19. Relax, Justin

71 6 0
                                    


Wyszedłem z domu około godziny 19. Zjadłem obiad, wziąłem prysznic i założyłem świeże ciuchy. Zabrałem portfel, telefon i klucze. Mam nadzieję, że mama nic nie podejrzewa.

Wiadomo, po raz kolejny ja okłamałem. Sam nie wiem, jakoś obecność Lizzy sprawia że o tym nie myślę. Traktuje te wszystkie oszustwa jako zło konieczne. O ile wogole jako zło. Bo ostatnio bardzo często kłamię.

W nieco ponad 20 minut doszedłem na Webster Avenue. Paliłem papierosa, którego właśnie wyrzuciłem.

Minąłem warsztat Ryana i podwórko. Naprzeciw budynku, po drugiej stronie ruchliwej czteropasmówki, znajdowało się wzgórze. Zwykle krzyczy wyróżniającą się zielenią i podziwiam drzewa tam rosnące. Jednak, teraz, w ciemności którą rozdzierają tylko światła aut i pojedyncze neony migające na niektórych budynkach, wzgórze jest tylko ciemna plamą.

Przyszedłem na drugą stronę ulicy. Na E 205th St. Wysoki budynek ze żłobioną fasadą, choć była to tylko umiejętnie położona szara cegła, i masą ciemnych okien. Teraz akurat paliło się tam światło. W mieszkaniu Ryana także. Chłopak ma szczęście, żeby pójść do pracy musi tylko wyjść za róg i przekroczyć przejście dla pieszych.

Na zadbanych klatkach schodowych paliły się lampy naścienne. Drzwi do większości mieszkań były solidne, drewniane. Zapukałem do tych na 4 piętrze.

Gdy tylko sie otworzyły, stanęła w nich uśmiechnięta. Jej ciemne włosy były rozpuszczone, makijażu sie nie pozbył a ubrania... zmieniła na lepsze.

- Cześć - mruknęła, skanując mnie wzrokiem. Nie mogłem przestać na nią patrzeć. Wyglądała zjawiskowo. Lepiej niż kiedykolwiek. 

Rozkloszowana sukienka do kolan opinała jej piękne kształty. Była w odcieniu grafitu, ciemnego, prawie czarna. Do niej dziewczyna dobrała złote szpilki a w uszy włożyła duże, srebrne kółka. Dopasowała makijaż... i jest moją Miss Universe.

- Nieźle wyglądasz - wydukałem, wiedząc że tylko na to czeka. Wie już, że jestem zachwycony. Oszołomiła mnie tym wejściem.

Mrukneła coś tylko, zadowolona. Wpuściła mnie do mieszkania, które znałem na pamięć. Bardzo często przesiadywałem u Ryana.

Poszedłem za nią do jej pokoju. Nic się nie zmieniło od ostatniego razu. Może jedynie fakt, że na podłodze paliły się świecie, które klimatycznie oświetlały pokój...

Stanąłem jak wryty, wyczuwając obecność Lizzy za sobą.

Nie pasowałem do niej. Miałem tylko bluzę z kapturem i dżinsy... Powinienem był ubrać garnitur, ale nie uprzedziła co zamierza.

Od razu się wczułam. Gdy tylko położyła dłoń na moim ramieniu, a z głośników jej wieży zaczęła płynąc jakaś wolna melodia.

- Co to za kawałek? - wskazałem na urządzenie.

- To? Rihanna! - odpowiedziała Lizzy, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. W tym samym czasie delikatnie ciągnęła moją dłoń.

- Nie znam, nie słucham... - mruknąłem tylko, gdyż dalej mnie onieśmielała i paraliżowała. Uniosłem wzrok, gdy wolno stawialiśmy kroki wgłąb pokoju.

- A czego słuchasz? - zapytała, gdy w końcu odważyłem się spojrzeć jej w twarz.

- Ale ty jesteś piękna... - wypaliłem. Dziewczyna uśmiechnęła sie i zbliżyła swoje ciało do mojego.

Myślałem że eksploduję, jednak ona uspokoiła moje emocje, kładąc ręke na mojej szyi i wpijając mi się w usta.

Znów czułem że latam. Zamknąłem oczy i dałem jej się prowadzić.

When i see your face... JB Fan FictionWhere stories live. Discover now