Rozdział 3

795 47 9
                                    

Niena­widzę Ma­my. Niena­widzę Ta­ty. Ta­ta niena­widzi Ma­my. Ma­ma nienawidzi Ta­ty.
To właśnie sprawia, że chcesz być tak smutnym.    
                                           ~ Kurt Cobain

***

Wdrapał się po dość wysokim murku, na szczęście sam na tyle był wysoki, by bez problemu przejść na drugą stronę. Zeskoczył z krawędzi, a sekundę później jego nogi dotknęły twardego, betonowego podłoża. Mimo że znał to miejsce lepiej niż jakiekolwiek inne, rozejrzał się uważnie dookoła. O tak późnej godzinie raczej nikt nie przechadza się wokół przytułku, jednak wolał sprawdzić. Gdyby ktoś go przyłapał, nie tylko on miałby problemy, ale również jego młodszy brat. Na szczęście tak jak się tego spodziewał, nie zobaczył nikogo. Przeszedł pewnie przez idealnie i równo skoszony trawnik. Prychnął z pogardą.
Bo przecież idealnie równo ścięta trawa jest najważniejsza - pomyślał. Ale czego innego mógł się spodziewać po zakonnicach? Wszystko musiało być perfekcyjne.

Przeszedł do wysokiego budynku i popatrzył na niego chcąc zorientować się, gdzie znajduje się właściwe okno. Chodził wokół, aż w końcu zobaczył upragnione zasłony w żółte parasolki. Ku jego uciesze pokój jego brata był na parterze, dzięki czemu mógł go odwiedzać. Poza tym okna i tak były dość wysoko osadzone, więc gdyby jego brat miał swój pokój piętro wyżej nie byłoby możliwości, by się tam dostać. Wspiął się na palce i rękami złapał za parapet. Następnie wyskoczył wysoko w górę i za pomocą silnych ramion podciągnął się w górę. Wszedł przez zwykle otwarte okno i znalazł się w naprawdę małym pokoju. Ściany pokryte były ciemnoniebieską farbą, która już odpadała w niektórych miejscach. Pokój utrzymany w stonowanych, ciemnych kolorach, potęgował wrażenie przytłoczenia. Gdzieniegdzie porozrzucane były kulki papieru oraz niektóre części garderoby zamieszkujących tu dzieciaków. W pokoju stały trzy niskie łóżka, a na jednym z nich leżał Nate - jego młodszy brat.

Mike podszedł do chłopca i usiadł na skraju łóża. Wpadające do środka słabe światło księżyca lekko rozjaśniało twarz śpiącego dwunastolatka. Był bardzo podobny do swojego brata. Miał od niego trochę dłuższe brązowe włosy, duże zielone oczy i podobne rysy twarzy. 

Chłopiec nagle poruszył się niespokojnie na łóżku, a po chwili obudził z jękiem zmęczenia.

- Michael? - wyszeptał zaspanym głosem.

- Hej, młody - przywitał się Mike, a jego usta rozciągnęły się w małym uśmiechu. Odwiedzał brata najczęściej jak się dało jednak dla niego było to za rzadko. W końcu jedna wizyta na tydzień to wcale nie często. Chciał widzieć się z nim częściej, codziennie. Chciałby się nim zaopiekować, ale nie mógł. Nie miał warunków do tego. Brak domu, jedzenia, pieniędzy, pracy, ubrań... Nie miał nic, co mógły dać chłopakowi.

- Hej Mike, tęskniłem - powiedział cicho tak, by nie zbudzić reszty chłopców zamieszkujących ten pokój i przytulił szatyna.

- Ja też - odwzajemnił uścisk. Lubił czuć ciepło swojego brata. Nate był dla niego najważniejszą osobą na świecie. Czuł się przy nim na swoim miejscu, tak jakby ciepło jego brata było jego domem, stałością. - Wszystko u ciebie w porządku? -zapytał z troską.

Kilka tygodni temu Mike dowiedział się, że Nate jest prześladowany przez dwóch chłopców. Najgorsze było to, że zakonnice o wszystkim wiedziały, a mimo to nie zamierzały nic z tym zrobić. Kiedy szatyn się o tym dowiedział aż zagotowało się w nim. Miał ochotę rozerwać tych gnojków i prawie by to zrobił, gdyby nie powstrzymał go Nathan. Mimo to upomniał - dość ostrymi słowami -prześladowców swojego brata i od tej pory nie było z nimi większego problemu, a przynajmniej tak mówił dwunastolatek.

Broken Homes | ZakończoneTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang