32. Future

44 6 0
                                    


Lizzy była zaskoczona moim pomysłem. Jednak, bez wahania przystała na propozycję. Postanowiliśmy, że jutro rano wynosimy się z miasta.

Planowałem znaleźć pracę w innym mieście, całkowicie rzucić szkołę i oddalić się jak najbardziej od Nowego Jorku. Wrócić za jakiś rok i zobaczyć, czy mój ojciec przeżywa fakt że jego syn nie daje znaku życia.

W ciepły sobotni wieczór, nie robiliśmy nic poza odpoczywaniem. Siedzieliśmy na tarasie, chcąc ostatni raz nacieszyć się tym widokiem. Las był dla mnie pełen magii i był, można powiedzieć, moją oazą spokoju.

Pamiętam jak lubiłem przesiadywać na pagórkach przy szkole. Ukryty za krzakami, z zeszytem w dłoni. Odrabiałem lekcję, pisałem piosenki albo po prostu jadłem drugie śniadanie. Odcięty od ludzi, rzeczywistości i problemów. Uwielbiałem to. Kontakt z naturą, w miejscu gdzie nie trzeba siedzieć na betonie pośród wieżowców.

Właśnie takiej ostoi szukam dla mnie i Lizzy.

- Mogłoby być Trenton. W sumie, już tam byliśmy - stwierdziła Liz, uśmiechając się. Poświata rzucana przez ekran laptopa padała na jej twarz. Przeglądała mapy okolicy, szukała tanich domów i mieszkań do wynajęcia... Planowała naszą przyszłość.

- Trenton... - pomyślałem, trzymając w dłoni butelkę schłodzonej Corony. Woda spływała w dół po szkle, mocząc moja dłoń. Upiłem łyk piwa, stwierdzając że Trenton odpada.

Za blisko. I za bardzo niekomfortowe wspomnienia.

- Gdzieś dalej, Lizzy... Albo po prostu pojechać wzdłuż wybrzeża, do Connecticut. Springfield, Stratford...

- Stratford? - ożywiła się Lizzy - Też blisko.

- To w drugą stronę może - powiedziałem - Na południe. Miami, Waszyngton, Orlando...

- To znowu za daleko, Justin - rzekła Liz.

Siedząc tak przez cały wieczór, nie doszliśmy do porozumienia. Chciałem wynieść się ze stanu Nowy Jork, ale Lizzy pragnęła jednak być bliżej niż granicę stanową dalej. Obstawała przy Trenton, bo ma tam znajomych u których moglibyśmy się zatrzymać. Tak, widziałem jej znajomych. Mieli fałsz na twarzach, jakby wyrysowany markerem.

W nocy, około pierwszej, gdy Liz już słodko spała, ja znów odpaliłem jej MacBooka.

Śledząc oczami mapę, jechałem wzdłuż autostrady I-95. Przez Jersey, Newark, potem przejechać przedmieścia Filadelfii... i znaleźć się w Atlantic City.

Małe, ale rozwinięte miasto. Nieco ponad 40 000 mieszkańców... i plaża. Atlantyk.

I domy do wynajęcia. Mieszkania, w których czynsz miesięczny to najmniej... 700 dolców. A co jeszcze przeżyć...

Zwątpiłem. Przetarłem twarz dłonią, gdy okrutna rzeczywistość do mnie dotarła.

Musielibyśmy z Lizzy się przepracowywać, żeby wyrobić na czynsz. A paliwo do auta, a jedzenie, a jakieś randki...

Przygryzłem wargę, strofując się w myślach. Nie, nie mogę się teraz poddać!

Zacząłem szukać tanich kawalerek czy chociażby pokoi do wynajęcia. Pamiętam, że gdy dochodziła trzecia nad ranem, zasnąłem trzymając komputer na kolanach.

Lizzy obudziła mnie, potrząsając lekko moim ramieniem. Wyszeptała w delikatnością w głosie moje imię. Powoli otworzyłem oczy.

Stała nade mną, w samym staniku i moich spodenkach. Powiedziała, że sie przebierze i zrobi śniadanie.

Nie ruszyłem się z miejsca. Zmrużonymi oczami oglądałem, jak ubiera wczorajsze ciuchy, a potem wychodzi. Dopiero wtedy podniosłem się z łóżka.

Chodząc w samych gaciach, szukałem swoich ubrań. Jednak, znalazłem je dopiero w salonie. Przypomniałem sobie, że wczoraj z Lizzy kochaliśmy się na sofie. Potem, przenieśliśmy naszą zabawę do sypialni.

Ona zachowała trzeźwość. Będzie dzisiaj prowadzić. Ja wypiłem kilka piw, po których butelki właśnie sprzątałem. Brunetka robiła kanapki, podczas gdy wyszedłem na fajkę. Spojrzałem ostatni raz na ten las. Był piękny, zwłaszcza o poranku.

Powietrze dziś było zimniejsze niż wczorajszego wieczoru. Może jeszcze nie zdążyło się nagrzać. Spojrzałem w niebo. Było zachmurzone, jednak słońce przebijało sie przez szare obłoki. Miałem nadzieje, że gdy już będziemy w drodze, ono zacznie oświetlać nam drogę do lepszego życia.

Znów poczułem potrzebę skontaktowania się z mamą. Może powinienem przynajmniej napisać głupiego smsa?

Zacisnąłem usta, spoglądając spode łba na sosny. Chciałem, aby to piękne miejsce podpowiedziało mi jak mam żyć. Owszem, miałem plan. Ale niekompletny.

Nie wiem jakim cudem czas zleciał tak szybko. Stresowałem się, i to bardzo. Nie zanotowałem nawet jak zjedliśmy śniadanie, a już siedzieliśmy z Lizzy w samochodzie.

W swoich ciemnych okularach i tej gustownej koszuli, grzebała w torebce stojące między siedzeniami.

- Mam jakieś dwa tysiące... Na ile nam to wystarczy? - zapytała, podnosząc na mnie wzrok.

Nie powiedziałem jej jeszcze, że znalazłem dla nas dom. Te pieniądze, trzeba będzie przeznaczyć na wyposażenie go.

- Zobaczymy... Jedź - Ponagliłem dziewczynę. Chciałem jak najszybciej stąd odjechać. I dotrzeć do momentu, w którym uświadomię sobie, że już nie ma powrotu.

Może był to akt odwagi, a może głupoty... Ale wyjeżdżając z tego lasu wiedziałem, że nieprędko tu wróce. Albo wogóle...

Wzięliśmy z chatki trochę gratów. W bagażniku Jeepa, jedno obok drugiego, stały kartonowe pudła i dwa plastikowe koszyczki. Gdy Todd i Michael wejdą do tej chatki, pewnie padną na zawał. Zabraliśmy stolik kawowy, rozkładane krzesełka i dekoracje ze ścian. Zawartość lodówki, szafek z jedzeniem i naczynia.

I nadal sie dziwiłem jakie umiejętności organizacji ma Liz, że upchnęła to wszystko do bagażnika.

Słuchaliśmy radia. Zacząłem tłumaczyć w głowie słowa każdej piosenki która leciała. Aby nie myśleć o powrocie. O Nowym Jorku, o rodzinie... Zaczynamy z Lizzy nowe życie. Tam, na końcu tej autostrady jest nasza przyszłość, Atlantic City. Nasze mieszkanie, nasze problemy. Niczyje inne, tylko nasze. Jeśli będzie trudno, poradzimy sobie.

Ale nikt nie będzie traktował mnie źle. Ani nikt też nie skrzywdzi Lizzy.

Podziwiałem ją za to. Że zgodziła się mi towarzyszyć. Może obiecywałem sobie za dużo, ale ta wspólna ucieczka i decyzja o rozpoczęciu nowego życia, brzmiało dla mnie jak sakramentalne "tak".

Jakby już, obiecała mi że będzie na zawsze.


Cześć.

Justin i Lizzy planują wspólną przyszłość. jak myślicie, czy ich życie będzie usłane różami? :)





When i see your face... JB Fan FictionWhere stories live. Discover now