– Była zła – przyznała ściszonym głosem Olive.

– Tak, była zła i jednocześnie rozczarowana, że jej nie posłuchałaś. Czy jedząc te ciastka, czułaś, że robisz źle? A może pokusa zjedzenia ich była silniejsza?

Olive odważyła się spojrzeć na ojca. W jej niebieskich oczach widniało zawstydzenie.

– Naprawdę chciałam zjeść te ciastka, tato – przyznała. – Wiedziałam, że mama będzie zła, ale... wyglądały tak apetycznie. Poza tym... nie chciałam, by William zjadł wszystkie. Jest takim łakomczuchem.

James powstrzymał się, by się nie zaśmiać.

– Tak samo bywa z innymi ludźmi, którzy robią złe rzeczy. Pokusa zrobienia tego jest w nich silna, bo robiąc to, nie czują albo nie chcą czuć wyrzutów sumienia. Na pewno tak jak ty też nie chcą, by ktoś zwinął im coś cudownego sprzed nosa. Ale mi najbliższe prawdy jest stwierdzenie, że oni po prostu się boją.

– Boją się? – powtórzyła. – Czego?

– Innych ludzi, tym, co dysponują i oferują, jacy są i jakimi zasadami się kierują.

Olive najwyraźniej nie rozumiała, bo ponownie zmarszczyła brwi, a tym razem i nos i bardzo markotnym wyrazem wpatrywała się w Jamesa.

– Ale, tato, przecież to głupie – stwierdziła.

– Wiem, słońce – odparł. – Ale tak to bywa w ludzkim życiu. Strach posuwa nas do wielu, często nieszlachetnych czynów i nie za wiele możemy zrobić, chociaż bardzo się staramy. Jestem pewien, że zrozumiesz to bardziej, gdy trochę podrośniesz, a teraz idź, umyj buzię, bo masz całą w nutelli.

Olive wykonała gest, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła. Popatrzyła jeszcze na ojca i mając bardzo zamyśloną minę, wspięła się po schodach.

James odetchnął głęboko, kiedy zniknęła mu z oczu. Rozprawianie o tak poważnych rzeczach z małym dzieckiem nigdy nie jest łatwe, a zwłaszcza rozmawianie o nich z Olive, która od zawsze miała specyficzny pogląd na świat.

Z góry rozbrzmiał głos Stelli.

– James, powiedz Williamowi, żeby wziął kurtkę!

– Jest lato! Niepotrzebna mi kurtka! – oburzył się William.

– A jak będzie padać?!

– To zmoknie! – odkrzyknął James, by zakończyć tę niepotrzebną kłótnię, a potem podszedł do okna i ponownie wyjrzał na osiedle.

* * *

William pokręcił głową i w następnej chwili pochylił się do przodu, by poszukać innej stacji radiowej, bo aktualna nadawała właśnie znienawidzoną przez niego Britney Spears. Jego najlepszy przyjaciel – Jason Moss – zaśmiał się rozbawiony kwaśną miną Williama, tym samym ukazując rząd białych i prostych zębów niczym z reklamy gumy do żucia.

– Jak ludzie mogą tego słuchać? – zapytał William z niedowierzaniem, ciągle szukając odpowiedniej stacji.

– Masz spaczony gust i tyle – odparł Jason. William spojrzał na niego spod przymrużonych oczu. – Ej, zostaw Eminema!

Jadąc dwudziestką czwórką, opuścili Chattanooga w rytm rapu Eminema. Do Nashville, gdzie wybierali się na mecz koszykówki i imprezę, czekał ich jeszcze kawałek drogi. Aktualnie zegarek w telefonie Williama wskazywał kilka minut po trzeciej po południu, a długa podróż powoli zaczynała się na nich odbijać. Dzień był gorący i parny i tylko dzięki klimatyzacji udawało im się jakoś przetrwać atakujące przez szybę słoneczne promienie.

Apokalipsa. Czas zagłady [POPRAWKI]On viuen les histories. Descobreix ara