Kobieta uśmiechnęła się skruszona, przeczesując palcami moje lekko potargane włosy.

- W kuchni znajdziesz jakieś proszki przeciwbólowe, a w salonie czeka na ciebie twój prezent.- kontynuowała, obejmując mnie lekko.

Zmarszczyłam zdziwiona brwi, odsuwając się od niej na pewną odległość.

-Prezent?- spytałam, unosząc jedną brew ku górze.- Przecież mówiłam, że nic nie chce.-ciągnęłam dalej z wyrzutem.

Mama niezbyt mnie chyba słuchała. Uśmiechnęła się jedynie pod nosem, poprawiając torebkę na ramieniu.

-Śpieszę się do pracy, Peter jest już w szkole, a ty się ogarnij.- wymieniła, składając na moim obolałym czole krótki pocałunek na pożegnanie. - Miłego dnia, skarbie.- powiedziała na odchodne, kierując się w stronę wyjścia z mojego pokoju.

Ja sama stałam tam jeszcze przez dłuższą chwilę, przymykając zmęczone oczy. Złapałam się za głowę i rozmasowałam obolałe skronie. Co za upierdliwy, nieznośny ból! Wypuściłam z frustracją powietrze przez usta, po czym w dość mozolnym tempie zażyłam tabletki od mamy, a następnie zaczęłam sprzątać ten cały syf w moim pokoju, licząc na to, że środki przeciwbólowe zaczną działać.

"Oto zwycięzca zakładu!"

Cholerny głos w mojej głowie odezwał się, przypominając chwile z wczoraj.

Pierdolony Luke i zakład. Chyba nigdy nie wybaczę sobie tego jak bardzo pozwoliłam mu się do siebie zbliżyć, a jemu nie wybaczę tego w jak okropny sposób wykorzystał chwilę słabości oraz fakt, że zaczęłam czuć przy nim coś zupełnie nowego.

Zbierałam wszystkie śmieci jakie walały mi się niepotrzebnie po pokoju, po czym zeszłam powolnym krokiem po schodach i wyrzuciłam je do kosza w kuchni, zatrzaskując jedną z szafek z niewielkim hukiem, który w mojej głowie zadudnił echem tak bardzo nieprzyjemnie, że aż zacisnęłam mocno powieki i szczękę.

Tabletki nadal nie zaczęły działać, a ja chyba dostanę zaraz furii. Ból głowy i wczorajsze przykre wydarzenia nie były wcale dobrym połączeniem, bo jedynie frustrowałam się jeszcze bardziej.

-Jestem chyba najgłupszą licealistką jaką świat widział.- wymamrotałam, opierając się o blat.

-Z grzeczności nie zaprzeczę.- usłyszałam za sobą.

Wystraszona obróciłam się szybko w stronę wejścia gdzie stał Andy. Widok ojczyma o poranku był naprawdę bardzo dziwny, głównie dlatego, że z reguły mijaliśmy się tak, że jeszcze nigdy nie widziałam go przed wyjściem do pracy i przez to jego widok był dla mnie dużym szokiem.

Mężczyzna wypił wczoraj taką samą ilość alkoholu jak ja, a mimo to był ogolony, ubrany w idealnie białą koszulę oraz wyprasowane spodnie od garnituru, jego włosy nie były potargane, a zamiast tego sprawiały wrażenie czystych i nienagannie ułożonych. Jedyne co go zdradzało to cienie pod oczami, które akurat mógł wytłumaczyć nawet głupim zaspaniem.

-Jakim cudem nie jesteś zmęczony?- zdziwiłam się, przykładając jedną rękę do czoła.

-Bo w przeciwieństwie do ciebie potrafię sobie z tym poradzić.- odpowiedział z przekąsem, podchodząc w stronę blatu, gdzie leżała paczka z jego drugim śniadaniem.

Gdy obok mnie przechodził poczułam zapach perfum i żelu pod prysznic, które bardzo skutecznie zamaskowały woń alkoholu.

Jeszcze chyba nigdy w życiu nie widziałam go tak bardzo trzeźwego...no może poza pierwszym tygodniem po jego wprowadzeniu się tutaj, ale przecież to było wieki temu, tak dawno, że czułam się jakbym oglądała wymarły gatunek.

His fault L. Hemmings Where stories live. Discover now