Rozdział 26

2.6K 113 15
                                    

Histeria. Tylko w ten sposób mogłam określić stan, w którym się znajdowałam. Ciąża nie sprzyja wydarzeniom, które wywierają duże emocje. Każda kobieta inaczej reaguje, inaczej to przechodzi. W chwili, w której Charles osunął się na ziemię, nie czułam nic, oprócz nicości. Czyjaś ręka czule gładziła moje włosy. Biel, która raziła moje oczy, zlewała się w całość. Nieznośny ból głowy dawał o sobie znać. Wciąż byłam otępiała, nie orientowałam się w sytuacji, w jakiej się znajdowałam. Wszystko dochodziło do mnie z dużym opóźnieniem. Pielęgniarki z początku nie chciały podać mi środków uspokajających. Nie wiem co nakłoniło je do zmiany zdania. Stary Whitford leżał w pomieszczeniu na końcu korytarza. Gdyby nie upierdliwy Harry, który wszędzie za mną łaził, prawdopodobnie nie dałabym sobie rady, nie tyle fizycznie, co psychicznie. Pogotowie zjawiło się po dobrych parunastu minutach i długich próbach ratowania Charlesa. Udało się. Żył.

- Harry, powinieneś zabrać Priscillę do domu. - to było jedyne, co zdążyłam zarejestrować przed silnymi ramionami, które chwyciły moje ciało i zaniosły do samochodu. Tak sądzę.

Patrzyłam pustym wzrokiem na te wszystkie osoby, które w tym czasie mnie minęły i zastanawiałam się, co siedzi w ich głowach. Czy patrząc na mnie, przekazują współczucie, bo przecież nie od dziś wiadomo, jak ważnym człowiekiem w moim życiu jest Charles, czy może czują obrzydzenie, bo wróciłam do faceta, który źle mnie potraktował? Jedno drzewo, drugie, trzecie. Nie wiem, właściwie to na zewnątrz panuje ciemność. Jestem naćpana.

Mój mózg rejestruje cichą muzykę, która płynie z głośników. Spoglądam na Harry'ego, a jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Czy ma mi za złe to, co powiedziałam rano? W końcu, gdyby nie wybuch, nie byłoby spaceru i możliwe, że Charles leżałby teraz w sypialni, a nie w szpitalnej sali. Wracam wzrokiem za okno, ale nie widzę już nic. Zasypiam.

-

Otworzyłam oczy wraz z chwilą, w której ktoś mocno objął ramionami moje ciało. Zignorowałam to, znów próbując oddać się krainie snów. Czułam, że spałam naprawdę długo, a mimo tego faktu, byłam cholernie zmęczona. Parę kropel spadło na moją szyję. Tego już ignorować nie mogłam. Odwróciłam się przodem do Harry'ego, niemal od razu przykładając dłoń do jego twarzy. Płakał. Łzy strumieniami wylewały się z jego oczy, na co wstrzymałam oddech. Czekałam na najgorsze. Na te dwa przeklęte słowa "nie żyje", ale nic takiego nie nadchodziło. Gdzieś tam w środku miałam nadzieję, że spędzimy w starym gronie jeszcze ładnych parę miesięcy albo, że cała ta choroba okaże się totalną ściemą i zobaczę Charlesa z moim dzieckiem na rękach, uśmiechniętego, rzucającego jakieś głupie teksty. Czułam, że to niemożliwe, ale nie chciałam przestać wierzyć.

- Zastanawiałaś się, co musi czuć Mary Jo? Na własnych oczach traci miłość swojego życia, osobę, przy której spędziła parędziesiąt długich lat. Próbuję postawić nas w tej sytuacji. Kurwa, nie wyobrażam sobie tego. Już raz cię straciłem, gdyby to się powtórzyło i to jeszcze... gdybym miał cię już nigdy nie odzyskać... Priscilla, umarłbym razem z tobą. Z wami. Gdyby coś się teraz stało, tobie czy dziecku, nie wybaczyłbym sobie tego. Czuję się odpowiedzialny. Raz spieprzyłem, drugi raz nie zamierzam. Gubię się w tym wszystkim, nachodzą mnie złe myśli. Nie chcę cię znów skrzywdzić... tak bardzo potrzebuję pomocy w kochaniu cię.

Wypowiadając te słowa, łzy wcale nie chciały ustąpić. Nie tylko Harry'ego, ale też moje. Oboje byliśmy zagubieni, ale najlepsze w tym wszystkim było to przeczucie, które podpowiadało mi, że mimo zgubienia, kiedyś odnajdziemy właściwość, której bardzo potrzebowaliśmy. Ucałował wierzch mojej dłoni, a ja bez słowa wtuliłam się w jego ciało. Trwaliśmy tak bez słowa, kochając siebie nawzajem.

xx

The Perfect Husband | Harry StylesWhere stories live. Discover now