20. W DRODZE

960 72 3
                                    

- Lydia? - Claire zawołała i spojrzała na swój telefon

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Lydia? - Claire zawołała i spojrzała na swój telefon. 

- Tutaj. - dziewczyna odpowiedziała. Weszła do pomieszczenia i dostrzegła rudowłosą jak z zapałem przeszukuje bestiariusz. Dotarła do połowy i nagle się zatrzymała.

- Dziki gon? 

- Znany również jako dziwki łów. - Martin wyjaśniła, jej oczy skanowały stronę. - To mit o jeźdźcach z czarnymi psami, których źrenice żarzą się ogniem, a łapy wypalają w ziemi ślady, posłannikiem śmierci i strażnikiem nadprzyrodzonego jest czarny pies zwany...

- Hellhound-  Claire dokończyła, dziewczyna spojrzała na Lydię, która nagle zamknęła książkę i patrzyła się w przestrzeń. - Lydia? Co jest? 

- Wie co tu się stanie. - głos za nią odezwał się, brunetka zamarła, a po chwili się odwróciła.  - A ty nie? 

- Ktoś tu umrze. - wysapała banshee. 

- Masz racje. - Theo powiedział, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. - Ale nie mogę pozwolić abyś komuś to powiedziała. 

- Lydia. - brunetka złapała truskawkowowłosą za nadgarstek. - Musimy wyjść. 

- Dlaczego to robisz?

- Ponieważ, chcę cię, Lydia. - powiedział prosto, dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. - Wszystkich was chcę. 

- O czym ty mówisz? - Claire sapnęła i podeszła bliżej. 

- Nie martw się, dam wam trochę czasu na przemyślenie tego. - uderzył Lydię a ta upadła na ziemię. 

Claire przerażona spojrzała na Theo, odsuwała się od niego. 

- Wiedziałem, że Stiles dowie się o co chodzi ale, że ty, to było niezłe zaskoczenie. - pokręcił głową i zaśmiał się lekko, podszedł bliżej do dziewczyny. 

- Nie możesz tego zrobić. - stwierdziła, serce szalało w jej klatce piersiowej. - Scott ci na to nie pozwoli. 

- Jak to było? - zapytał i wyciągnął rękę w jej stronę. - Pamiętasz jak rozmawiałem z twoją matką? Albo jak oddawałaś krew i spotkałaś zdenerwowanego chłopca, który bał się igieł? Nie boję się ich tak przy okazji. 

Nie odpowiedziała, zacisnęła palce na sztylecie, który trzymała w torbie. 

- Słodkie. - prychnął, jego oczy przybrały żółty kolor. Rzuciła w jego stronę. Broń jedynie lekko rozerwała jego koszulkę. Chłopak odskoczył przewidując jej ruch. Uderzyła go mocno w klatkę piersiową, a chłopak wysunął pazury. Odwróciła się się szybko i wyciągnęła kolejny sztylet, tym razem trafiła w ramię i ponownie kopnęła go w klatkę piersiową. 

Wbiegła szybko na górę, ukryła się za jedną z regałów.

- Nie powinnaś była robić tego. - Theo krzyknął, dziewczyna nie mogła się uspokoić. Dziewczyna zacisnęła mocniej uścisk na kolejnym sztylecie w razie gdyby chłopak ją znalazł. - Wiesz, że łatwo cię znajdę. Twoje serce praktycznie zaraz wyskoczy ci z klatki piersiowej, a poza tym pachniesz Scott'em. 

Był coraz bliżej, dziewczyna obserwowała go z szpary pomiędzy książkami. Odwrócił się gdy jej telefon zadzwonił, dziewczyna wyskoczyła za regału i rzuciła w niego kolejnym sztyletem. 

- Myślisz, że jesteś sprytna. - zaśmiał się i pokręcił głową, gdy wyciągał sztylet z pleców. - Straciłaś swoją jedyną broń. - jego ręka znajdowała się coraz bliżej jego gardła, przycisnął ją do półek. Zacisnął mocniej uścisk na gardle. 

- Sc...Scott. 

- Nie uratuje cię. - jęknął, dziewczyna próbowała złapać powietrze. - Miałem plan, miałaś być moją bronią.

Czuła jego oddech na karku na co się wzdrygnęła. 

- Źle, że weszłaś mi w drogę. - rzucił nią w drewniany regał, dziewczyna upadła bezwiednie na ziemię. Spojrzał na nią z satysfakcją, zanim podniósł ją i przewiesił przez ramię. 

To tylko początek. 

*****

Scott zwrócił uwagę na swój telefon, który zawibrował. 

Od Claire:

Biblioteka. 

Chłopak ruszył w tamtą stronę, nie zwrócił nawet uwagi na zapach krwi. Wszedł do pomieszczenia, ale okazało się puste. 

- Claire? - krzyknął rozglądając się. - Lydia? 

Scott wyciągnął telefon i wybrał numer brunetki. Usłyszał wibracje, podszedł do jednego z regałów a pomiędzy książkami znajdował się telefon dziewczyny. 

Podniósł go zdziwiony, jego uwagę zwrócił jarzębowy pył. 

- Sc...Scott.

- Claire? - krzyknął, nagle dostrzegł Theo, który rozsypywał pył. - To nie możliwe.

- Masz rację. - omega wzruszył ramionami. - Wilkołaki nie są w stanie tego zrobić. 

- Jesteś chimerą. 

- Pierwszą chimerą. - poprawił. - Nie zauważyłeś, że w części jestem kojotołakiem. Dlatego Malia mi zaufała. Chimera to nie tylko potwór stworzony z dwóch części to także coś niemożliwego do uzyskania. 

- I stworzyli ciebie. 

- Byli blisko. Nie wszyscy możemy być perfekcyjni. - jęknął i wyszedł za pył. - Nie wszyscy możemy być prawdziwymi alfami. 

Scott podszedł bliżej do bariery, która odepchnęła go na krzesła. 

- Cholera. Poczułem to. - pokręcił głową, podszedł do telefonu i zabrał go. - Nie dzwonisz dzisiaj. Zero Stilesa. Zero Malii. Zero Lydii. Będziesz tutaj czekał, aż nadejdzie kolejna kwestia. 

- Ja? - zapytał, ledwo oddychał. - Na co?

- Na super pełnie. - wilkołak odpowiedział, sięgnął do kieszeni i wyciągnął drobny dyktafon. Alfa zamarł gdy usłyszał głos Claire, która wołała go po imieniu.  - Tak się starała cię ostrzec. 

Rzucił dyktafon do Scotta. 

- Szkoda, że nie słuchałeś. 

Return | Scott McCall PL PRZERWANEWhere stories live. Discover now