Rozdział 13

416 31 2
                                    

,,Ludzkie łzy to z jed­nej stro­ny wy­raz ogro­mu cier­pienia, lecz z dru­giej także ul­ga. Ra­zem z łza­mi wypływa cierpienie, by zro­bić miej­sce na nową, ko­lejną falę bólu. Inaczej ból przestałby się w nim mieścić." 
                            ~ Dorota Terakowska

***

Siedział przy stole z komórką w ręce i co chwila sprawdzał powiadomienia. Może i nie powinnien oczekiwać życzeń tak wcześnie, ale skoro wszyscy inni już mu je złożyli, pozostało mu jedynie czekać na te najważniejsze. Najważniejsze dla niego. Od ostatniego ich spotkania nie rozmawiał z matką wcale. W sumie, to nie koniecznie się tym przejmował. W końcu kiedy tu była, również nie rozmawiali zbyt często. Ale w taki dzień jak ten, zawsze dostawał od niej życzenia i czasem nawet całusa w czoło. Może i był już dużym chłopakiem, ale brakowało mu buziaków mamy i ciepłych, zawsze otwartych ramion ojca, w które mógłby się wtulić. Nazwijcie go mięczakiem, ale taka była prawda. Jeśli chcąc być twardym miał zrezygnować z takich przyjemności, to wolał pozostać cieniasem. Chociaż teraz, w takiej sytuacji, sam siebie miał za największego frajera. Nie zaznawał rodzinnego ciepła, a w dodatku był zwyklą ofermą. Nie chciał tego. Ale nie mógł tego zmienić.

Kiedy usłyszał dźwięk przychodzącego powiadomienia, szybko sięgnął po telefon i odblokował go pełen nadziei zobaczyć wiadomość od mamy. Jednak i tym razem się przeliczył. To był tylko jego kolega, który składał mu mało wyszukane, napisane na szybko życzenia. Odłożył komórkę z westchnieniem rozczarowania.

Nagle do jadalni weszła jego gosposia. Chłopak od razu się ożywił, gdyż miała mu przynieść ważne dla niego informacje dotyczące wieczoru
wigilijnego. 

- Przyjechał? - zapytał, a w jego oczach zatańczyły radosne iskierki.

- Właśnie dzwonił - odpowiedziała ponuro kobieta. - Niestety, ale... nie przyjedzie - oznajmiła.

Tak bardzo nie chciała przekazywać takich informacji temu chłopakowi. Był dobrym dzieciakiem, a los pokarał go takimi rodzicami. Ludźmi, dla których syn, rodzina, były warte mniej niż zera na koncie bankowym. Dla których liczyły się jedynie własne potrzeby, uczucia, a nie ich jedynego syna. Gdyby tylko mogła, zrobiłaby coś, cokolwiek, byle zobaczyć choćby cień uśmiechu na twarzy chłopaka. Ale wiedziała, że ona nie może tego uczynić. Owszem, blondyn lubił swoją gosposię, a ona jego, ale on potrzebował matki i ojca, nie kucharki. Bo nic nie jest w stanie zastąpić miłości, jaką darzy się swoich rodziców.

Ci, którzy nigdy nie doświadczyli miłości rodziców, tęsknią do niej całe życie. Natomiast ci, którzy ją mają, często jej nie widzą.

Noel poczuł, jakby dostał kopniaka prosto w brzuch. Kopniaka od własnego ojca.

Wstał gwałtownie, przewracając krzesło i pognał do pokoju. Tylko jedna rzecz mogła mu w tej chwili uśmierzyć ból.

Wszedł do łazienki, zamknął się w niej i z brązowej szkatułki wyjął małą żyletkę. Podciągnął rękawy, ale zobaczywszy, że rany na rękach jeszcze się nie zagoiły po ostatnim razie, zrezygnował z tego pomysłu. Zamiast tego podciągnął nogawki spodni i przyłożywszy do łydki ostrze, przejechał kilkakrotnie w poprzek nogi. Na początku poczuł przeszywający ból, ale później było już w porządku. Ból fizyczny był niczym, w porównaniu z bólem psychicznym. A ten znikał tylko wtedy, kiedy choć na chwilę zastępowało go uczucie rozcinanej skóry.

Zrobił jeszcze kilka pociągnięć, a następnie wrzucił ostrze do zlewu. Sięgnął po bandaże, waciki i spirytus. 
Odkręcił spirytus i... wylał sobie dużą ilość substancji na rany. Ból był tak okropny, że mimowolnie z jego gardła wydarł się przeraźliwy krzyk. Szybko się opamiętał, bo wiedział, że nikt nie może go usłyszeć. Następnie ponownie oblał rany środkiem odkażającym, ale mimo że ból był prawie tak samo nie do zniesienia jak za pierwszym razem, powstrzymał się od krzyku. Jedynie syknął i zacisnął zęby oraz pięści. Przyłożył suchy wacik do nogi i przejechał nim po nodze, by zebrać nadmiar płynu i krew. Rozłożył bandaż i owinął nim sobie rany po czym opuścił nogawkę. Odkręcił kran, by wyczyścił narzędzie zbrodni. Wraz z puszczaną wodą z żyletki zmyła się krew brudząc całą umywalkę czerwienią, by po chwili zostać spuszczoną wraz z wodą.  Schował wszystko i wyszedł z łazienki tak, jakby nic się nie stało.

Broken Homes | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz