3 ⚡ jak pech to pech

3.1K 136 31
                                    

Niestety moje marzenia o spokojnym położeniu się spać legł w gruzach. Kiedy weszłam do dormitorium Parvati i Lavender były akurat w połowie rozpakowywania się. Nie przeszkadzało by mi to w ogóle, gdyby nie fakt, że Brown gadała jak najęta o tym, że nie wierzy w to co mówi Potter. Rozwodziła się nad wszystkimi bzdurami wypisywanymi w „Proroku Codziennym" dopóki do pomieszczenie nie wpadła Hermiona. A wtedy to się zaczęło! Granger już od progu zaczęła wykłócać się z Lavender o to kto tak naprawdę mała rację w całej tej sytuacji, jednak gdy nie doszły do porozumienia przez dobre dziesięć minut wraz z Patil postanowiłyśmy zainterweniować. Ze spokojem oznajmiłyśmy, że ta cała sytuacja nie powinna być powodem do kłótni już pierwszego wieczoru. Nie był to zbyt mocny argument, jednak wystarczył, ponieważ obie – mimo iż z naburmuszonymi minami – poddały się.

Wtedy miałam szczerą nadzieję, że nastanie wreszcie mój upragniony spokój. Nadzieja jednak jest matką głupich. Lavender niesiona dalszą chęcią rozmów zaczęłam przezywać fakt iż „najlepsze roczniki" – jej zdaniem – zdążyły już opuścić Hogwart i teraz nie ma już żadnych przystojnych chłopców. Temat najwyraźniej przypadł do gustu Parvati, która z ekscytacją opowiadała o jakimś krukonie, który wpadł jej w oko. Czułam, że z każdym kolejnym wypowiadanym przez nie słowami poziom mojego zdenerwowania stopniowo się podnosił. Tęsknym i zmęczony wzrokiem spojrzałam w kierunku Hermiony, jednak dziewczyna wydawała się być kompletnie nieobecna. Zaczytała się w jakąś książkę i tyle było z jakiejkolwiek rozmowy z nią.

Ku uciesze mojego organizmu o północy Lavender wreszcie odpuściła. W dormitorium zapadła cisza, o której tak długo marzyłam. Nakryłam się porządnie kocem i wtuliwszy twarz w poduszkę po kilku minutach wreszcie udało mi się zasnąć. Jednak w tej kwestii los ponownie wystawił mnie na próbę. Tak dziwnego snu nie miałam już od wieków.

Otóż znajdowałam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Dookoła strzelały różne światła z różdżek. Słyszałam głośne krzyki. Biegłam przed siebie wąskim korytarzem pośród różnych półek, a na końcu drogi czekał na mnie mój ojciec w towarzystwie Dracona Malfoy'a.

Obudziłam się zlana potem i kompletnie zdezorientowana. Zachowanie moich współlokatorek informowało mnie jednak o tym, że najwyższy czas już się zbierać, ponieważ wszystkie były już ubrane w swoje szaty i gotowe do wyjścia na śniadanie. Nie chcąc przegapić tego pysznego jedzonka jak poparzona wyskoczyłam z łóżka i nie zważając w ogóle na ich obecność w pomieszczeniu pospiesznie się przebrałam. Wcisnęłam się w rajstopy i spódnice. Stopy wsunęłam w buty ustawione przy łóżku. Narzuciłam na siebie koszulę i chwyciwszy pod pachę sweter, a w zęby krawat rzuciłam się do wyjścia.

Tuż przed obrazem wpadłam na Ron'a i Harry'ego, którzy posłali mi pytające spojrzenia. Wcisnęłam w dłonie rudzielca sweter oraz krawat, aby swobodnie móc wsunąć koszulę za spódnicę i zadowolona z siebie odebrałam pozostałe części garderoby od przyjaciela. On jednak dalej patrzył na mnie, jakbym postradała zmysły.

- Co jest? – bąknęłam wsuwając dłonie w rękawy swetra.

- Twoje... Twoje włosy – wybełkotał rudzielec. – Wyglądasz jakby uderzył cię piorun.

Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak fatalnie muszę wyglądać. Wybiegłam z sypialni bez żadnego spojrzenia w lustro. Ubierałam się w biegu. Byłam pewna, że pod moimi oczami widniały ciemne sińce, które na pewno dobrze nie współgrały z moją jasną cerą. Nie mogłam już jednak nic na to poradzić, więc związałam jedynie włosy w wysoki koński ogon i z opuszczoną głową kroczyłam w kierunku Wielkiej Sali za moimi przyjaciółmi modląc się, aby podczas tego „spaceru wstydu" nie spotkał nas żaden ze ślizgonów, bo mój wygląd na pewno nie umknąłby ich uwadze.

objęcia śmierci ⚡ hpKde žijí příběhy. Začni objevovat