Rozdział 28.1 Witaj w grze zwanej życiem

Start from the beginning
                                    

— Może i wygrałeś, ale to ja się czuję zwycięzcą — na dowód tego, owijam się ciepłymi i suchymi rękoma wokół ciała.

— Zaraz się okaże.

Zanim w ogóle zdążę powiedzieć: co? Dwie lodowate dłonie chwytają mnie w pasie. Cały obszar kompleksu przeszywa mój pisk, gdy chłopak przerzuca moje ciało przez swoje ramię. Na udzie czuję jego cholernie zimne łapska.

— Aaron!

Odpowiada mi jego śmiech.

Nagle czuję, że się poruszamy. Moja głowa jest spuszczona w dół, więc mam idealny widok gdzie idziemy. Uderza we mnie nowa fala energii. Zaczynam się wiercić i wrzeszczeć.

— Aaron! Przepraszam! Błagam! Tylko nie do wody — wyrzucam te słowa z siebie jak z karabinu, ale mimo to zbliżamy się coraz bliżej linii brzegu.

— O nie kochanie, teraz zabawimy się według moich zasad.

Z miejsca, w którym jestem, nie widzę dużo, ale dam sobie rękę uciąć, że na twarzy blondyna kwitnie teraz ogromny uśmiech. Przerzucona przez ramię chłopaka widzę tylko podnoszący się poziom wody i pośladki Aarona, do których przywierają bokserki, jakby były jego drugą skórą. Gdy poziom wody gwałtownie zaczyna zbliżać się do mojej głowy, zostaję powoli opuszczana. Oplatam nogi wokół jego pasa, jakby był moją osobistą boją ratunkową.

— Złaź.

Podnoszę głowę i napotykam skupione jak nigdy wcześniej zielone oczy. Przy pomocy chłopaka zostaję najwolniej jak tylko można opuszczona.

Gdy tylko obie moje nogi stoją zamoczone po uda w wodzie, mam ochotę krzyczeć i wyć z bólu. Chłód jest gorszy, niż sobie to wyobrażałam. Całe moje ciało wstrząsa dreszcz, gęsia skórka obejmuje teraz cały obszar mojego ciała i czuję, że jeżeli zaraz się nie ruszę, trzeba będzie amputować mi nogi.

— D-dałeś mi j-już n-n-n-auczkę. Chodźmy.

Zęby trzęsą mi się tak, jakby miały się zaraz rozsypać na milion małych kawałeczków.

— To jeszcze nie koniec — mówi, splatając nasze dłonie. Ciągnie mnie za sobą do przodu.

Woda zalewa dalsze partie mojego ciała. Wykręcam się z bólu i ze złości.

Nie zważając na moje protesty, idziemy dalej i dalej. Woda zalewa dalsze partie mojego ciała, czuję, jakby zimny ogień kąsał moje wnętrzności od środka. Robię jeszcze jeden krok do przodu i nagle już nic nie czuję pod nogami. Tracę grunt. Moją twarz zalewa lodowata woda, która wlewa mi się do ust. Wzbijam się na powierzchnię i gwałtownie łapię oddech.

— Chodź tu — mówi, przewracając oczami.

Widząc jednak lekki uśmiech na jego twarzy, podpływam do chłopaka. Silne ręce Aarona lądują na mojej talii. Jego dotyk przyprawia mnie o jeszcze większe dreszcze, gdy zjeżdża w dół, aby pochwycić mnie pod udami. Przez cały ten czas jego wzrok jest skupiony na mnie. Rozkoszuję się tą chwilą, gdy na nowo oplatam go w pasie, a mój biust styka się z jego twardym brzuchem. Zarzucam mu ręce na szyje i gładzę mokre włosy z tyłu jego głowy. Nie potrzebujemy słów, aby się rozumieć. Słowa są zbędne, gdy nasze ciała przylegają do siebie, jakby były wyrzeźbione na myśl o tym drugim. Oboje się od siebie różnimy. On yin — wesoły, tętniący życiem, lubiany przez wszystkich i umiejący kochać. Ja yang — jego przeciwieństwo. On i ja, dwie przeciwne, lecz uzupełniające się siły. A co gdy to nie ja jestem jego yang? Nie potrafię teraz o tym myśleć, nie teraz gdy jego oddech łączy się z moim, a nasze usta są tak niebezpiecznie blisko siebie.

Moje NieboWhere stories live. Discover now