Rozdział 19

2.9K 130 27
                                    

Cierpienie nie jest naszym celem ostatecznym. Szczęście jest naszym przeznaczeniem.

Kolejny spokojny wieczór. Słońce powoli chowało się za horyzontem, a my siedzieliśmy na werandzie, ciesząc się chwilą. Charles i Larry grali w karty, pijąc piwo i paląc cygara. Mary Jo doglądała kwiatów z uśmiechem na ustach. Harry grał w planszowe gry wraz z Gemmą, która wczoraj wróciła z Nowego Jorku. Natomiast ja siedziałam, cieszyłam się chwilą i szkicowałam. Próbowałam odtworzyć to, co kiedyś miało miejsce, ale spod mojej dłoni wychodziły same kreski. Miałam pustkę, czułam nicość i nic poza tym. Tyle lat minęło, nie powinnam się dziwić, ale jednak jestem mocno zawiedziona. Wraz z przeprowadzką porzuciłam pasję i może to mnie zgubiło.

- Wygrałam! - uradowana Gemma klasnęła w dłonie, zwracając tym uwagę pozostałych osób. Wszyscy posłali jej uśmiech, oprócz Harry'ego, który siedział na ziemi z miną obrażonego dziecka.

- Miałaś farta. - mruknął, trącając niby przypadkiem planszę, która rozsypała wszystkie pionki. On jednak nic sobie z tego nie robił, wstał na równe nogi, wcale nie zamierzając tego sprzątać.

- Nie umiesz przegrywać. - odparła Gemma ze śmiechem, zbierając części gry do pudełka.

- A właśnie, że umiem!

Brakowało tylko, żeby tupnął nogą jak pięciolatek. Odstawiłam szkicownik na ziemię i rozłożyłam ramiona, chcąc zachęcić to duże dziecko do przytulenia się.
Zrobił to. Ułożył się na huśtawce, a jego nogi zwisały z jej końca. Twarz wtulił w moje piersi, na co jedynie się uśmiechnęłam.

- Chyba koniec na dziś z alkoholem, kochanie. - odparłam, wplątując palce w jego włosy. Mruknął coś niezrozumiałego i chyba poszedł spać. Wszyscy zajęli się sobą, mi pozostało rozmyślanie. Było zbyt pięknie, by mogło być prawdziwie. Cząstka mnie nie wierzyła, że los tak po prostu pozwala nam znów być razem. Reszta natomiast cieszyła się chwilą, bliskością i miłością.

- Wiecie dzieci, że jestem już jedną nogą w grobie. - spojrzałam na Charlesa, który do czegoś zmierzał. - Nie bijcie mnie, chcę po prostu być przy tym zanim umrę. Tak sobie myślę, że skoro jesteście razem szczęśliwi, to może warto wznowić przysięgę małżeńską?

Harry zerwał się z huśtawki jak błyskawica, niestety nie utrzymał równowagi, próbował złapać się mnie i w ten oto sposób wylądowaliśmy na ziemi.

- Cholera, wielorybie złaź ze mnie! - głos spod Harry'ego należał do Gemmy. Resztami sił zsunęłam się z jego ciała, by mógł uwolnić orkę. Leżeliśmy w trójkę na podłodze, miarowo oddychając. A Charles jakby w ogóle nie przejął się reakcją Stylesa, postanowił kontynuować.

- Wiecie, że od zawsze wam kibicowałem. To byłby miły prezent pożegnalny.

Odwróciłam głowę, by móc spojrzeć na Harry'ego. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i oba były przepełnione niepewnością. Za wcześnie? Później może być za późno. Posłałam mu delikatny uśmiech, który odwzajemnił niemal natychmiast.

- Priscilla, uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz ponownie moją żoną? Tym razem na całą, pieprzoną wieczność? - dźwięk upadających przedmiotów i nagłych ruchów został stłumiony przez głosy w mojej głowie. Dwie małe postacie, które stały po przeciwnych stronach, coś jak anioł i diabeł. Anioł powtarzał, że warto dać miłości drugą szansę, diabeł natomiast próbował nakłonić mnie do negatywnej odpowiedzi, twierdząc, że znów będę cierpieć. Gdzieś po środku była jeszcze mini Gemma, która kazała mi zostawić przeszłość za sobą i zająć się tym, co dzieje się teraz. Spojrzałam na dziewczynę, która miała zaszklone oczy. Kiwała twierdząco głową, jakby dając mi pozwolenie na szczęście. Wszyscy wyczekiwali odpowiedzi. Spojrzałam na Harry'ego, którego uśmiech powoli znikał z przerażenia.

- Bardziej romantyczne były te nieudane oświadczyny w burger kingu z kółeczkiem od klucza, zamiast pierścionka. Zostanę twoją żoną, Harry. Znowu.

Charles z ojcem zaczęli krzyczeć jak idioci, natomiast Gemma i Mary Jo wpadły sobie w ramiona. My klęcząc, całowaliśmy się zachłannie. Czuć było alkohol, ale nikt nie był pijany aż tak, by rano zapomnieć, że zgodziliśmy się na wznowienie wspólnego życia małżeńskiego.

- Nie mogę się doczekać, aż tej zgrzybiałej piździe szczena opadnie!

Wszyscy spojrzeliśmy w stronę Mary Jo, która zawsze była definicją uprzejmości i nigdy nie można było usłyszeć z jej ust czegoś w podobnym stylu. Co prawda mówiła o matce Harry'ego, która właśnie taką opinię miała wśród ludzi. Okropna kobieta.

- Nie patrzcie tak na mnie. Myślicie, że żyjąc tyle lat z tym staruchem, nie użyłam wulgaryzmu?

- Oh tak. Moja kochana małżonka czasem przeklnie tak bardzo, że ptaki na drzewie zdychają.

Przewróciłam oczami, nieco rozbawiona i oparłam głowę na ramieniu Harry'ego. Nierealne.

xx

The Perfect Husband | Harry StylesWhere stories live. Discover now