Na własnych zasadach

309 29 17
                                    

-Lily biegnij teraz do zamku. Byle szybko - cichy głos Severusa przbił się na wskroś przez myśli Lily. Nie zamierzała nawet ruszyć się z miejsca, a co dopiero wrócić do zamku. Spojrzała gniewnie na Snape'a i zaczęła bombardować go spojrzeniami.

-Proszę.. Tu nie będzie zaraz bezpiecznie... Biegnij.

Przerażone spojrzenie powędrowało po zmęczonej twarzy. Lily nie mogła dostrzec tego co tam skrywał, choć bardzo tego chciała. Czarne włosy przysłoniły tryskające energią oczy, a uśmiech powoli zgasł.

-Wytłumaczysz mi?.. - Severus odwrócił się tyłem do Lily i w zamyśleniu kiwnął głową. Dziewczyna ruszyła biegiem przez las nie zdając sobie sprawy w jak ogromnym byłaby niebezpieczeństwie.

***

Zakapturzone postaci zaczęły wyłaniać się spomiędzy czarnych pni drzew. Severus stał spokojnie wpatrując się w cieknącą z nieba czarną mgłę. Blade dłonie z różdżkami wystawały spod czarnych peleryn wyraźnie gotowe do ataku. Czarne włosy powiewające nad spuszczoną głową osiadły twardo na ramionach. Przybysze cicho szeptali między sobą spoglądając niespokojnie na Severusa. Jedna z osób opuściła kaptur. Trupioblada skóra odznaczała się na tle czarnej tkaniny i czerwonych oczu. Wychudzone dłoni zacisnęły palce na różdżce kierując jej koniec na twarz Snape'a. Rękaw szaty opadł i wszystkim zebranym ukazał się zielone wystające żyły...

-Witaj Severusie..

-Witaj panie.

Czarny Pan uśmiechnął się kpiąco. Jego czerwone oczy błysnęły groźnie w cieniu kaptura. Gestem dłoni kazał cofnąć się swoim podwładnym szepcząc przy tym cicho zaklęcia..
Śmierciożercy spojrzeli po sobie niespokojnie. Dobrze wiedzieli, że Tom walczy tylko sam. Lubi droczyć się ze swoją ofiarą, a drobny chłopak nie wyglądał na groźnego przeciwnika.

-Jeśli chcesz do nas dołączyć na stałe musisz się wykazać, prawda Severusie? Musisz udowodnić, że jesteś godzien mojego towarzystwa - słowa Voldemorta wypłynęły przez wąskie wargi przemieniając się nienaturalny syk... Podobny do syku węża.

-Jak mam tego dowieść? - zapytał swawolnie. Czarny Pan nie lubił takich zachowań...

Tom zaśmiał się cicho a zarazem dźwięcznie. Pokiwał z uznaniem głową przybierając pozę gotową do ataku. Oboje wiedzieli, że będą musieli walczyć, a Voldemort wcale nie ma ochoty przyjmować go w swoje szeregi na dłuższy okres czasu...

-Zaczynaj młody magu...

Severus zrobił powolny ruch zataczając koło swoją różdżką. Wysunął delikatnie lewą nogę do przodu i odgarnął kosmyk włosów za ucho.

-Ty zacznij.. Panie.

Kpiący uśmiech ponownie zagościł na twarzy Czarnego Pana. Nigdy nie zamierzał dopuścić kogoś tak młodego do swojej armii. Severus był jego zabawką... Chciał pobawić się jego bólem i popatrzeć jak umiera w cierpieniach.

-Crucio - krzyknął znudzonym głosem.

-Protego! - Severus zareagował instynktownie odbijając zaklęcie w Voldemorta. Ten zaskoczony uskoczył w bok wydając z siebie coś na rodzaj śmiechu.

- Dobrze młody magu! Petrificus totalus!

Severus ledwie uskoczył i upadł na ziemię. Pośpiesznie wycelował różdżką i krzyknął:

-Sectumsempra! - snop czerwonych iskier wycelowany prosto w pierś Voldemorta miną ją o centymetry. Czarodziej ponownie uskoczył tym razem o mały włos unikając pocisku. Zaklęcie przeleciało między drzewami i ugodziło nic nie podejrzewającego zakapturzonego śmierciożercę. Mężczyzna zawył z bólu, a z jego piersi i twarzy zaczęła lać się krew. Z głuchym łoskotem upadł na ziemię. Pozostali rzucili przerażone spojrzenia w stronę Severusa. Największy, a zarazem najwyższy z nich ukląkł nad towarzyszem szepcząc cicho zaklęcia lecznicze. Głębokie rany powoli zaczęły się zasklepiać pozostawiając ślady krwi. Klatka śmierciożercy unosiła się i opadała nie mogąc złapać tchu.

Życie I Kłamstwa Severusa Snape'aWhere stories live. Discover now