- Wybacz mi, pani. Trzeba było od razu mówić, że jesteście gośćmi honorowymi. Proszę za mną.

Zmarszczyłem brwi, jednak ruszyłem wraz z towarzyszami za mężczyzną. Pantery zniknęły gdzieś między drzewami, a my znaleźliśmy się na ledwo widocznej ścieżce.

- Co to jest? - zapytałem elfki, wskazując w stronę jej dekoltu.

- Emm... Piersi? Myślałam, że wiesz... - odpowiedziała, uśmiechając się ironicznie.

Prychnąłem.

- Jasne, że wiem. Kiedyś się o tym przekonasz... - mruknąłem i uśmiechnąłem się z satysfakcją, gdy zobaczyłem na jej twarzy rumieniec. - Tym razem chodziło mi jednak o coś innego i ty dobrze wiesz, o co.

Przewróciła oczami, ale wyciągnęła ponownie kryształ.

- Kiedy byłam w niewoli razem z Nathanielem, poznałam pewną dziewczynę. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Okazało się, że jest księżniczką Zathei, następczynią tronu - wyjaśniła. - Podarowała mi ten wisiorek tuż przed ucieczką. Mówiła, że każdy w jej królestwie pomoże mi, gdy tylko go pokażę. Cóż, jak widać, miała rację...

Pokręciłem z uśmiechem głową.

- Niesamowite. Spotkałaś w niewoli człowieka, którego masz osadzić na tronie oraz dziewczynę, bez której pomocy mielibyśmy teraz niemałe problemy. Chyba zacznę wierzyć w przeznaczenie...

Elfka wydęła wargi, zastanawiając się chwilę, po czym pokiwała głową.

- Rzeczywiście, masz sporo racji. Nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób.

Resztę drogi odbyliśmy w milczeniu. Zauważyłem, że Nathaniel zawsze ustawiał się tak, abym szedł koło Annael, za co byłem mu naprawdę wdzięczny.

Nie wiedziałem, kiedy stałem się taką miękką kluchą, ale dopóki byłem obok niej, nie przeszkadzało mi to.

Czarnowłosy zatrzymał się nagle, po czym kucnął, położył dłoń na ziemi i wyszeptał jakieś słowa. Przed nami otworzył się portal, za którym ujrzałem olbrzymi pałac z jeszcze większym ogrodem.

- Pani przodem - powiedział mężczyzna, przepuszczając elfkę, a następnie skinął na nas głową.

Przechodząc przez bramę, miałem wrażenie, jakbym zanurzał się w suchej wodzie. To było dziwne... Gdy znaleźliśmy się w końcu po drugiej stronie, rozejrzałem się uważnie.

Przed nami wznosiła się olbrzymia budowla, zbudowana z białego kamienia. Ściany pokryte były złotymi zdobieniami, a w niektórych miejscach pięły się po nich dzikie róże i bluszcz.

W oknach znajdowały się śliczne witraże, przedstawiające różne gatunki zwierząt. Na największym witrażu widniał wizerunek smoka pokrytego złotymi łuskami.

Całość prezentowała się niezwykle majestatycznie, a widoku dopełniał sporych rozmiarów ogród. Rosło w nim mnóstwo drzew i kwiatów, których w życiu na oczy nie widziałem.

- Tędy. - Strażnik wskazał ręką przed siebie i poprowadził nas do zamku.

Dwaj mężczyźni pilnujący wrót pałacu, skłonili się nisko i otworzyli drzwi na oścież, robiąc nam przejście.

Weszliśmy do budynku i zatrzymaliśmy się na szczycie schodów. Na dole znajdowała się olbrzymia sala balowa, na której końcu było podwyższenie. Na nim stały trzy bogato zdobione krzesła dla rodziny królewskiej.

- Król za chwilę do państwa dołączy, proszę zaczekać na dole - rzekł czarnowłosy, wskazując rzędy krzeseł ustawionych pod ścianą.

Podczas gdy moi towarzysze usiedli, czekając ze spokojem na władcę, ja przemierzałem salę w tę i z powrotem. Zatrzymał mnie dopiero czyjś uścisk na ramieniu.

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now