Rozdział 6

3.7K 153 4
                                    

Niepamięć to dobra wróżka. Litościwie zarzuca całun zapomnienia na człowiecze myśli. Czas leczy rany. Zło odchodzi w dal.


Przemierzałam powoli każdy kąt domu, w którym się wychowywałam, przywracając wspomnienia do mojej głowy. Wystrój się nie zmienił, ciepły kolor ścian emanował pozytywną energią, a świeże kwiaty stały w wazonach, porozstawiane po całej rezydencji. Z kuchni dochodził słodki zapach, który budził burczenie w brzuchach domowników - tak zawsze było i zawsze będzie, nie można odebrać Mary Jo talentu do wypiekania najlepszych ciast pod słońcem. Szłam dalej, aż natrafiłam na drzwi do naszej byłej sypialni. Wahałam się, ale ostatecznie weszłam do pomieszczenia. Jakież było moje zdziwienie, gdy zastałam wszystko dokładnie tak, jak to zostawiłam parę lat temu. Mimo, że nasze małżeństwo się rozpadło i raczej nikt nie przypuszczał, że znów się z Harry'm zejdziemy, nie ruszyli tego pokoju w celu innym niż sprzątanie. Usiadłam na skraju łóżka, patrząc kolejno na ściany, meble i zdjęcia w ramkach. Prócz jednego, każde z nich przedstawiało naszą trójkę, zawsze roześmianą. Byliśmy trzema muszkieterami Memphis, nieśliśmy kłopoty, ale też dobrą zabawę. Nastoletnie lata były szalone. Największe zdjęcie, oprawione w złotą ramkę, było robione w dzień naszego ślubu. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy z uśmiechem na ustach, a nasze czoła się o siebie opierały. Spoglądając na to zdjęcie po tylu latach od rozstania, dalej mogę poczuć jaką miłość widziałam w jego oczach tamtego dnia. Jak widać nawet największe uczucie przemija.

- Naszło cię na wspomnienia? - Styles zrujnował całą chwilę. Nie odpowiedziałam, kierując wzrok jak najdalej od jego osoby. Postawił nasze torby na środku sypialni, zapewne oczekując jakiegokolwiek odzewu z mojej strony. Nie doczekał się, więc nogi niosły go do wyjścia, ale nim zniknął z mojego pola widzenia, przemówił. - Odśwież się, pojedziemy na wycieczkę.

I wyszedł, zostawiając mnie samą. Z westchnieniem podeszłam do szafy i uchyliłam drzwiczki, w celu spojrzenia w lustro, a zamiast na swoje odbicie, zwróciłam uwagę na starannie ułożone ubrania. W tamtej chwili mogłam pomyśleć, że ktoś jednak wprowadził się do pokoju, ale wszystkie rzeczy należały do mnie. Dokładnie te same, które wylądowały w worze, w trakcie przeprowadzki do Chicago. Uśmiech sam cisnął mi się na twarz, gdy zaczęłam szukać swoich ukochanych spodni. I gdy je znalazłam zachciało mi się płakać. Pobyt tutaj będzie jak powrót do przeszłości.

-

Mimo wielkiego wzruszenia założyłam jedną z przywiezionych sukienek. Coś w środku totalnie mnie blokowało, nie pozwalało zrobić wielkiego kroku wstecz, jakby wiedziało, że finał całego zajścia będzie miał smutny koniec. Kiedyś nie myślałabym o tym w taki sposób, ale teraz, zbliżając się do trzydziestki, widzę rzeczy, których nie mogłam pojąć, będąc gówniarą. Nie żyje się chwilą, wszystko co zrobisz będzie miało wpływ na twoją przyszłość. A jaką przyszłość przyniesie mi kłamstwo?

Siedziałam z Harry'm w samochodzie, słońce przyjemnie okalało moją twarz, a wiatr rozwiewał moje włosy. Z radia sączyła się radosna piosenka, która samą melodią zmuszała do wielkiego uśmiechu i wprawiała słuchacza w dobry nastrój. Starałam się wyluzować i nie myśleć, dokąd mój były mąż nas prowadzi, choć dobrze znałam tą okolicę.

- Przy mnie się nie stresujesz. - odparł, gasząc samochód. Gdy stanęliśmy na polnej drodze, odważyłam się na niego spojrzeć. Stał uśmiechnięty i wyglądał tak naturalnie, jakby zamiast się starzeć, zatrzymał się w miejscu. Nie miał na sobie sztywnego garnituru, a zwykłą, kolorową koszulę, rozpiętą u góry i spodnie z dziurą na kolanie. Przy nim, moja sukienka w kwiatki była zbyt elegancka i może trochę, ale tylko trochę, poczułam się z tego powodu głupio.

- Kiedy jesteśmy sami nie muszę udawać, że na ciebie lecę, czyż nie mam racji?

Nie będę narzekać na brak odpowiedzi z jego strony. Weszliśmy na łąkę, na której po trzech krokach zmuszona byłam się zatrzymać, gdyż obcasy moich butów zapadały się w miękką ziemię. Westchnęłam z zamiarem ściągnięcia ich, ale brunet mnie wyprzedził. Ułamek sekundy później czułam jego silne ramiona, obejmujące moje ciało. Posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam.

- Nie musiałeś tego robić. 

- Owszem musiałem. Ostatnim razem, gdy pozwoliłem ci iść boso przez łąkę, wielki odłamek szkła utknął ci w stopie i musieliśmy w nocy jechać do szpitala. Po za tym nie lubisz robactwa.

Roześmiałam się.

- Zabawne, że pamiętasz takie rzeczy.

- Oczywiście, że pamiętam. - udał oburzonego, co nie pozwalało zejść uśmiechowi z mojej twarzy, choćby na chwilę. I on również obdarzył mnie pięknym uśmiechem. - To były dobre chwile. Wszystko co związane z tobą, było dobre.

- Harry...

- Tak, wiem. - posadził mnie na niskiej gałęzi, a sam odszedł nieco dalej, patrząc przed siebie. Rozejrzałam się dookoła. Nasze miejsce. Tu uciekaliśmy, chcąc świętego spokoju, tu wyznaliśmy sobie miłość, tu po raz pierwszy się kochaliśmy, tu przyjęłam jego oświadczyny. To drzewo było naszym symbolem miłości, jakkolwiek to nie zabrzmi. Oprócz naszych wyrytych inicjałów w korze, na gałęzi, na której siedziałam, przybita była tabliczka. "Nasza miłość jest równie wielka i silna, jak drzewo, pod którego gałęziami stoisz".

- Dlaczego właściwie tutaj jesteśmy?

- Bo się stresujesz. W życiu nam nikt nie uwierzy w tą bajeczkę o miłości. - był zirytowany. - Nie zrozum mnie źle, Scilla. Wolałem z tobą porozmawiać, nim ktokolwiek zacznie zadawać pytania. To wszystko musi wyglądać naturalnie, więc nie sztywniej, gdy podejdę i cię przytulę, czy pocałuję...

- Pocałujesz? - nie pozwoliłam mu dokończyć. To wystrzeliło z moich ust tak szybko, że dopiero po chwili się zorientowałam, jak głupio to zabrzmiało.

- Tak, mam zamiar cię pocałować. Zwracać się do ciebie pieszczotliwie, jak za dawnych czasów. Nie musisz od razu wszystkiego odwzajemniać, oczywistym jest, że potrzeba czasu, żebyś zaczęła mi na nowo ufać. Wszyscy wiedzą, że nie tak dawno temu odwołałaś ślub, uczucia nie mijają i nie przychodzą tak szybko. Nie chcę wywierać na tobie presji, ale błagam, nie patrz na mnie jak na wroga. Jeśli to ma przejść, musimy się zaprzyjaźnić. Zgadzasz się?

Kiwnęłam głową.

xx

The Perfect Husband | Harry StylesWhere stories live. Discover now