31 ⚡ legilimencja

964 52 1
                                    

Kiedy Hermiona i Ron wpadli do łazienki na trzecim piętrze było w niej już pusto, ponieważ Harry i ja znajdowaliśmy się na rozmowie u profesor McGonagall. Sama nie miałam jej zbyt wiele do powiedzenia. W sumie pojawiłam się już na samym końcu. Nawet nie wiedziałam jakiego zaklęcia użył Potter. On z kolei nie był chyba jeszcze w stanie czegokolwiek z siebie wydusić. Pewnie czuł się okropnie z myślą, że omal nie zabił Dracona. Powaga sytuacji nie uchroniła go jednak od szlabanu u Snape'a, który miał trwać do końca semestru, w każdą sobotę. Sama McGonagall uznała, że to najwłaściwsze rozwiązanie i srogo, na koniec rozmowy, dodała, że za to równie dobrze mógłby zostać wyrzucony ze szkoły.

Wieczór minął szybko, w ciszy. Jakoś nikt nie śmiał podejmować tego dnia żadnej rozmowy z Harry'm. Zupełnie jakby budził w każdym strach przez to co zrobił. W związku z dość napiętą atmosferą wszyscy dość szybko rozeszliśmy się do łóżek. Hermionie zajęło dosłownie kilka minut żeby usnąć. Ja nie mogłam jednak pozwolić sobie na taką wygodę mimo iż też odczuwałam już zmęczenie. Czytając w ciszy podręcznik do obrony przed czarną magią wyczekałam aż zegar wskaże pierwszą w nocy. Uznałam, że to będzie dobra godzina na sprawdzenie tego co siedzi w umyśle mojego przyjaciela.

Najciszej jak potrafiłam wymknęłam się z sypialni dziewcząt i przemknęłam do tej należącej do chłopców. Byłam tam kilka razy. Cóż to był ten przywilej dziewczyn – one mogły wchodzić do sypialni chłopców, oni do naszych nie. Takie małe psikusy tego zamku.

Delikatnie pchnęłam drzwi wchodząc do środka. Skłamałabym mówiąc, że panował tam błoga cisza. Miałam wrażenie, że każdy z tych młodych mężczyzn chrapaniem próbuje opowiedzieć historię swego życia. Mimo tego hałasu nie miałam odwagi podchodzić bliżej. Trzymając się blisko drzwi, aby w razie czego móc szybko uciec wyciągnęłam różdżkę w kierunku Pottera i przez chwilę biłam się z myślami czy mogę tego dokonać. Czułam się tak samo okropnie, jak wtedy gdy zastanawiałam się czy rzucić zaklęcie zapomnienia na Olivera. Wiedziałam jednak, że to co chciałam zrobić miało być zrobione w dobrej wierze, dlatego ostatecznie odważyłam się wypowiedzieć formułkę zaklęcia.

- Legilimens – wyrecytowałam, a zielono-niebieskie światło poszybowało wprost do Harry'ego.

Przedzierałam się przez poszczególne wspomnienia w jego głowie. Byłam w domu Weasley'ów. Prawdopodobnie w pokoju Ron'a, ponieważ ściany obklejone były zdjęciami i plakatami jego ulubionej drużyny quidditch'a, podobne do tych znajdujące się nad jego łóżkiem w Hogwarcie. Ronald, Hermiona i Harry siedzieli na ziemi, a ostatni z nich właśnie kończył swoją opowieść:

- I myślę, że tylko ze względu na mnie ten cały Slughorn przyjął tę posadę.

- Nic dziwnego – bąknął Ron – ludzie uważają, że nigdzie już nie jest bezpiecznie. My z Ginny prawie nie pojechalibyśmy do Hogwartu, ale ojciec się uparł i jednak jedziemy. Niektórzy uważają, że Dumbledore po prostu nie jest już w stanie nas chronić...

- To bzdury! Dumbledore jest w świetnej formie. No kto jak nie on może zapewnić bezpieczeństwo uczniom w Hogwarcie? Mówię wam, to najbezpieczniejsze miejsce teraz!

Pokój zawirował. Tym razem znajdowałam się w gabinecie dyrektora. Harry stał z dość niewyraźną miną przed dużą, kamienną misą wypełnioną mętną cieczą. Obok stał sam Dumbledore wpatrując się w niego wyczekująco. Na szczęście Potter nie kazał nam obojgu długo czekać.

- Więc, Voldemort znęcał się już nad innymi od dziecka...

- Tak, Harry – powiedział ze spokojem w głosie. – I po każdej prześladowanej osobie zostawiał sobie pamiątkę. Okradał te dzieci. Chował sobie wszystko w szkatułce. Jakby były to trofea.

objęcia śmierci ⚡ hpWhere stories live. Discover now