13

400 47 26
                                    

-Zostaw ją psycholu - usłyszałam ten głos i doskonale wiedziałam, że nie wróży on nic dobrego.

Odsunęłam się od Joe. Wstałam z jego kolan i błagalnym wzrokiem spojrzałam na Ane i Adama, miałam cichą nadzieję, że odpuszczą i zarówno jeden jak i drugi nie zacznie bójki.

-On mi nic nie zrobił, nic czego bym nie chciała - powiedziałam tak spokojnie jak było to tylko możliwe. Spojrzałam na Adama i wiedziałam, że w jego głowie właśnie rodzi się plan, jak szybko znokautować mojego gościa. Sam brunet chyba zaczął ogarniać, że nie dzieje się nic dobrego, a wręcz, że może być obiektem ataku, dlatego też wstał z kanapy i zacisnął pięści.

-Proszę was, uspokójcie się - próbowałam jak kolwiek załagodzić sytuacje, jednak nie bardzo mi to wychodziło. Ana stała za Adamem i co chwila szeptała mu coś do ucha, podejrzewam że nakręcała go na nic niewinnego Dangera.

-Możecie już iść, spotkamy się później? - spytałam, złapałam Joe za rękę, żeby przypadkiem i jemu nie odbiło. Widziałam jak wzrok obu moich przyjaciół powędrował za moją ręką, ich zdziwienie było nie małe, ale trudno.

-Serio wolisz zostać z nim? - tym razem odezwała się Ana, pierwszy raz odkąd przyszła.

-Idźcie już - powiedziałam tylko tyle, nie chciałam ich urazić. Twarz Adama w przeciągu paru sekund nabrała czerwonego koloru, jego pięści zacisnęły się.

-Zabije tego śmiecia - Adam podszedł do nas, mnie odepchnął w bok, a Joe uderzył prosto w twarz. Jego głowa pod wpływem ciosu, obróciła się. Ręką otarł wargę, z której ponownie poleciała krew.

-Dzieciaku, nie wiesz w co się wpakowałeś - uśmiechnął się krótko i oddał mu ze zdwojoną silą. Adam, był nieco drobniejszy od niego, przez co cios który otrzymał całkowicie go powalił. Danger usiadł na nim okładając go wściekle, krzyczałam żeby przestali, ale nie bardzo to działało.  Czułam się całkowicie bezradna, nie potrafiłam tego przerwać, a tworzyła się coraz większa rzeź. W końcu postanowiłam interweniować nieco inaczej, niż tylko słownie. Złapałam ręce Joe z tyłu i przytrzymałam, spojrzał na mnie wściekle.

-Proszę, przestań - w oczach miałam łzy, moje przerażenie było tak wielkie, że dałam całkowity upust emocjom. Nie wiem czy właśnie to go ruszyło, ale wstał patrząc na zakrwawionego Adama. Przyciągnął mnie lekko do siebie i zakleszczył w swoich ramionach. Zaczęłam płakać, jak mała dziewczynka.

-Jesteście siebie warci - usłyszałam głos Any, a chwilę później głośny huk trzskających drzwi. Płakałam jeszcze bardziej, niż chwilę wcześniej. Dopiero, gdy oni poszli zdałam sobie sprawę, że wybrałam jego, a nie moich przyjaciół.

-Spokojnie mała - obejmował mnie lekko kołysząc. Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu uspokoiłam się trochę. Odsunęłam się od Joe patrząc na ponownie krwawiącą wargę.

-Znów - ucięłam krótko.

-To nic takiego serio, miło mi że nie kazałaś mi wyjść - uśmiechnął się lekko, otarł moje mokre od łez policzki i złożył na nich dwa krótkie całusy.

-Oni mnie znienawidzą - usiadłam wskazując mu miejsce obok siebie, które po chwili posłużnie zajął. Po raz kolejny przetarłam mu wargę.

-Spójrz na to z innej strony - złapał moją rękę i zaczął ją gładzić.

-Skoro twierdzisz, że Cię znienawidzą to może nigdy nie byli warci twojej przyjaźni? - pocałował mnie w rękę i wstał, zmarszczyłam brwi przyglądając się temu co robił.

-Będę się zbierał - poszedł w stronę drzwi, a ja walczyłam sama ze sobą, zatrzymać go czy nie.

-Już? Nie zostaniesz? 
-Nie mam inne sprawy dziś, a dopóki jestem zawieszony mam czas je załatwiać.

-Myślałam, że...

-Nie jestem księciem na białym koniu, który będzie Cię pocieszał. Jestem zimnym sukinsynem i albo to pokochasz albo znienawidzisz - wyszedł zostawiając mnie ze swoimi słowami, które ciągle kłębiły się w mojej głowie.

Ostatnie zdanie, które wypowiedział nie dawało mi spokoju. Próbowałam się czymś zająć, ugotowałam obiad dla potwora, posprzątałam pokój, ale to nie pomagało. Ciągle przed oczami miałam ten jego uśmieszek, który gościł na jego twarzy podczas wypowiadania tego przeklętego zdania.

※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※※

Tego dnia nie poszłam już do szkoły, a także w weekend nie wychodziłam. Kolejny tydzień też zostałam w domu symulując kiepską chorobę. Nie miałam ochoty, moi przyjaciele zostawili mnie i to dosłownie. Od tamtego zdarzenia nie odzywali się, nie przyszli, nie dostałam od nich nawet głupiej wiadomości. Joe, który był głównym powodem zamieszania w moim życiu też miał to wszystko gdzieś. Najwidoczniej tak pochłonęły go jego sprawy, że zapomniał kompletnie o mnie, a najgorsze było to, że ja nie potrafię zapomnieć o nim. W mojej głowie nie ma miejsca na żadne inne sprawy, wszystko kręci się wkoło niego. Był już czwartek, więc zaczęłam intensywnie rozmyślać nad wymówką dzięki, której mogłabym również i jutro zostać w domu.

-Demi jak już siedzisz tyle dni w domu to chociaż zrób coś pożytecznego - usłyszałam wołanie mojej mamy z kuchni. Niechętnie zwlokłam się z łóżka, które od jakiegoś czasu stało się moim największym skarbem. Założyłam bluzę i zeszłam na dół.

-Co mam zrobić? - spytałam związując włosy.

-Idź na zakupy, na blacie leży lista rzeczy, które potrzebuje - wskazała na karteczkę, przy której leżały pieniądze. Chciałam protestować i mówić, że nie opuszczę domu w takim stanie, ale szczerze co mi szkodzi? I tak nic nie robię, wszyscy mnie nienawidzą, więc wszystko mi jedno. Zgarnęłam pieniądze, ubrałam się i wyszłam. Nawet nie wzięłam telefonu i słuchawek, co u mnie musiało znaczyć tylko jedno: mocne załamanie psychiczne. Nigdy nie ruszałam się bez tych dwóch rzeczy. Na moją niekorzyść padał deszcz, a ja byłam w samej bluzie, naciągnęłam na głowę kaptur, który i tak niewiele pomagał. Gdy doszłam do spożywczaka, byłam cała przemoczona i przy okazji wściekła. Wzięłam wózek mimo tego, że musiałam kupić tylko parę rzeczy. Co chwila pchałam go mocniej tak, że odjeżdżał ode mnie na parę metrów. Wrzucałam do wózka to co miałam na kartce. Pchnęłam wózek mocniej, i wpadł na kogoś.

-Przepraszam, nie chciałam - złapałam za rączkę odciągając od osoby poszkodowanej.

-Nie ma za co - uniosłam głowę i zobaczyłam te oczy, których nie widziałam od tak dawna.

Hejko.
Nie będę się zbyt rozpisywać. Troszku rozdziałów mam jeszcze napisanych, ale skurcza się mój zapas. Aktualnie pisze 20, a dodaje 13 więc malutko zostało.
Jak tam nowy rok wam się zaczął ?
Jakieś postanowienia?
A no i oczywiście jak wam się podoba rozdział?
Besos xoxo

Who's That Boy/Did You Forget ||D.LovatoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz