32

338 39 15
                                    

- Masz problemy ze słuchem, powiedziała nie - moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a serce zabiło szybciej, to był ten głos.

- Joe - powiedziałam cicho. Jonah odwrócił się i  zacisnął pięści.

- Dama prosi, żebyś ją zostawił, głuchy? - powiedział spokojnie, dopalił papierosa, a peta wgniótł nogą w ziemie. Byłam tak szczęśliwa, że go słyszę. Wykorzystałam moment zagapienia Jonaha, przeszłam, a raczej przebiegłam obok niego.

- Joe - powtórzyłam głośniej, wpadając prosto w jego ramiona. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on bez słowa mnie objął. Już myślałam, że nie przyjedzie, od mojego telefonu do Hope minął miesiąc, a on nie dał znaku życia, teraz jest tutaj. Pocałował mnie we włosy, a ja uśmiechnęłam się, wtulając mocniej. Nie wiem czemu, ale w moich oczach stanęły łzy, byłam tak szczęśliwa, że tutaj jest.

- Nie ma tu dla Ciebie miejsca - no tak przecież on tutaj nadal jest.

- Przestań, to mój gość - oderwałam się w końcu od ramion Joe, odwróciłam się do Jonaha przodem. Od razu poczułam ramiona, które oplotły mnie w pasie, przyciągnął mnie do siebie tyłem, a jego głowa spoczęła na moim ramieniu.

- Miał Cię nikt nie odwiedzać - uciął krótko, zacisnął usta w wąską linię, był wściekły.

- Daruj sobie.

- Zadzwonię zaraz do twoich rodziców - zagroził podchodząc krok bliżej, pewnie bym się odsunęła czy przestraszyła, ale nie teraz, gdy obok mnie jest mój mężczyzna, bo chyba tak go mogę nazwać?

- To dzwoń - tym razem odezwał się brunet - my i tak się już zmywamy, prawda kochanie? - ostatnie słowo wyraźnie podkreślił. Nie umiałam mu odmówić, więc tylko kiwnęłam głową. Chwilę później dostałam już kask, który jak zawsze niechętnie założyłam. 

- Nie możesz jechać - stanął nie daleko motoru, podnosząc głos.

- To patrz - ponownie odezwał się Joe i ruszył dość gwałtownie, przez co mocniej go ścisnęłam. Już zapomniałam jak wyglądały samobójcze jazdy z Josephem. Wtuliłam się w jego plecy, tak strasznie cieszyłam się, że jest tutaj. Zobaczenie go stało się powoli moim marzeniem, a teraz mam go tak blisko, znów. Jechaliśmy naprawdę długo, ale nie przeszkadzało mi to.

- Jesteśmy - szepnął cicho, gdy staliśmy, a ja nadal go obejmowałam.

- A no tak - znów na mojej  twarzy pojawił się uśmiech, zdjęłam kask podając mu, po czym zeskoczyłam z motoru.

-Ależ Ty oryginalny, kto by pomyślał - zacięłam się lustrując otoczenie - twoje osiedle - zaśmiałam się.

- Zawsze mogę odwieźć Cię na wieś - wzruszył ramionami, pokiwałam tylko przecząco głową. Nie czekając na niego poszłam pierwsza, wpisałam kod do klatki i dosłownie wbiegłam na górę.

- Hope - krzyknęłam wchodząc do mieszkania, moja przyjaciółka czekała już na mnie. Nie zdążyłam nawet zdjąć butów, gdy byłam szczelnie otulona przez jej uścisk. Tak mi jej brakowało, ich mi brakowało. To było cudowne uczucie, czułam, że moje życie znów nabiera sensu. Nawet nie martwiłam się co  będzie, gdy moi rodzice o wszystkim się dowiedzą. W sumie mamy już koniec czerwca, więc za lekko ponad miesiąc będę pełnoletnia.

- Tak bardzo tęskniłam - tuliła mnie, słyszałam po jej głosie, że trochę się wzruszyła, ale tak minimalnie.

- Czemu to tyle trwało? - odsunęłam się od niej, patrząc jej w oczy.

Who's That Boy/Did You Forget ||D.LovatoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz