Rozdział 1 Nie mów mamie.

48.5K 2.2K 624
                                    

Rutyna, to ona jest najgorsza. Codziennie wykonujemy te same czynności; co rano wstajemy, aby potem iść spać, jemy, myjemy się, prowadzimy bezsensowne konwersacje z ludźmi, którzy nie mieszczą się nawet w brodziku moich potrzeb intelektualnych. Jednym słowem: żyjemy.

— Kochanie. — Po pokoju, rozchodzi się dźwięk głosu mojej rodzicielki.

Wygrzebuję się spod ciepłej pościeli i stawiam bose stopy na zimnych, drewnianych panelach, wsuwam stopy w miękkie kapcie i idę w stronę okna, aby podnieść rolety i przegonić te egipskie ciemności z mojego pokoju. Dopiero po tej czynności, widzę jaki syf panuje w pomieszczeniu. Czas na porządki.

— Skyler, śniadanie czeka! — rozbrzmiewa powtórnie jej głos.

Patrzę na zegarek leżący na szafce nocnej i z żalem dostrzegam, że jest już 8.20. Podchodzę do krzesła przy moim biurku, które robi mi teraz za drugą szafę i ściągam z niego pierwsze lepsze ubrania. Kiedy mam właśnie opuścić mój pokój zahaczam stopą, o rączkę od torebki, upadając na podłogę i rozrzucając już i tak niewyprasowane ubrania. Przerywam zbieranie ubrań z powodu rwącego bólu w okolicach ramienia. Pocieram to miejsce, jakby to cokolwiek miało wskórać. Naprawdę powinnam tu posprzątać, zrobię to wieczorem... albo ewentualnie nigdy. Otwieram drzwi, prowadzące na korytarz, a do moich nozdrzy dociera już zapach smażonego jajka, a do uszu docierają dźwięki stukania łyżki o patelnię oraz krzątanina matki.

Podchodzę do drzwi prowadzących do łazienki i na dźwięk odkręconej wody, stwierdzam, że ktoś mnie wyprzedził.

— Michael — wołam dosyć głośno, aby mój młodszy brat mnie usłyszał. — Michael! 

Odgłos puszczanej wody cichnie i po chwili po drugiej stronie drzwi pojawia się mały brunet z masą kędzierzawych włosów, w których ma pełno piany.

— Michael... — zaczynam groźnie, ale nie wytrzymuję i na widok jego całego umorusanego w pianie, na moje usta wkrada się niewidoczny uśmiech.

— Nie mów mamie — prosi, mała główka ukryta za drzwiami, a w jego oczach widzę strach.

Otwieram szerzej drzwi i wybucham śmiechem na widok łazienki. Matka dostanie zawału. Patrzę na małego bruneta, który ma przestraszony wyraz twarzy i zaciska nerwowo swoje małe rączki na materiale ręcznika, którym jest przepasany. Robię krok w przód i wchodzę w morze piany, które dosięga mi do bioder, aby odetkać kurek.

— Nie powiem jej, ale posprzątaj to — wskazuję na pianę, która jest wszędzie.

Brunet salutuje i bierze się do zbierania piany, co wygląda naprawdę komicznie. Potrząsam z rozbawienia głową i skieruję się w stronę schodów prowadzących na parter. Kroczę po schodkach, starannie omijają patrzenie na ścianę po prawej stronie, na której wiszą zdjęcia rodzinne.

— Skyler, kochanie, dlaczego jeszcze nie jesteś ubrana? — atakuje mnie tym pytaniem, moja rodzicielka, kiedy tylko wchodzę do kuchni.

— Nie nazywaj mnie tak — mówię, siadając przy stole.

— Przecież to twoje imię! — oburza się.

— Było — mówię cicho, tak żeby mnie nie usłyszała.

Odwracam głowę i patrzę na sceny z życia codziennego na mojej ulicy. Śmieję się na widok mojego sąsiada, którego na spacer wyprowadza pies, a nie odwrotnie.

— Proszę. — Na stole, przede mną pojawia się jajecznica oraz grzanki z dżemem a do nich mój ulubiony sok pomarańczowy.

Taksuje wzrokiem śniadanie, ale zamiast zabrać się do jedzenia przyrządzonego posiłku, sięgam po jabłko i zatapiam w nim zęby. Matka obdarowuje mnie smutnym spojrzeniem, a mi aż się przewraca w żołądku.

— Gdzie Michael? — pyta, wcześniej odchrząkując.

— Michael... Eee, Michael bawi się, że tak powiem w kapitana haka — mówię, w skrócie.

Matka cicho wzdycha i zajmuje miejsce obok mnie, kieruję na nią mój wzrok, pytając bezgłośnie, o co chodzi.

— Musimy porozmawiać — zaczyna.

— To mów.

— Od czego by tu zacząć...

— Co jest? — pytam, ponieważ widzę, że coś ją dręczy.

— To nic takiego — mówi, a ja widzę, że to wcale nie jest nic takiego. —Może za bardzo przesądzam, po prostu się martwię o Michaela.

Mrużę oczy, aby doszukać się jej prawdziwego powodu. Kłamie. Zawsze wiem, kiedy to robi. Przewracam jedynie oczami i wracam do jedzenia jabłka. Moja rodzicielka jest jedną z tych nadopiekuńczych matek, które najlepiej nie wypuściłyby swojego dziecka w ten okropny świat, a tylko trzymały pod swoimi skrzydłami. Ja spod owych skrzydeł uciekłam już w wieku trzynastu lat, ponieważ nie było miejsca dla nas dwojga. Moje miejsce zajął mój pięcioletni brat Michael.

— Sky! — krzyczy z góry głos należący do brata.

Wstaję od stołu i wyrzucam ogryzek jabłka do kosza, mam właśnie opuścić kuchnie, ale zatrzymuje mnie głos matki.

— Jak wrócisz, musimy porozmawiać — mówi — to bardzo ważne.

— Wątpię — mówię, ignorując ją i już wchodzę po schodach na piętro.

— Skyler, proszę...

— Przestań do cholery mnie tak nazywać! — podnoszę na nią głos.

Nie muszę się odwracać, żeby sprawdzać, że po jej policzkach płyną już łzy. Przez ostatnie cztery lata doprowadzałam ją do takiego stanu. Jestem złym człowiekiem, a jeszcze gorszą córką.

Zostawiam kobietę za sobą i już wchodzę po schodach, idę do łazienki, zabierając ze sobą ubrania na zmianę, ponieważ czas mnie goni.

— Michael, wchodzę — otwieram drzwi. Widok, jaki zastaję, jest o niebo lepszy niż ten, dziesięć minut temu.

Podłoga jest już sucha, a piany brak, spisał się chłopak. Kładę ubrania na pralce i już mam się zacząć przebierać, kiedy do środka wbiega zmachany chłopiec.

— Udało się? — pyta, głośno dysząc.

— Tak, ale, jak ci się udało pozbyć tej całej piany? — zadaję pytanie, które mnie od początku nurtuje.

Chłopiec spuszcza głowę i zaczyna się nerwowo kręcić na stopach.

— Michael?

— Tego też, nie możesz powiedzieć mamie — łapie mnie za rękę i prowadzi do swojego pokoju.

Brunet staje przed drzwiami i nasłuchuje czy matka jest nadal na dole, kiedy stwierdza, że jest bezpiecznie, otwiera przed nami drzwi.

Na widok jego pokoju o mało nie wyskakują mi oczy z orbit. Matka go zabije. Cały pokój jest w pianie.

— Bo ja próbowałem ją jakoś usunąć, ale się nie dało, więc przeniosłem ją tutaj i wyrzuciłem przez okno — tłumaczy malec.

Jako starsza siostra powinnam go raczej zbesztać i powiedzieć wszystko mamie, ale jedyne co teraz potrafię to, wybuchnąć głośnym śmiechem, do którego po chwili dołącza  Michael.

— Zamknij lepiej drzwi na klucz, jeżeli nie chcesz, żeby matka dostała zawału — radzę mu, między spazmami śmiechu.

— Będziesz mnie kryła? — pyta, wystawiając ostatni palec.

— Obiecuję — składam obietnicę i pieczętuję ją zahaczeniem swojego ostatniego palca o jego.

— Kocham cię Sky — mówi, a je ze skwaszoną miną czochram jego wilgotne włosy.

Michael bierze się do wypychania kłębów piany przez okno, a ja w tym czasie wracam do łazienki, aby się spokojnie przebrać.

Moje NieboWhere stories live. Discover now