Annael parsknęła śmiechem, podczas gdy szatynka próbowała zmiażdżyć ją spojrzeniem.

- Każdy może się przejęzyczyć! Zajmij się lepiej czymś innym, bo takie nędzne dziwadła jak ty, w ogóle nie powinny istnieć! - warknęła dziewczyna, a elfka zamarła. Jej twarz była beznamiętna, ale wiedziałem, że słowa dziewczyny dotknęły ją w jakimś stopniu.

W końcu nie wyrobiłem. Podszedłem do Nali - chrzanić to, jak naprawdę ma na imię - i pochyliłem się nad nią, żeby patrzeć jej prosto w oczy, w których teraz czaił się zachwyt i mściwa satysfakcja.

Aż nie mogłem uwierzyć, że jest córką Abelarda. On był porządnym człowiekiem, więc skąd tu ten rozpieszczony bachor?!

- Posłuchaj mnie, skarbie - mruknąłem nisko, na co ona uśmiechnęła się promiennie, posyłając szybkie, zwycięskie spojrzenie elfce. - Tak się składa, że nie interesują mnie takie przeciętne dziewczyny jak ty. Na świecie jest ich pełno, a nawet ładniejszych od ciebie. A poza tym, jak na tak młody wiek, to kawał podłej suki z ciebie. - Mój głos stawał się coraz zimniejszy. Uśmiech zszedł z jej twarzy. - Masz szczęście, że szanuję twojego ojca, bo za to, jak potraktowałaś moją dziewczynę, powinienem rozkwasić cię na kwaśne jabłko. - Uśmiechnąłem się jeszcze do niej i wymruczałem: - Umierałabyś bardzo, baaardzo powoli...

Nie czekając na jej reakcję, wyprostowałem się i wziąwszy Annael za rękę, zaciągnąłem ją do pokoju obok. Stało w nim jedno łóżko, a na podłodze leżały dwa materace - czyli to nasz pokój. Zamknąłem drzwi i usiadłem na jednym z materacy, ciągnąc dziewczynę na swoje kolana.

- Mam nadzieję, że nie przejmujesz się słowami tej gówniary - mruknąłem cicho, zakładając kosmyk jej włosów za szpiczaste ucho.

Westchnęła głęboko, ale posłała mi słaby uśmiech.

- Nie, po prostu nie byłam przygotowana na taką... rozmowę.

- Cóż, ja też nie, ale powiem ci, że mi się nawet podobało. Jesteś cholernie seksowna gdy się tak wkurzasz. - Wyszczerzyłem się do niej.

- Ach tak? W takim razie powkurzam się teraz na ciebie. Śpisz dzisiaj na podłodze.

Parsknąłem śmiechem.

- Nie ma sprawy, ale śpisz razem ze mną. - Uszczypnąłem ją lekko w ramię, na co ona pacnęła mnie po głowie.

- Nie brałam innej opcji pod uwagę. A teraz wybacz, muszę się umyć. Alec mi uświadomił, że w moich włosach jakiś ptak założył sobie gniazdo - burknęła.

- Mi i tak się podobasz - burknąłem. Wkurzał mnie ten chłopak.

- Oczywiście, podlizuj się, podlizuj, nie zaszkodzi ci. - Dała mi szybkiego całusa i wyszła z pokoju, zostawiając mnie samego. Rzuciłem się na posłanie, gdy wtem rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili ukazała się w nich brązowa czupryna i cholerne, niebieskie oczy.

- Czego chcesz? - warknąłem.

- J-ja... Ja tylko chciałem zapytać, czy niczego nie potrzebujecie - odpowiedział speszony chłopak.

- Święty spokój. Tyle nam wystarczy. A tak poza tym, to odwal się od niej. Jest moja.

Chłopak wytrzeszczył oczy, po czym niepewnie wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Temu życie niemiłe, czy jak?

- Wybacz, nie wiedziałem, że zajęta - mruknął cicho.

- No to już wiesz. Łapy przy sobie. - Przewróciłem oczami.

- Jesteś Ethan Denver, Pierwszy Obrońca księcia Nathaniela? - zapytał nagle chłopak, a w jego głosie brzmiał podziw.

- Yhym - burknąłem, zerkając na niego.

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now