Rozdział 16

3K 115 3
                                    

Zawsze patrzcie na właściwą stronę życia.

Nie chciałam się budzić. Zdecydowanie nie chciałam otwierać oczu, by zmierzyć się z rzeczywistością, gdy miałam taki piękny sen. Chciałam trwać w jego ramionach całą wieczność, ale zdawałam sobie sprawę, że to niewykonalne. Nie, gdy zza okna dobiegają głośne odgłosy. Spróbowałam się poruszyć, ale coś skutecznie mi to uniemożliwiło. Otworzyłam powieki, powoli przyzwyczajając się do niezwykle jasnego światła. Cichy pomruk uciekł z moich ust i niemal w tej samej chwili uścisk wokół mojego pasa się zacieśnił. Poczułam mokre wargi na swojej szyi i w tamtym momencie wiedziałam, że mój sen był realny. Ciepło rozlało się w mojej klatce piersiowej i podbrzuszu. Całe ciało ogarnęło szczęście.

- Wyspana? - tak dobrze mi znany, zachrypnięty od snu, głos.

- Chyba nie wypada mi powiedzieć, że się nie wyspałam. - mruknęłam, obracając się przodem do Harry'ego. Przytuliłam się do jego torsu i w spokoju wdychałam przyjemny zapach. - Nie puszczę cię.

- A jeśli muszę za potrzebą?

- Zapanuj nad swoim pęcherzem, Styles. - mruknęłam, próbując ukryć uśmiech. Z wielką niechęcią puściłam bruneta, a ten skorzystał z okazji i wyskoczył z łóżka, wpuszczając pod kołdrę trochę zimnego powietrza. Szybko wtuliłam się w jego poduszkę, kuląc się jak tylko mogłam. Czułam się wyczerpana. Czułam niezidentyfikowany ból. Czułam się źle, ale z drugiej strony czułam się dobrze. Niestety po paru minutach głośne hałasy z dworu się nasiliły, a to zmusiło mnie do wstania z ciepłej krainy rozkoszy. Próbowałam. Próbowałam wstać, ale od razu opadłam na materac. Nie czułam żadnej kończyny, a ból rozsadzał mi czaszkę. Chciało mi się pić. I to cholernie. Czy ja mam kaca? Nie wiem jak długo leżałam w bezruchu, zanim Harry nie pojawił się znów w sypialni.

- Priscilla? Dobrze się czujesz? Blado wyglądasz. - podszedł do mnie i ukucnął tuż obok łóżka. Odgarnął włosy w mojej twarzy, a ja mimo wszystko nie mogłam na niego spojrzeć.
- Cholera, to pewnie efekt uboczny tych środków na sen.

- Ile mam tego w sobie?

- Uh, dużo?

--- 

Trzy pieprzone dni spędziłam w łóżku. Prawie przez cały ten czas spałam. Harry i Mary Jo ustalili, że więcej nie podadzą mi żadnych leków, a już na pewno nie w podwojonej dawce. Żona Charlesa była kochaną osobą, pełną wdzięku i miłości do drugiego człowieka. Jedną z niewielu jej wad było zamiłowanie do lekarstw, w tym nie znała umiaru. Nie będę się gniewać za próbę morderstwa na mojej osobie, bo zdaję sobie sprawę, że żadne z nich nie miało tego na celu.

Owe hałasy, które nie dawały mi odpocząć wzięły się stąd, że stary Whitford miał zachciankę. Stadninę koni. Wielka łąka zamieniła się w wybieg, a stodoła znacznie się powiększyła. Wadą Charlesa było to, że gdy czegoś chciał, to to dostawał. I nie ma nawet mowy, by go odwieść od pomysłu i pożądania.

Naciągnęłam sweter na swoje ramiona, czując nieprzyjemny chłód. Styles kategorycznie zabronił mi ruszać się z łóżka, ale ja miałam dosyć siedzenia na tyłku. Dlatego wyszłam na dwór, chcąc przywitać się z nowymi zdobyczami Charlesa. Zastałam go tam, gdy czesał jedno ze zwierząt.

- Dobrze się czujesz? Wyglądasz..

- Jak martwy koń, tak wiem. - zwierze z blond czupryną zaśmiało się w moją stronę, plując w moją twarz. - Dobra, rozumiem. Koniec z żartami o koniach.

Charles również się zaśmiał, ale on przynajmniej trzymał fason i nie napluł na moją osobę.

- Dlaczego właśnie one?

- A dlaczego nie? Priscilla, mieszkam w Tennessee. Ujeżdżanie konia to tutejsza tradycja.

Pokręciłam głową, głaszcząc dłonią grzbiet rumaka. Dręczyło mnie jedno pytanie, które nie mogło mi przejść przez usta. Nie potrafiłam. Nie chciałam, ale mnie korciło.

- Chcesz zapytać, co z nimi zrobię, gdy umrę? Nie jestem głupcem. Twój ojciec je z chęcią zaadoptuje.

I powrócił do wykonywanej czynności, totalnie się w niej zatracając. Poczułam silne ramiona, które objęły moje ciało, a następnie krótki całus w czubek głowy. Mogłam jedynie się uśmiechnąć. Żadne z nas nie poruszyło się nawet na sekundę. Oboje przyglądaliśmy się Charlesowi, który był niezwykle spokojny. Każdy człowiek musi znaleźć swoją oazę spokoju, gdzie pozwoli myślom się oczyścić. Stary Whitford znalazł ją po wielu latach szukania. Takiego opanowanego nigdy go nie widziałam. Był spokojny, skupiony i niezwykle łagodny. Sposób w jaki mówił, jak się poruszał. Lepiej późno niż wcale.

Zimne powietrze dawało o sobie znać, ciemne chmury nieubłaganie się zbliżały, a my staliśmy wtuleni w siebie i słuchaliśmy jednej z wielu pieśni Charlesa.

Niektóre rzeczy w życiu są podłe
Tak że po nich wpadasz w szał
A przez inne tylko klniesz i klniesz
Więc kiedy gryziesz się rozterkami
Nie marudź, zagwiżdż sobie
I to pomoże w tym by wszystko wyszło na dobre


I zawsze patrz na jasną stronę życia


Zawsze patrz na lekką stronę życia
Jeśli życie wydaje się strasznie marne
Jest coś, o czym zapomniałeś
I tym czymś jest śmiech, uśmiech, taniec i śpiew
Kiedy masz doła - nie zamieniaj się w matoła
Po prostu zaciśnij usta i zagwiżdż - to jest to!


I zawsze patrz na jasną stronę życia
Zawsze patrz na lekką stronę życia


Bo życie jest dosyć absurdalne
A śmierć to ostanie słowo
Zawsze stawaj przed kurtyną z ukłonem
Zapomnij o swoim grzechu
Uśmiechnij się szeroko do widowni
Ciesz się tym, tak czy owak to jest ostatnia okazja

Więc zawsze patrz na radosną stronę śmierci
Tuż zanim weźmiesz swój ostatni oddech


Życie to kupa gówna, jakby nie patrzeć
Życie to śmiech, a śmierć to żart - taka prawda
Ujrzysz to wszystko jakby było przedstawieniem
Śmiej się dalej kiedy odchodzisz
Tylko pamiętaj że ten się śmieje kto się śmieje ostatni


I zawsze patrz na jasną stronę życia
Zawsze patrz na pogodną stronę życia


Wiecie że gorsze rzeczy przydarzają się zagubionym

Zawsze patrzcie na jasną stronę życia...

To znaczy - co macie do stracenia?
No wiecie, z prochu powstajecie
W proch się obracacie
Więc co straciliście? Nic!


Zawsze patrzcie na właściwą stronę życia

xxx


The Perfect Husband | Harry StylesWhere stories live. Discover now