Rozdział 4 Jakim cholernym przypadkiem twój interes znalazł się w interesie Tes

23.7K 1.6K 414
                                    

Jak grzeczna dziewczynka, którą nie jestem, czekam pod swoją szafką na przyjaciółkę, aby razem rozpocząć kolejny dzień nauki. Już po chwili tłum ludzi się rozstępuje, a ich środkiem kroczy Angela: długonoga piękność o figurze klepsydra i długich aż do pasa blond włosach. Wydaje się idealna w każdym calu— i taka jest. Nie jest stereotypową blondynką o rozmiarze stanika większym niż iloraz inteligencji, jest jedną z prymusek w tej szkole.

— Sky! — Już z końca korytarza wykrzykuje moje imię, tym samym zwracając uwagę wszystkich na mnie. W sytuacji, gdybym była tutaj sama, najprędzej zapadłabym się pod ziemię, ale gdy przy boku jest blondynka, moja pewność siebie rośnie.

— Ciebie też miło widzieć. — Wpadam w jej ramiona.

— Skyler Eleonoro Moon! Urosły ci piersi! — krzyczy, a ja przykładam dłoń na jej pomalowane na kolor nude usta.

— Jeszcze głośniej — besztam ją.

Blondynka przewraca jedynie swoimi błękitnymi oczami i wyciąga z mojej dłoni  plan, aby go porównać ze swoim.

— Mamy razem tylko wychowanie fizyczne — mówi zawiedziona.

W odpowiedzi potrząsam ramionami i chowam kartkę do torby.

— To do zobaczenia na siódmej lekcji — żegna się, wcześniej sprawdzając godzinę na idealnie zsynchronizowanym zegarku.

Macham jej na pożegnanie i udaję się na pierwsze zajęcia matematyki, których swoją drogą nie cierpię całą sobą; czyli jakimś metr sześćdziesiąt pięć. To naprawdę dużo!

▬▬▬▬♡▬▬▬▬

— Gotowa? — pyta dobrze mi znany głosik.

Odwracam się do przyjaciółki, aby nie świecić jej moim tyłkiem przed oczami. Siadam na ławce i wiąże sznurówki swoich biegaczy. Niebieskooka jest już gotowa w całej swojej okazałości i wygląda w zwykłych szortach i staniku sportowym jak milion dolarów. Przenoszę swój wzrok na taki sam ubiór, nie tak dobrze dopasowany na moim ciele, jak w przypadku Angeli.

— Ruszać się moje panie! — Po niewielkiej szatni rozchodzi się męski głos. — Ruchy, ruchy! — Wszystkie patrzymy na siebie ze zdziwieniem, ale posłusznie opuszczamy szatnię.

Po wyjściu z szatni ustawiamy się na linii boiska do piłki nożnej, a obok nas staje grupa przedstawicieli płci męskiej. Dziewczyny spanikowanym wzrokiem szukają naszej nauczycielki.

— Baczność! — ryczy jakiś głos z przodu, który niesie się po całej sali.

Z rozdziawionymi ustami obserwujemy, jak chłopcy przyjmują idealny szyk, jakby byli szkoleni w wojsku.

— Spocznij!

Z rozbawieniem obserwuję, jak wśród dziewcząt formuje się jedna wielka grupa: ciasno ściśniętych do siebie ciał, które zaczynają żywiołowo o czymś dyskutować.

— Witajcie! — rozpoczyna silny głos, od którego stają mi wszystkie włoski na ciele. — Dla tych, którzy mnie nie znają, jestem Clark. Z przykrością informuję, że będę nauczał w tym roku również grupę pań. — Posyła nam przepraszające spojrzenie. — Panna Sue jest na zwolnieniu macierzyńskim, więc nie liczę na jej szybki powrót.

Moje NieboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz