Rozdział 10

Depuis le début
                                    

Z iskierką nadziei, że coś tam znajdę, zajrzałam do niej.

Och, dzięki Ci Nemaro! Jednak dbasz o swoje dzieci!

W szafie wisiało sporo sukienek, a na półkach znalazłam również spodnie i wszelkiego rodzaju bluzki.

Wiele z nich zachowało się w bardzo dobrym stanie.

Bez wahania chwyciłam luźną, szarą koszulę, do tego czarne, obcisłe spodnie i tego samego koloru kurtkę.

Szybko się przebrałam, a następnie włożyłam buty, które znalazłam na dnie szafy.

Trochę uwierały, a nogawki musiałam nieco skrócić, ale w końcu miałam na sobie coś normalnego.

Wychodząc, zerknęłam jeszcze w zakurzone i popękane lustro, wiszące przy drzwiach. Nie wyglądałam najgorzej, ale z pewnością takim wyglądem nie przyciągnęłabym do siebie nikogo.

Poplątane i zmatowiałe włosy, wory pod oczami, nieco sine z zimna usta i mocno wystające kości policzkowe.

To są efekty ostatniej ucieczki, a także porwania i zbyt małej ilości jedzenia oraz snu. Może potrafiłam leczyć rany, ale całkowite dojście do siebie zajmie mi trochę czasu.

Rozczesując trochę włosy palcami, dołączyłam do chłopców. Siedzieli przy stole na malutkiej kanapie i jedli wcześniej upieczonego królika.

Usiadłam na podłodze po drugiej stronie stolika. Czułam ciepło bijące od kominka za moimi plecami.

Gdy tylko usiadłam, wzrok moich towarzyszy spoczął na mnie.
Widziałam lekkie zdziwienie na ich twarzach. Szybko przenieśli wzrok gdzie indziej.

To było naprawdę... krępujące.

- Hmmm... Dzięki za ubrania, Ethan. Leżą na łóżku w pokoju obok, jakby co - przerwałam niezręczną ciszę.

Nie odezwał się. Kiwnął tylko głową, nawet na mnie nie patrząc.

Cisza jak na pogrzebie.

Miałam już dość. Wstałam szybko i wyszłam żwawym krokiem z domu. Na dworze było okropnie zimno, mimo że był początek lata.

Szłam przed siebie. W końcu usiadłam pod drzewem na tyle daleko od miejsca naszego postoju, że nie widziałam tej chatki, ale również na tyle blisko, abym mogła z łatwością wrócić.

Oparłam głowę o szorstką korę drzewa.

O co mu chodziło? Przecież Nathaniel od początku wiedział, że byłam inna. Że daleko mi nawet do zwykłej hybrydy. Wcześniej mu to nie przeszkadzało, a teraz?

Polubiłam go. Bardzo. Nie chciałam być dla niego zupełnie obojętna.

Usłyszałam trzask suchej gałęzi. Otworzyłam oczy i wbiłam wzrok w miejsce, z którego dochodził.

Ujrzałam męską sylwetkę i od razu poczułam ulgę. Czemu on tu przyszedł i jak mnie w ogóle znalazł?

- Annael? Czy wszystko... Czy wszystko w porządku? - zapytał.

Kucnął przede mną, a w jego niebieskich tęczówkach widziałam niepewność i... troskę?

- Szczerze? Nic nie jest w porządku. - Na moje słowa zmarszczył lekko brwi, ale w milczeniu czekał na ciąg dalszy. - Przede mną stoi ważne zadanie, od którego zależy życie wielu osób. Nie chcę nikogo zawieść. W dodatku ty, odkąd dowiedziałeś się prawdy, ignorujesz mnie. Nie odzywasz się do mnie. Nie rozumiem tego... Co ja ci takiego zrobiłam? - Przy ostatnim zdaniu głos mi się lekko załamał.

Dziedzictwo FeniksaOù les histoires vivent. Découvrez maintenant