15 ⚡ jesteśmy tacy sami, riario

1.5K 78 7
                                    

Rozmowa, którą podsłuchałam z Draconem, nie dawała mi spokoju przez następne dni. Nawet spotkanie z Olivierem nie pozwoliło mi o niej zapomnieć. Byłam przygaszone, nieobecna. I naprawdę było mi cholernie przykro, że właśnie w taki sposób się zachowywałam, gdy miałam okazję spotkać się z moim ukochanym. Jednak wizja tego, że moja rodzina należy do grona śmierciożerców, a ponad to ma jakieś plany wobec mnie była na tyle przerażająca, że paraliżowała mnie. Nie byłam w stanie trzeźwo myśleć, uwolnić swoich myśli od przerażających wizji...

- Wszystko okej, Len? – szepnął Wood przyciągając mnie do siebie.

Wtuliłam się w niego układając głowę na jego klatce piersiowej. Przez chwilę milczałam, wsłuchując się w miarowe bicie jego serca. To mnie uspokajało, jednak nie pozwalało wciąż zapomnieć o tym co tak mnie trapiło.

- Len? – mruknął chłopak całując mnie w czubek głowy. – Co się dzieje?

- Nic – skłamałam szybko. – Nic takiego. Po prostu nie chcę znów się z tobą rozstawać. Naprawdę brakuje mi ciebie. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym, żebyś był w Hogwarcie...

Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Nie wiedziałam czy było to spowodowane rosnącym we mnie przerażeniem o przyszły los, czy naprawdę faktem, że tak bardzo tęskniłam za Oliverem. Nie podlegało jednak wątpliwości to iż moje życie było kompletną katastrofą, a ja powoli zaczynałam tracić stabilny grunt pod nogami. Każdego dnia kolejna fala zatapiała mnie coraz bardziej. Nie dość, że nie miałam gruntu, to niedługo miałam zostać pozbawiona nawet tlenu?

Czułam jak dłonie chłopaka mocniej zaciskają się wokół mojego ciała. Zapewniał mi poczucie stabilności. Pozwalał poczuć się bezpiecznie, chociaż przez chwilę. Wiedziałam jednak, że za kilka dni, gdy znów znajdę się w towarzystwie innych uczniów, nauczycieli wszystko runie. I nawet fakt, że znajduje się daleko od moim rodziców nie będzie wystarczający do poczucia się pewniej. Bo jak miałabym poczuć się pewniej, gdy wszystko musiałam dusić w sobie? Może wyglądałoby to inaczej, gdybym mogła się komuś wygadać. Nie chciałam jednak potwierdzać tego, że mój ojciec faktycznie jest śmierciożercą. Z resztą co by to zmieniło? Moi przyjaciele i tak już ze mną nie rozmawiali.

Jeśli liczyłam na to, że po świętach coś się zmieni, to powinnam pogratulować sobie naiwności i głupoty. Miałam wrażenie, że wszystko wyglądało jeszcze gorszej, bo nawet bliźniacy przestali ze mną rozmawiać, co było kolejnym ciosem wprost w moje, i tak już pokaleczone, serce. Nagle, nawet nie ze swojej winy, stałam się wyrzutkiem. Zostałam odtrącona za wybór mojego ojca. Czy to nie śmieszne, że karze się ludzi za czyny innych?

Samotność, która mnie wtedy ogarnęła była najgorszą rzeczą o jaką mogłam prosić w tamtym momencie. W momencie, kiedy wsparcie i odrobina ciepła była najlepszym lekiem. Dlatego każde wspomnienie Olivera, naszych wspólnych chwil, jego uśmiechu zadawała tylko dodatkowy, niepotrzebny ból. Czy to nie zabawne? Wspomnienie osoby, której najbardziej potrzebowałam zadawało mi wtedy najwięcej cierpienia. Świadomość tego, że nie mogłam być z nim, że byłam zdana na samą siebie była czymś potwornym. To pożerało mnie każdego dnia coraz bardziej, doprowadzając do pewnego chorego obłędu.

Na lekcjach, jeśli się już pojawiałam – co działo się sporadycznie po przerwie świątecznej, byłam na ogół nieobecna. Profesor McGonagall wyraźnie zaniepokojona moim stanem próbowała nawet zmusić mnie do wyjazdu, do domu – żebym odpoczęła i nabrała sił. Uważała, że potrzebuję wtedy najbliższych. Co za brednie! To właśnie przez nich zachowywałam się jak wariatka! To przez moją własną rodzinę moje noce stały się jeszcze gorsze niż wcześniej. To przez moją własną rodzinę obawiałam się swojej przyszłości. To właśnie mojej własnej rodziny nienawidziłam wtedy najbardziej. I nie widziałam żadnej, ale to żadnej, szansy na poprawę tej sytuacji.

objęcia śmierci ⚡ hpWhere stories live. Discover now