34. We've grown up

36 5 0
                                    


Wracając z rozmowy, widziałem swój cień na chodniku. Dziwiłem się, że nawet on wygląda inaczej w Atlantic City. I nadal nie mogłem przywyknąć do tego, że teraz cały czas będę musiał chodzić tak elegancko ubrany.

- Cześć, dostałem tę pracę - powiedziałem do Liz, kiedy odebrała telefon. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, odkąd opuściłem kasyno.

- Co? Jezu, to wspaniale Justin! - krzyknęła, promieniejąc radością. W tle słychać było stukanie metalu i rozmowy. Typowe dźwięki na kuchni w McDonalds.

- A... dostanę 20 dolców za godzinę - pochwaliłem się. Niby niewiele więcej niż najniższa krajowa, ale już to napawało mnie entuzjazmem.

- Fajnie... Justin, mam tu urwanie głowy. Wiesz, że dopiero zaczynam...

- Tak, tak, rozumiem.

Lizzy nie miała czasu więc nasza rozmowa nie trwałą długo. Szybko wróciłem do mieszkania i niesamowitą ulgę dało mi, że mogłem pozbyć się tej marynarki i koszuli.

Wbiłem się w zwykłe dżinsy i koszulkę, a na nogi wsunąłem trampki. Podekscytowany dobrym startem w nowym miejscu, postanowiłem zaszaleć. Było dopiero po południu, jednak Hard Rock Cafe, w którym już byliśmy z Lizzy otwierają o jedenastej.

Posługując się fałszywym dowodem, który niedawno załatwił mi Noah, kupiłem drinka. Pijąc go przez słomkę, rozejrzałem się po doskonale oświetlonej, dużej sali. Loże, stoliki i kanapy były puste. O tej porze nie mają tu dużego ruchu, zwłaszcza że jest środek tygodnia. Około siedemnastej, osiemnastej na deptaku przy plaży zaroi się od spacerowiczów. Teraz jednak, postanowiłem wybrać się na krótki spacer.

Wypiłem szybko drinka i zacząłem przechadzać się ścieżkami wytyczonymi drewnianym podestem. Minąłem wesołe miasteczko, lokalne kafejki i po prostu szedłem przed siebie, nie mijając, jak się spodziewałem, wielu osób.

Gdy doszedłem aż do placu budowy na Oriental Ave, postanowiłem wrócić do domu przez miasto.  Szedłem Oriental Ave Ave, widząc jak bardzo różnorodne jest to miasto. Z jednej strony ulicy masywny, przeszklony budynek, a  z drugiej, domki jednorodzinne ustawione szeregowo. Obok rozpadająca się ruina, a idąc dalej tą ulicą, można natknąć się na pizzerie. Była w domu, na jego parterze. Góra była pewnie mieszkaniem właścicieli. Budynek na goże obito beżowym sidingiem, zaś pizzerię - granatowym. W jednym z okien, tuż obok naklejonego na szybę menu świecił neon - OPEN.

Przy białych, parkowych stolikach siedzieli goście. Jednak, zajęty był tylko jeden stolik a siedziała przy nim kobieta w średnim wieku. Zadbana i szczupła. Jadła pizzę plastikowymi sztućcami. Spoglądając na nią, wszedłem do lokalu przez przeszklone drzwi.

W środku także zastałem tylko pracownika obsługi, wszystkie stoliki były puste. Wziąłem kawałek pizzy na wynos. Pełne tace, leżały za przeszkloną ladą i na sam widok tych pizzy, ciekła ślinka. Wybrałem kawałek z rukolą, szybką i dużą ilością ciągnącego się sera.

Szedłem przez pół godziny, aż dotarłem do ruchliwej Absecon Blvd. Jak zwykle, ruch tutaj był ogromny. Samochody z hukiem mijały mnie, gdy szedłem chodnikiem.

Gdy zbliżałem się do naszego bloku, spoglądałem na biały, obskurny szeregowiec po prawej stronie. Budynek wyglądał na stary. Był zaniedbany i dawno nie remontowany. Przy wejściu do jednego z mieszkań stały starsze panie, zawzięcie o czymś dyskutując. Było ciepło, więc jedna z nich miała na sobie zwiewną kwiecistą sukienkę.

Gdy wszedłem do naszej kawalerki, powitał mnie znajomy smród. Mieszkamy tu tydzień, a ja nadal nie mogę przywyknąć do tego zaduchu w środku. Mieszkanie musiało długo stać puste, przez to jest tu takie powietrze.

Nalałem sobie coli do szklanki i wyszedłem na balkon. Lubiłem tam przesiadywać i spoglądać na miasto.

Około piętnastej, Lizzy wróciła z pracy. Gdy tylko zapytałem "Co tam?", usłyszałem jej zirytowany głos.

- Weź mi nawet nic nie mów... To harówa, nie praca... - mówiła, zdejmując przepocone i śmierdzące starym olejem ubrania. Gdy tylko weszła, poczułem ten zapach.

- Musze wziąć prysznic, nie wytrzymam - narzekała, dopóki nie zamknęła za sobą drzwi do łazienki. Gdy tam szła, w samej bieliźnie, spoglądałem na jej ciało tak jak zawsze. Nawet zmęczona i spocona, wyglądała seksownie.

Siadłem na łóżku, biorąc w dłoń książkę, którą zawsze czytam przed snem. Lizzy, po swojej stronie łóżka ma kobiecą powieść detektywistyczną. Ja, byłem w połowie "Łowcy Snów", Kinga.

Nawet nie zauważyłem, jak przeczytałem trzydzieści stron.Dopiero wtedy, Lizzy wyszła z łazienki, gasząc światło w pomieszczeniu. Już wyglądała lepiej, o wiele. Umyła włosy, a ja zaczytany w książek, nie usłyszałem nawet dźwięku suszarki.

- Padam z nóg - rzekła, gdy położyła się obok mnie.

- Może byśmy gdzieś wyszli wieczorem? Jest piątek - zacząłem, chcąc jakoś poprawić nastrój dziewczynie. Zwykle wieczorami, po prostu siedzieliśmy na balkonie, pijąc wino. A denerwowały nas odgłosy z górnego piętra, gdzie co noc odbywały się jakieś awantury. Nie wiedziałem jaka patologia tam mieszka. Nawet, nie chciałem wiedzieć.

- Justin, jestem zmęczona... - powiedziała słabo, układając swoją głowę na moim boku.

- Liz... - szepnąłem jej imię. Zacząłem palcami przeczesywać jej włosy. Wiedziałem, że to ją odpręża i sprawia niewiarygodną przyjemność.

- Kochanie, jutro... - wymruczała, a zmęczenie wzięło górę. Zasnęła na mnie, gdy ja czułem tylko jej coraz płytszy oddech.

Znów skupiłem się na książce. Czas płynął dalej, a gdy spojrzałem za okno po kilku chwilach, musiała minąć wieczność bo ujrzałem słońce na tle barw oranżu, purpury i granat. Wielobarwny teatr grał swój spektakl za moim oknem.

Odłożyłem książkę i delikatnie zsunąłem z siebie Liz. Nakryłem ją kołdrą, by mogła spokojnie spać.

Wieczorne powietrze uderzyło we mnie chłodem, gdy tylko znalazłem się na balkonie. Obserwowałem ten piękny pejzaż na zachodzie. Dobrze, że okna wychodzą akurat na tą stronę. Będziemy mieli z Lizzy co podziwiać, kiedy już zaklimatyzujemy się w Atlantic City.

Przez ten tydzień, myślałem że nie będe już czuł pociągu do starego życia. Ale nadal mam ochotę zadzwonić do mamy, wytłumaczyć jej wszystko. Myślałem, że będe szczęśliwy gdy z Lizzy zaczniemy od nowa. Na swoim. Bez przeszłości i problemów.

Ale... My już chyba nie wrócimy do NY.

Obiecywałem sobie, że wrócę za rok czy pół. Ale teraz, sam nie wiem... Może zaproszę mamę tutaj, gdy minie troche czasu.

Przez ostatni tydzień z Lizzy dorośliśmy. Zostawiliśmy nasze dzieciństwo i młodość w Nowym Jorku, a teraz, przed nami tylko przyszłość...

I nie pozwolimy, by cokolwiek nas złamało.


Cześć wam. Jak minęła majówka? Pogoda... do dupy, ale mam nadzieję że i tak dobrze spędziliście czas :) Trzymajcie się, do następnego.



When i see your face... JB Fan FictionWhere stories live. Discover now