20. Nobody can know about us

63 6 3
                                    


Głośna muzyka elektroniczna dudniła wokół nas, a tłok wcale nie pomagał mi się odnaleźć. Jednak, gdy wziąłem tabletkę od Liz, wszystko jakby nabrało kolorów...

Zacząłem traktować ludzi wokół i hałas jak "Plują ci w twarz, a ty mówisz Ale dziś pada".

Miałem to centralnie gdzieś. Widziałem tylko Lizzy tańczącą przy mnie. Była szczęśliwa, to było dla mnie najważniejsze. Wyginała swoje ciało w rytm muzyki. Była blisko i ocierała się, jakbyśmy byli tutaj sami a tłum ludzi wokół i smród fajek nie istniał.

Jej ciemne włosy cały czas wirowały w powietrzu, a dziewczyna skakała mimo iż była na szpilkach. Czuła sie na nich pewnie, tak jak w każdej sytuacji. Właśnie ta pewność siebie jest cechą, która imponuje mi w Liz.

- Ej! - krzyknąłem, gdy na chwilę przestałem tańczyć. Liz dalej wariowała. Był to słodki widok. Jednak, podniosła na mnie wzrok. Jej oczy były jak otchłań. Ciemne, duże źrenice. W których jednak mogłem utonąć i już nigdy nie wracać.

- Dobrze sie bawisz?! - zapytałem.

- Zajebiście! - pisnęła, rzucając mi się na szyję. Histerycznie złapała i przytuliła swoje ciało do mojego. Nie umiem wyrazić uśmiechu, jaki miałem na sobie. Był szeroki jak nigdy. Obecność Lizzy jest dla mnie jak narkotyk. sprawiający że żyję.

Idąc za rękę, opuściliśmy główne, oświetlone niebieskim światłem pomieszczenie Luna. Nie zatrzymaliśmy się już na drinka... Była 4 nad ranem.

Idąc piechotą, nadal trzymała moja rękę. Chichotała cały czas. I marzła pewnie, bo nie wzięła kurtki. Jej ramiona i nogi były gołe, ja jedynie zarzuciłem kaptur a zimne, poranne powietrze drażniło moją skórę.

Oby ta noc nie skończyła się grypą czy czymś gorszym.

Gdy pojawiła się ta myśl, wiedziałem już że zaczynam zjazd. Najlepiej po prostu pójść spać.

Ulice były puste. Czuliśmy się dobrze, gdy podczas powrotu nie minął nas żaden człowiek. No, nie licząc menela dla którego czas nie istnieje.

Spocząłem na wersalce Lizzy. Gdy wchodziliśmy do mieszkania, cały czas mnie uciszała. Ryan wrócił, co oznajmiały zamknięte drzwi do jego pokoju. Gdy wychodziliśmy, były otwarte.

Opadłem na łóżko, nadal ubrany. Zasnąłem od razu. Czułem jedynie jak Lizzy ściąga moją bluzę i spodnie, jednak byłem  już głęboko w śnie.

Byłem tak zmęczony, że mógłbym spać cały dzień. Unosząc powoli powieki, leżałem na brzuchu na brzegu łóżka. Poruszając prawą ręką, wyczułem gładką skórę Lizzy.

Spojrzałem.Spała odwrócona do mnie plecami. Widziałem tylko burzę jej włosów i zapięcie czarnego stanika.

Uniosłem się na łokciach, jednak... zachowałem spokój. Nie mogły mnie denerwować takie normalne sytuację. Ostatnim razem, gdy obudziłem się w samych bokserkach obok Lizzy, gwałtownie wstałem z łóżka i najzwyczajniej uciekłem przestraszony.

Teraz jednak, dałem sobie chwilę alby zrozumieć. Jesteśmy razem, spanie w jednym łóżku powinno być dla nas przyjemnością.

Znaczy... Nikt jeszcze oficjalnie nie powiedział że jesteśmy razem. Ale chyba słusznie używam tego określenia.

Podniosłem się i ubrałem we wczorajsze ciuchy. Musiałem zrobić siku, przemyć twarz i przygotować jakieś śniadanie. Chciałem zaskoczyć Liz.

Wogóle nie czułem się skrępowany w tym mieszkaniu. Wiele razy, gdy do późna pomagałem Ryanowi, spałem u niego. Mama mówiła "Nie wracaj sam po nocy". Mam stąd do domu tylko 20 minut ale jak to na Bronxie, wszystko może się zdarzyć i dlatego wręcz prosiła Ryana by mnie przenocował.

Martwiła się, kochała mnie najmocniej... Gdyby wiedziała, co teraz robi. Jak bardzo jestem inny niż kiedyś.

Namawiała mnie kiedyś na studia za granicą, w Europie. Że niektóre uczelnie tam mają wyższy poziom, że lepiej sie wykształcę. Chciała dla mnie lepszego życia, chciała żebym wyrwał się z Bronxu i abym miał wszystko to czego nie potrafiła mi dać. Pieniądze, kochającą rodzinę... dziewczynę?

Ciekawe jakby zareagowała gdyby poznała Lizzy. Może kiedyś je sobie przedstawię. Będę musiał... ale jeszcze nie teraz.

Wyszedłem z pokoju. Przestraszyłem się, bo zamknąłem drzwi trochę za głośno. Jednak... Ryan już wstał.

Wychylił się ze swojego pokoju. Jego kręcone włosy był tłuste, twarz spocona i zarośnięta. Wiem że wyszedł wczoraj na piwo, ale nie znalem go od tej strony. Wyglądał teraz jak typowy pijak który chla codziennie. Właśnie nakładał koszulkę.

- Justin? - zdziwił się.

- No... Siema - Powiedziałem najnormalniej jak mogłem. Stresowałem się, zaraz pewnie zaczną sie pytania.

- Co ty tu robisz?

- Długa historia... Chciałem właśnie zrobić kawę. Opowiem ci wszystko - powiedziałem i odwróciłem się. Ryanowi pewnie nie będzie przeszkadzało że krzątam się u niego w kuchni.

Gospodarz zniknął w łazience, ja natomiast usłyszałem odgłosy z pokoju Lizzy. Wyszła i pojawiła się obok mnie, gdy akurat mieszałem kawę. Ubrana, jak w sobotę - dresy i bokserka. Ale nadal emanująca seksem.

- Wstał - szepnąłem.

- O kurwa...

- Spokój, załatwię to - odparłem, widząc narastające zdenerwowanie na twarzy dziewczyny.

- A gdzie ty spałeś właściwie?! - Krzyknął Ryan, po tym jak drzwi łazienki się otworzyły.

- Załatwię to - Zapewniłem ponownie, wprost do ucha Lizzy. Objąłem ją dyskretnie w pasie i w tej pozycji stanęliśmy w drzwiach kuchni. Uśmiechałem się przygryzając wargę.

Ryan stał oniemiały przez kilka sekund, lustrując nas wzrokiem.

- Co wy...

Gdy Ryan próbował coś wydukać, po prostu pocałowałem Liz w policzek. Ta uśmiechnęła się, spuszczając wzrok. Odwalaliśmy teatrzyk, ale miało to swój cel.

- Ha! Nie mów?! - Ryan wybuchnął śmiechem, zbliżając się do mnie. Objął jak najlepszy kumpel i zmierzwił mi ręka włosy.

- Wiedziałem! Wiedziałem od początku! Jak ty na nią patrzyłeś jak skręcaliśmy te meble...

Lizzy stała obok nas, chichocząc cicho. Wyglądała słodko. Kojarzyła mi się wtedy z japonkami w stylu kawaii.

- Kurwa, Justin mi dorasta... - stwierdził, zakrywając usta ręką - Przecież ja cie niedawno uczyłem rowerem jeździć, kurwa...

Zachowanie Ryana mnie bawiło. Owszem, pamiętam wiele sytuacji w których zastępował mi ojca. Dlatego teraz jesteśmy takimi dobrymi przyjaciółmi.

- He, dobra, Ryan... - zacząłem, jednak mężczyzna nadal był w szoku. Rechotał coś pod nosem.

- Ryan! Właściwie, to jest taka sprawa...

"Nikt nie może o nas wiedzieć"


Cześć. Co tam u was, jak życie?

Skończyłem 21 lat i jakoś... staro sie czuję. Nie wiem czy znacie to uczucie, ale jestem jakiś zdołowany xD

A jak rozdział? Podoba się? Piszcie :)








When i see your face... JB Fan FictionWhere stories live. Discover now