Rozdział 14 W naszych żyłach płynie krew zmieszana z kłamstwami

18.4K 1.4K 370
                                    

Czysto hipotetyczne pytanie: co się stanie, gdy włożymy do kosza z owocami zgniłe jabłko? Czy dany owoc będzie psuł się w samotności, aż pleśń pochłonie je całe i zamieni w proch? Nie. Zaraza będzie rozprzestrzeniała się po wszystkich owocach, aż wszystkie będą dzieliły jego los. A co będzie, gdy do koszyka wpadną dwa takie jabłka? Efekt będzie taki sam, tylko szybszy.

Dostrzegam pewną zależność między owocami a ludźmi, i w jedno i drugie może wejść pleśń. Mogę tylko sobie to wyobrazić, jak jedno kłamstwo rozprzestrzeni się w naszym organizmie, niczym wprowadzona do krwi trucizna, która w ciągu minuty może dotrzeć do serca. W naszych żyłach płynie krew zmieszana z kłamstwami, którymi karmimy ludzi codziennie — rozmyślam sobie nad tym, jednocześnie patrząc niepewnie na jabłko, które trzymam w dłoni. Podziękuję.

Odkładam owoc na tackę, na której spoczywa moje jeszcze nietknięte drugie śniadanie. Podnoszę głowę i chłonę wzrokiem rozciągającą się scenę przede mną. Hierarchia. Osoby, które nic nie znaczą i według mniemania innych nigdy nie będą nic znaczyły, siedzą przy samych drzwiach, od cywilizowani od innych. Przed nimi, sałatka ludzi, którzy nie odnaleźli się w żadnej z grup. Dalej: inteligencja, która zajmuje jedno z lepszych miejsc, dzięki pracy swoich parujących móżdżków. Muzycy, żartownisie i w końcu: elita. Czymże byłaby elita bez napakowanych sterydami sportowców i wiernych im jak człowiekowi pies cheerleaderek, które są tak samo wierne, jak ekranizacja książki: Osobliwy dom Pani Peregrine {1}.

— Będziesz to jadła? — pyta właściciel palca, który wskazuje na moją nawet nietkniętą sałatkę.

— Bierz — odpowiadam Sonii, ubranej w swój cheerleaderki strój pani kapitan.

Skąd moja przynależność do tego jakże elitarnego stolika? Winowajczynią jest siedząca przede mną blondynka, która, chociaż nie dzierży w tej chwili swojego królewskiego stroju cheerleaderki, również należy do drużyny. A skąd w tym ja? Sky Eleonora Moon, życiowa oferma bez jakiegokolwiek statusu publicznego w tej szkole. Uczennica z marnymi ocenami, a w dodatku pod stałą obserwacją psycholog Scott siedzi wśród osób, które według ich wartości coś znaczą.

Dlaczego siedzę w tym miejscu, w towarzystwie Angeli, a parę stolików dalej siedzi świeżo przyjęty do drużyny Aaron? Odpowiedź jest prosta: z przyzwyczajenia. Jestem jak pies, bity przez swojego pana, ale na tyle głupi, aby wracać za każdym razem. Jak to się nazywa? A, no tak: przyzwyczajenie.

— Czy powinnam to zjeść? — pyta, wszystkich tu zgromadzonych, przy tej wieczerzy. — To ma tyle kalorii — jęczy, opracowując tablicę kalorii.

Tylko nie to — mówię w myślach, ale jest już za późno, wywiązuje się iście zażarta walka na słowa, o to, co jest kaloryczne w mniejszym stopniu. Wydaje się, że jedynymi osobami, niezainteresowanymi zaawansowaną anoreksją Sonii jesteśmy ja i Angela, która co chwilę spogląda tęsknym wzrokiem w stronę męskiego grona, a dokładnie, rzecz biorąc, do Aarona, który ani przez chwilę nie okazał jej, chociażby krzty zainteresowania. Byłoby mi je nawet żal, ale napominam się, że zasłużyła sobie na to. Niech cierpi.

Sonia decyduje się, że jednak nie zje i podnosząc swój kościsty tyłek, kieruje się do wyjścia ze stołówki z ogonkiem, swoich zawsze wiernych przyjaciółek. Dopiero wtedy dostrzegam, po co ta cała selekcja; najmniej ważna grupa w całej szkole w jednej chwili odwraca wzrok w stronę Sonii i jej świty. Wygląda to naprawdę komiczne, jakby z ziemi wyrósł czerwony dywan, a po nim delikatnie, jak królowa stąpa Sonia. Oni są tylko widownią, jej poddanymi, których jedynym zajęciem, odbiegającym od ich nudnego życia, było obserwowanie ludzi z wyższych klas. Czy gdy ja tak idę, patrzą na mnie w ten sam sposób?

W ostatnim czasie doszłam nawet do wniosku, że Angela nie tylko mnie okłamała, a nawet uważa mnie za głupią; w ogóle niepojmującą co się dzieje między tą dwójką. Nie zamierzam niszczyć jej marzeń. Przynajmniej na razie.

Moje NieboWhere stories live. Discover now