Rozdział 21

2.6K 124 7
                                    

Minęły dwie doby, a ja wciąż nie czułam się najlepiej. Jednak dla świętego spokoju postanowiłam ulec Gemmie, która od paru dni męczyła mnie wyjściem na imprezę. Jęczała nad moim uchem, mówiąc, że mała impreza jeszcze nikogo nie zabiła. Aktualnie czuję się jak trup i mam wrażenie, że nawet na gruba warstwa makijażu nie zakrywa mojej szarej skóry i cieni pod oczami.

Z trudem wbiłam się w obcisłe, skórzane spodnie, które Gemma nakazała mi założyć. Do tego bluzka, która odkrywała więcej niż by chciała i cholernie wysokie buty, od których się odzwyczaiłam w ciągu minionych miesięcy. Chcesz być piękna? Musisz cierpieć. Szkoda, że czuję się gorzej niż wyglądam. Może pójdę na moje marne umiejętności aktorskie i udam, że nie żyję. Niech to będzie mój plan B.

Impreza nie należy do tych typowych. Przepustką do środka jest odpowiedni strój, można rzec, że trochę kowbojski. Kapelusze, wysokie buty, skóra, rzemyki, frędzle, paski - to jest twoja karta wstępu. Wnętrze klubu urządzone jest w takim typowo amerykańskim stylu. I co ważniejsze, nie znajdzie się tutaj piszczących, napalonych nastolatek, bo nikt poniżej dwudziestego pierwszego roku życia nawet nie spojrzy w dziurkę od klucza. Młode dziewczyny, ubrane dość skąpo, ale wciąż nawiązując do tematu lokalu, wyginały swoje ciała w seksowny sposób na specjalnych stołach. Robiły to tak, że normalna kobieta dostałaby kompleksów patrząc na nie chociaż przez sekundę. Może dlatego w większości roi się tutaj od mężczyzn. Cieszę się, że Gemma wyciągnęła mnie do takiego miejsca bez Harry'ego. Nie czułabym się komfortowo widząc, jak się ślini na widok półnagich panienek. Zupełnie jak jego siostra w tej chwili.

Podeszłam bliżej i palcem wytarłam ślinę z kącika ust mojej najlepszej przyjaciółki. Pokierowałam ją wzrokiem do baru, bo w ciągu paru sekund moje usta były suchsze niż pustynia. Zajęłyśmy swoje miejsca na hokerach przy barze. Blondynka przywołała dłonią barmana i złożyła zamówienie, a ja w tym czasie zdjęłam kapelusz i uporałam się z włosami. Nie chcę nawet wiedzieć, ile Gemma zużyła lakieru na moje włosy, bo lepią się niemiłosiernie.
Kiedy barman postawił przed nami kufle z piwem, na mojej twarzy uformował się grymas. Spojrzałam na dziewczynę, która już sączyła trunek, zupełnie się niczym nie przejmując.

- Co? Potrzebujesz czegoś na rozluźnienie. - mimo, że słowa były skierowane w moją stronę, jej oczy pożerały tańczące dziewczyny.

- Nie wypiję tego. Jeszcze komuś obrzygam buty. - skrzywiłam się na niemiłe wspomnienie.

- No jasne. To należy do przyjemności, których tylko Harry może doświadczyć. Hej, barman! Jakiś soczek dla tej nudziary obok. - wytknęła mnie palcem, a ja przewróciłam oczami.

- Przestań robić sceny, Gemma. I przestań wtapiać wzrok w te dziewczyny.

- Cicho siedź. Ty masz orgazmy codziennie, mi też się coś od życia należy.

Zeskoczyła z hokera i ruszyła przed siebie.

- Nawet nie wiesz, czy są lesbijkami! - krzyknęłam za nią, ale się nie odwróciła.
Westchnęłam zrezygnowana, ale posłałam barmanowi przyjazny uśmiech, gdy postawił przede mną sok.

- Każda z tych dziewczyn jest homoseksualna. Uroki pracy tancerki w barze dla napalonych fagasów. Mają się czym bronić. - ciemnoskóry barman posłał mi rozbawiony uśmiech. Spojrzałam w kierunku owych dziewczyn i faktycznie, w tej chwili wymieniały się ślinami, a rozentuzjazmowana Gemma, jako jedna z wielu, wiwatowała pod samą sceną. Przeniosłam swój wzrok znów na barmana.

- Poproszę jednak to piwo. Na trzeźwo tego nie zniosę.

--

Zacisnęłam wargi, starając się podtrzymać zalaną w trupa Gemmę. Udało mi się wyciągnąć ją z klubu o tak później godzinie, że nawet nie fatygowałam się o telefon do Mary Jo lub Charlesa. Mimo, że sami to zaproponowali, nie chciałam ich ściągać z łóżek. Stwierdziłam, że się przejdziemy. I nasza wędrówka trwa już ponad czterdzieści minut, a końca nie widać. Jest tak ciemno, że mogłyśmy zejść na inną drogę i za parę dni dojdziemy do Los Angeles. Cholera. Dwie pijane kobiety na nieznanym terenie w środku nocy. Gdyby Harry się o tym dowiedział, to chyba udusiłby mnie własnymi rękami.

Zrobiło mi się niedobrze. Po raz kolejny. Puściłam Gemmę i odeszłam kawałek, by przypadkiem jej nie uświnić. Łzy cisnęły mi się do oczu. Już szczerze wątpię, żeby to było zwykłe zatrucie pokarmowe. Odwróciłam się z zamiarem ponownego ruszenia w drogę, ale moja przyjaciółka wcale nie miała zamiaru wstać z ziemi.

- Gemma, błagam cię. - wyszeptałam z płaczem, próbując ją podnieść. Ona jedynie pokręciła głową, a mi nie pozostało nic innego, niż usiąść obok niej i czekać na śmierć.

- Przepraszam. - odparła w chwili, w której oparłam głowę o jej ramię. - Nie bawiłaś się najlepiej, a ja cię wykorzystałam. Przepraszam. - i w chwili, w której chciałam się odezwać zauważyłam światła samochodu, przez które można było oślepnąć. Owe auto zatrzymało się tuż obok nas.

Normalnie powinnam panikować na widok pojazdu, które zatrzymuje się przy mnie na kompletnym zadupiu w ciemną noc, ale jako, że było to auto policyjne panikowałam jeszcze bardziej.

- Z pewnych rzeczy się nie wyrasta, co Forest? - uśmiechnęłam się na dźwięk głosu Rey'a. Był jedną z niewielu osób, z którymi rozmawiałam w liceum. Lubił mnie trochę bardziej niż powinien, ale mimo wszystko, życzył mi dobrze. Był dobrym kolegą. - Wsiadajcie, odwiozę was do Charlesa. Boże, to Styles? Szturchnij ją, bo chyba nie żyje. Obie wyglądacie, jakby was czołg przejechał.

Rey okazał się naszym wybawieniem. Przez zmęczenie nie rozumiałam słów, które do mnie wypowiadał i odpowiadałam jedynie mruknięciami. Rozumiał to.

Znowu zrobiło mi się niedobrze.

- Będziesz wymiotować? Mam się zatrzymać? Dużo wypiłaś?

- Ona tak od paru dni. - mruknęła Gemma z tylnego siedzenia, która najwidoczniej odzyskuje świadomość. Samochód zwolnił.

- Może w ciąży jesteś? - Ray wypalił tak nagle, że znów wszystko podeszło mi do gardła. Ledwie zdołałam otworzyć drzwiczki i wystawić głowę, żeby nie zarzygać mu auta. W ciąży? - Podobno ty i Harry znów jesteście razem, nie zdążyłem pogratulować. Piękne przypieczętowanie waszego powrotu. Mały dzidziuś. Cieszę się twoim szczęściem, Priscilla.

- Jedź. - usłyszałam głos blondynki, która wyraźnie chciała dać do zrozumienia naszemu koledze, żeby się przymknął. Zamknęłam drzwi, a wzrok wlepiłam w przednią szybę, przez którą zresztą niewiele widziałam. Panowała cisza, która jedynie skłaniała myśli w mojej głowie do mnożenia się. To nie może być ciąża. Nie może. Modlę się do Boga, by mnie oszczędził. Cholera, trzeba to wykluczyć.

Wysiadłam z samochodu, trzymając buty w dłoni. Podziękowałam Rey'owi cichymi słowami i słabym uśmiechem. Czułam się jak duch. Nie ciąża, to nie może być ciąża. Piłam alkohol przy zatruciu pokarmowym, to się zdarza. Co prawda jedynie kompletnym debilom, ale się zdarza.

Głośne chrząknięcie zmusiło mnie do spojrzenia w górę. Kurwa. Przynajmniej wiem dlaczego Harry tak nagle zwiał. Tylko teściowej mi tu brakowało do pełni szczęścia.

xx

The Perfect Husband | Harry StylesWhere stories live. Discover now