Jedną z nich był aż nazbyt wybuchowy temperament podczas pełni. Po tym, jak urządził kiedyś w mieście krwawą masakrę, postanowił spędzać takie noce w zamkowych lochach. Podziwiałem jego oddanie i determinację, chociaż osobiście tego nie rozumiałem. Co za różnica, czy zabije te kilka osób, czy nie? Mimo wszystko zaimponował mi, dlatego właśnie pozwoliłem mu stać u mego boku.

- Wracając do tematu - skupiłem się na Annael - moje warunki wciąż są takie same. Ja robię z ciebie królową i daję ci wolną rękę, a ty robisz to, o co cię proszę i użyczasz mi swojej mocy, gdy tylko będę tego chciał.

Uważnie obserwowałem jej reakcję, nie do końca wiedząc, czego mogę się po niej spodziewać.

- Annael? - usłyszałem niepewny głos blondyna. Patrzył na dziewczynę z lekkim niedowierzaniem na twarzy.

- Nie wtrącaj się, książątko. Mama nie nauczyła dobrych manier? - warknąłem cicho.

- Spokój - rzekła stanowczo elfka. - Skąd mam wiedzieć, że mnie nie okłamujesz, Gabrielu? - spytała, patrząc mi prosto w oczy. Na dźwięk mojego imienia przeszły mnie ciarki.

Ludzie nie zwracają się do mnie po imieniu.

- Po co miałbym kłamać? - Zmarszczyłem brwi. Od zawsze brzydziłem się kłamstwem, nieważne co inni o mnie myśleli. - Nie mam żadnego interesu w tym, aby zatajać przed tobą prawdę. Oczekuję, że będziesz wobec mnie uczciwa i to samo daję ci w zamian.

Przez jej twarz przemknęło zaskoczenie.

- Skoro nie kłamiesz, to powiedz mi, dlaczego uwięziłeś mnie w tym parszywym obozie i kazałeś zabijać niewinnych ludzi? - Jej twarz pozostała spokojna, ale w głosie wyczułem nutkę złości.

No tak... Mój genialny plan, który okazał się nie tak genialny, jak z początku myślałem.

Westchnąłem cicho.

- Chętnie udzielę ci odpowiedzi na wszystkie twoje pytania, ale wolałbym to zrobić przy kolacji. To nie jest rozmowa na pięć minut, a za chwilę muszę zejść do gości. Jakbyście nie zauważyli - uśmiechnąłem się krzywo - na dole trwa bal.

- A co z nami?

Spojrzałem na blondyna, który zabrał głos i zastanawiałem się przez chwilę.

- Ach tak... Właściwie to ty i twój przyjaciel nie jesteście mi potrzebni. Najprościej będzie was po prostu zabić.

Uniosłem dłoń, przywołując moc feniksa, gdy poczułem, jak długie palce oplatają się wokół mojego nadgarstka.

- Nie rób tego, proszę - usłyszałem wystraszony głos dziewczyny, jednak nie przerwałem czynności. Z moich palców powoli wydobywał się czarny dym. - Gabrielu, przestań! - Szarpnęła moją ręką, a ja poczułem przyjemne ciepło w miejscu, gdzie jej skóra stykała się z moją.

Spojrzałem na nią nieco zirytowany.

- Co znowu? - burknąłem.

- Co znowu?! To są moi przyjaciele! Ty myślisz, że jak ich zabijesz, to przystanę na twoją propozycję? - odparła oburzona.

- Przyjaźń jest przereklamowana. Są z tobą tylko dla własnych interesów. Jaśnie książę wykorzystuje cię, by ponownie zasiąść na tronie, a jego cudowny obrońca po prostu mu pomaga. Przy okazji korzysta z tego, że grzejesz mu łóżko - prychnąłem. - Ty to nazywasz przyjaźnią? Jak tylko się mnie pozbędą, zapomną o tobie, albo z litości będą cię traktować jak ładną dziwkę, nic więcej.

Przez jej twarz przemknął ból, na co uśmiechnąłem się z satysfakcją.

Nie, nie dlatego, że sprawiłem jej przykrość, a dlatego, że w końcu dotarła do niej prawda.

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now