Bliskość

197 24 3
                                    

***

-Co ten stary piernik od ciebie chciał? - zapytał Syriusz patrząc podejrzliwie na przyjaciela - James? James wróć do nas!

-Co-o? Mówiłeś coś do mnie Łapo?

James powiódł zdezorientowanym wzrokiem po gobelinach wiszących na ścianach w ich dormitorium. Syriusz podszedł od tyłu do przyjaciela i złapawszy za ramiona mocno nim potrząsnął.

-James! - popatrzył na niego spode łba, krzywiąc się kiedy nie ujrzał nawet najmniejszej reakcji - No weź!

Wszyscy zebrani w pokoju, to jest Remus, Peter, Syriusz i Lily, od dobrego kwadransu nie dawali żyć młodemu Potterowi, który dopiero co wrócił z gabinetu samego Albusa Dumbledorea. Od tamtej pory milczał jak grób, a właściwie to nie słuchał nawet co się do niego mówi. Po prostu patrzył w przestrzeń nie zdając sobie sprawy z otwartych ust i kropelek potu ściekających mu po skroni. Atmosfera była dość napięta odkąd przerażona pani Pomffey w biegu wpadła do gabinetu Dumbledorea potrącając po drodze nadal nie wtajemniczonego w sprawę profesora DIppeta, który rozpętał małe piekło. Dowiedziawszy się, że profesor transmutacji wpuścił do zamku czarodzieja podejrzanego o bycie Śmierciożercą postawił na nogi całe grono pedagogiczne i zamknął się z nimi w swoim gabinecie na dobre dwie godziny. Kiedy w końcu wyszli Dumbledore wysłał Jamesowi patronusa aby ten niezwłocznie przyszedł do jego gabinetu dodając, że nikt pod żadnym pozorem nie może go zauważyć, ani usłyszeć.

James wrócił po kolejnych trzech kwadransach zdyszany i spocony jakby przebiegł właśnie półmaraton. Rzucił tylko przez ramię, że niedługo wychodzi, i że tylko jedna osoba będzie mogła z nim iść. Jedno z nich będzie musiało iść z nim.

Lily przez cały ten czas siedziała jak na szpilkach. Wiedziała, że skoro Severus postanowił się przed nią otworzyć ona nie może się teraz wycofać. James w mgnieniu oka stracił u niej na wartości, była na niego wściekłą po tym co zrobił... Teraz jej serce waliło jak młot, a dłonie zaciśnięte w pięści trzęsły się jak podczas ataku histerii. Lily przeczuwała, że coś poszło nie tak.

Wiedziała.

***

-Panie psorze...

-Tak Hagridzie? - Dumbledore zaczął świdrować gajowego swoimi niebieskimi oczami wwiercając się głęboko w jego duszę i przeczesując zakamarki umysłu. A przynajmniej tak mu się wydawało...

-A co jeśli... Co jeśli on...

-Jeśli nie żyje Hagridzie? O to ci chodzi?

-Tak panie psor...

Hagrid przestąpił z nogi na nogę coraz bardziej denerwując się losem Ślizgona. Nigdy nie przepadał za chłopakiem to fakt, ale był to rodzaj normalnej niechęci Gryfona do Ślizgona, ucznia do nauczyciela i na odwrót. Teraz kiedy pomyślał, że ten chłopak, którego widział na błoniach tyle razy to ten sam chłopak, który przeżył tyle okropnych rzeczy... Nie. Nie mogło mu to nawet przejść przez myśl... To byłoby zbyt nie do pomyślenia, zbyt brutalne, zbyt.. zbyt.. To byłoby zbyt wielkie brzemię jak na tak młodego czarodzieja.

I było.

-Wtedy Hagridzie wrócisz tutaj, a ciało pana Snapea pochowa się oczywiście na rodzinnym cmentarzu. - Gajowemu odebrało mowę. Nie wierzył, że to możliwe, że osoba, której ufa od tak dawna może mieć tak chłodne serce i nie czuć, że dzieje się coś złego. - Idź już. Pokazałem ci gdzie, prawda?

-Jasne, panie psorze.

Hagrid oddalił się powłóczywszy za sobą nogami na skraj Zakazanego Lasu gdzie widniała brukowana ścieżka prowadząca wprost do Hogsmeade. Miał czekać. Czekać aż pojawi się ktoś, kto ma pomóc mu przetransportować...

Życie I Kłamstwa Severusa Snape'aWhere stories live. Discover now