Rozdział 11

417 39 0
                                    

,,Zam­knij oczy, ale nie umieraj. Masz pra­wo do płaczu. A po­tem wstań i wal­cz o następny dzień."
                                    ~ Anna Karenina

***

W końcu nastał ten świąteczny czas, na który wszyscy czekali. Nawet Sheyla była jedną z wielu tysięcy osób, które z upragnieniem wyczekiwały świątecznego okresu. Może nie tyle z powodu samych świąt, ale dlatego, że uczniowie mieli wolne. I również dlatego, że jej ojciec musiał pracować. A może raczej chciał pracować. Z pewnością nie zamierzał spędzać z córkami więcej czasu niż powinien. Dziewczynom jak najbardziej było to na rękę. Za to obie kochały właśnie święta - że mają czas tylko dla siebie.

Jednak Sheyla nie zamierzała całymi dniami przesiadywać w domu. To była ostatnia rzecz, której by chciała. Zamiast tego wychodziła na dwór, przemiarzała zaspy śnieżne... oczywiście tylko po to, żeby spotkać się z przyjacielem. Przed godziną szesnastą - czyli porze, o której ojciec Sheyly wracał z pracy - spędzali oni czas tylko we dwoje. Czasami, ale bardzo rzadko, towarzyszyła im Amy. Zwykle jednak mała wolała zostawać w domu i oddać się jakże rozwijającemu zajęciu, jakim było oglądanie telewizji. Cóż, dla dwunastolatki, która ogląda telewizję raz na rok, było to coś niesamowitego, móc po prostu usiąść i odpocząć przed jakąś bajką. Tym bardziej, że nie mogła tego robić normalnie tak często jak zwykle dzieciaki. Jedynie pod nieobecność ojca mogła sobie pozwolić na chwilę lenistwa.

Sheyla doskonale rozumiała swoją siostrę. Niegdyś i dla niej oglądanie telewizji było niczym święto. Ona jednak nie miała na to w ogóle czasu. Sama musiała zajmować się Amy, kiedy ta była mała, przez co prawie nigdy nie mogła obejrzeć do końca swojej ulubionej bajki.

Teraz jednak, kiedy w końcu miała czas to robić, wolała poczytać książkę, posłuchać muzyki bądź - od bardzo niedawna - spotykać się z Mikiem.

Tak było i tego dnia. Sheyla od samego rana, kiedy zrobiła śniadanie sobie i siostrze, chodziła podekscytowana, nie mogąc doczekać się spotkania. Kiedy tylko wybiła godzina 10.30, Sheyla zerwała się do drzwi, szybko ubrała w ciepłe, zimowe rzeczy i wyszła z mieszkania, żegnając się z siostrą. 

Mimo że jej kurtka i buty wydawały się ciepłe i solidne, nie zapewniały jej wystarczającej ochrony przed mrozem. Dziewczyna jednak nie zamierzała się skarżyć. Mogłaby nawet iść bez kurtki byleby tylko zobaczyć Mike'a. Sama sobie dziwiła się, że w tak szybkim tempie zdołała zaufać tak naprawdę kompletnie obcemu jej chłopakowi. Jednak było w nim coś, co niesamowicie ją przyciągało. Nie był jak inni chłopcy w jego wieku. Mike'a charakteryzowała wrażliwość, czasami nieśmiałość. Był on też wielką tajemnicą, którą chciałaby odkryć. Nie wiedziała czy mogło to dobrze na nią wpłynąć, ale chciała zaryzykować.
I trzeba przyznać, że nie był on brzydki. Może i nie miał dużych mięśni, mocno zarysowanej szczęki lub chociażby czekoladowych oczu, ale jej w zupełności wystarczyły jego szczupłe, a mimo to mocne i ciepłe ramiona, podłużna twarz i nie dające o sobie zapomnieć zielone, wręcz szmaragdowe oczy. Takiego właśnie go lubiła.

O jedenastej czekała już na niego na moście. Może i nie było to zbyt gustowne miejsce na spotkania, ale jej w zupełności odpowiadało. Póki mogła być z nim, miała gdzieś miejsce w jakim się spotykali.

- Jak zwykle punktualna. - Usłyszała za sobą. Na jej twarzy wypłynął szeroki uśmiech, który chciała ukryć, ale nie koniecznie jej się to udało.

- Jak zwykle spóźniony - odparła, spoglądając na niego.

- Nie łatwo określić godzinę, kiedy nie ma się zegarka.

Broken Homes | ZakończoneWhere stories live. Discover now