ma nic zabawniejszego niż brak rodziny, domu i być może strata brata.

- On się tylko bawił.

Mike westchnął, a potem oboje usiedli w milczeniu, obok Amy i starszej kobiety. W ciągu pół godziny ich zdenerwowanie sięgnęło szczytu, kiedy w dalszym ciągu nie mieli pojęcia o stanie zdrowia Nate'a.

- Jestem głodna - powiedziała cicho Amy.

- Chodźmy do automatu - zaproponowała mama, a potem przeniosła wzrok na Sheylę i Mike'a. - Wy też powinniście coś zjeść.

Dziewczyna spojrzała na chłopaka i posłała mu lekki uśmiech. Mike westchnął przeciągle, ale pokiwał głową. Potrzebował odpoczynku, bo im dłużej tutaj siedział tym gorzej czuł się i psychicznie, i fizycznie.

Broken Homes | ZakończoneWhere stories live. Discover now