Rozdział 20 Lubię ten wyraz na twoich ustach.

18.8K 1.2K 273
                                    

Sky:

Wyobraźcie sobie kasetę wideo. Stare, małe, czarne pudełko, które za czasów, gdy byłam dzieckiem, zbiło wielką furorę, chociaż powoli znikało już z półek. Siadało się wtedy całą rodziną na kanapie z miską prażonego popcornu na kolanach taty i oglądało się Matrixa. Zdarzało się, że jeden film oglądało się po dwa, trzy razy dziennie, nie dlatego, że film był na tyle genialny, że chcieliśmy obejrzeć go po raz kolejny, chcieliśmy wydłużyć wspólnie spędzony czas, który przez służbę taty mieliśmy ograniczony. Nasze maratony filmowe kończyły się tak samo — w końcu wszyscy zasypialiśmy tuż przed końcem — a wtedy tata zanosił mnie na rękach do swojego pokoju, oczywiście zawsze wtedy się budziłam, ale nie chciałam go zasmucać, więc udawałam, że nadal śpię. Teraz myślę, że on to wiedział, ale i tak dźwigał mnie do łóżka, a potem składał pocałunek na czubku mojej głowy. Nasz rodzinny rytuał powtarzaliśmy, ilekroć tata przekroczył próg domu.

Pamiętam dzień - kończyłam wtedy 5 lat — jak zaciągnęłam tatę, który ledwie co postawił nogę na wycieraczce, a ja wręcz całą siłą, którą miałam w swoich zwiotczałych ramionach, popchnęłam go w stronę kanapy, na którą opadł. Nie dałam mu się nawet przebrać. Siedział na kanapie w swoim codziennym mundurze, a na kolanach trzymał małego Michaela. Tamtego dnia nie zależało mi na prezentach, na torcie, ani na świeczkach, zależało mi, aby spędzić kolejny dzień całą rodziną. Tak jak już wspomniałam, naszym drugim rodzinnym rytuałem było zasypianie na kanapie, ale tym razem było inaczej. W moim świeżo upieczonym, umyśle pięciolatki, działo się tyle, że sen był ostatnią rzeczą, którą chciałabym zrobić. Jako jedyna dotrwałam do końca filmu. Mój ciekawski móżdżek zapragnął sprawdzić, co jest po napisach końcowych. Siedziała. Linijki z literami ciągnęły się jedna za drugą, a potem znikały, gdy zetknęły się z górą telewizora. Potem nastała chwila ciszy, w której umilkło nawet chrapanie taty. Adapter wideo wypluł kasetę, a obraz telewizora z czarnego zmienił się w szary i zaczął śnieżyć, wydawał głośny szum. Bałam się. Owinęłam się ciaśniej kocem i nie spuszczając wzroku z telewizora, siedziałam. Bałam się tego, co może nadejść po tym. Jeżeli to było straszne, co musi być po tym.

Właśnie taki szum panuje w mojej głowie, a ja nie potrafię go wyłączyć, znaleźć pilota, odłączyć się od gniazdka. Mogę tylko być i słuchać.

Z takim samym uczuciem się budzę. Szum powoli słabnie, ale w uszach pozostaje nadal te dziwne uczucie. Otwieram oczy, ale od razu tego żałuję. Ciepłe promienie słoneczne wpadające przez okno oślepiają mnie. Podnoszę dłoń, aby powstrzymać ich tor padania.

Powoli jednak przyzwyczajam się do światła i badam pokój, w którym się znajduję. Średni pokój, naprzeciwko mojego łóżka stoją jeszcze dwa, które teraz nikt nie zajmuje, a przy każdym z nich stoi metalowe krzesło. Te obok mojego łóżka ktoś zajmuje.

— Aaron? — pytam, a raczej tak mi się wydaje, bo obrzęk w moim gardle jest tak bolesny, że brzmi to bardziej jak pisk paznokcia na tablicy.

Na moją twarz wpływa grymas bólu, a potem następny, na skutek skurczu w prawym policzku. Łapię się za to miejsce dłonią i przejeżdżam po niej palcami. Pod paliczkami wyczuwam zgrubienie, a na nim wszyte w moją skórę szwy, które naciągają ją.

Kręci mi się w głowie, gdy próbuję się podnieść, a mięśnie pod wpływem ruchu zaczynają się trząść, co świadczy, że dawno nie były używane.

Widok z góry zawsze jest lepszy. W każdym razie dopiero teraz dostrzegam elementy, które wcześniej mi umknęły. Racja, obok mojego łóżka śpi w pozycji siedzącej ten sam wkurzający Aaron, którego widziałam wczoraj. Lub przedwczoraj. Nie pamiętam. Włosy ma w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj.Ale parę elementów się nie zgadza jak ten temblak na jego prawej ręce i jeszcze świeży siniak na jego szczęce.

Moje NieboWhere stories live. Discover now