Rozdział 11 Nigdy nie lekceważ potęgi ciemnej strony Mocy.

Start from the beginning
                                    

W ostatnich sekundach czwartej i ostatniej już kwarty meczu, celny rzut za 2 punkty wykonuje zawodnik drużyny przeciwnej, idealnie wrzucając piłkę w obręcz i tym samym, odbierając tytuł zwycięzcy.

— Cholera jasna! — krzyczą oboje, wstając ze swoich miejsc.

— Nienawidzę kosza — oznajmia Aaron.

— Ja też — wtóruje mu Greg.

— Gramy w Fifę? — pyta jakby nigdy nic Aaron Grega, a mi szczęka opada.

A mówią, że to kobiety mają humorki.

Jeżeli łudziłam się, że teraz będzie spokojniej, to się grubo myliłam. Gorsze od facetów siedzących przed telewizorem i kibicujących swojej drużynie, jest, to gdy da im się pada i każe grać, wtedy zwykła gra w nogę zamienia się w grę o życie.

— Dawaj, dawaj... — mówi pod nosem Aaron, a potem jego zawodnik strzela gola w bramkę Grega.

— Kurwa — rzuca siarczystymi przekleństwami brunet. — Dobra, ja pasuje.

— Co?! — oburza się blondyn, nadal pozostając czujnym.

— Stary, ja się zaraz zleję.

— Wytrzymasz.

— Sky — zwraca się do mnie Greg — zastąp mnie.

— Ona nie umie grać — uprzedza mnie Aaron. — To dziewczyna.

— Greg, podaj mi pada — Wystawiam dłoń, na której po chwili spoczywa plastikowe urządzenie. — Umiem grać i zaraz ci to udowodnię. — Siadam na miejscu, które do tej pory zajmował Greg.

— Już to widzę — prycha zielonooki, zwracając na mnie całą swoją uwagę.

— Człowieku małej wiary — cmokam cicho pod nosem. — To może mały zakładzik? — pytam.

— W końcu mądrze gadasz Moon. — Blondyn odkłada plastik i zaciera dłonie. — O co gramy?

— Możesz wybrać — mówię.

— Odważna. To może, zagrajmy w rozbieraną Fifę. Za każdego gola do twojej brami, zdejmujesz z siebie coś.

— A za każdego gola do twojej bramki, ty zdejmujesz coś — dodaję.

— O to się nie martw — mówi, już pewny końcowego wyniku. — Umowa? — Wystawia dłoń.

— Umowa. — Pieczętuję ją sklejeniem wnętrz naszych dłoni.

— To będzie dobre, poczekajcie na mnie, muszę to zobaczyć! — krzyczy Greg, biegnąc w stronę łazienki.

Po powrocie Grega gra zaczęła się od nowa; moja drużyna przeciwko jego drużynie. Stawka była duża. Dobrze wiem o tym, że nie jestem jakiejś światowej sławy ekspertem gry w Fifę, ale coś tam wiem, w końcu to ja musiałam godzinami grać w nią z Michaelem. Drugim powodem jest to, że kocham rywalizację i nienawidzę osób, które z góry zakładają, że skoro jest to dziewczyna, to nadaje się jedynie do kuchni, o nie kochany.

Pierwszy gol należał do mojej drużyny, z oczywistych powodów: ponieważ jestem dziewczyną. Jak to ujął Aaron, więc dał mi się nacieszyć. W zastaw za bramkę dostałam buta, którego odłożyłam na stolik przed nami. Do samotnego buta po pewnym czasie dołączył drugi, a po nich, para skarpet, koszulka i spodnie. Na stoliku przed nami uformowała się spora kupka odzieży. Za to po jego stronie leżały moje skarpetki i koszulka.

— Ha! — krzyknęłam, gdy kolejny raz piłka wleciała do jego bramki. — Bokserki, proszę. — Wyciągam rozprostowaną dłoń w jego stronę.

— Ty mówisz serio?

— Umowa to umowa — przypominam.

— Dobra. — Blondyn chwyta najbliższą poduszkę i zakrywa nią swoje krocze, a potem wyciąga spod niej białe bokserki. — Ciesz się — mówi, rzucając mi materiał, a ja odkładam go na stertę jego ubrań.

— Grasz dalej? — pytam Aarona.

— Gra — odpowiada żywo za blondyna Greg.

— Gram — przemawia Aaron — zdejmę z ciebie te łaszki.

Teraz moja dobra passa się odwróciła; straciłam łańcuszek oraz spodnie. Siedzę teraz obok nagiego blondyna w samym czarnych majtkach i dopasowanym do komplety staniku. Co rusz czuję na swoim odsłoniętym, nagim ciele wygłodniały i pełny pożądania wzrok chłopaka. Do końca starcia dzieli nas dosłownie pięć minut, a poziom stresu sięga w tym pomieszczeniu już apogeum.

— Tak! — krzyczę i podskakuję w miejscu, gdy moja drużyna strzela ostatniego gola. — Nigdy nie lekceważ potęgi ciemnej strony Mocy!

— Dobra, dobra — mówi, wywracając oczami. — Mogę już swoje ubrania?

— Nie — mówię z uśmiechem na twarzy. — Wygrałam je.

— Chcesz, żebym poszedł nagi do pokoju?

— Zwariowałeś? Masz przecież poduszkę — sarknęłam.

Blondyn, widząc, że nie żartuję, podnosi swoje nagie ciało z kanapy i zasłaniając swój interes kroczy w stronę swojego pokoju, świecąc nam jędrnymi i opalonymi pośladkami przed oczami.

Nie mogąc się powstrzymać wkładam dwa palce do buzi, a wtedy z moich ust wydobywa się głośny, przęciągany gwizd.

— Ej! — krzyczę, a wtedy Aaron odwraca głowę w moją stronę. — Fajna dupa.

— Nie tak fajna, jak twoja — odpowiada i zostawia nas.

— Jesteście niemożliwi. — Brunet kręci głową z rozbawiania.

Moje NieboWhere stories live. Discover now