Rozdział 2 Highway to Hell

Start from the beginning
                                    

▬▬▬▬♡▬▬▬▬

Idę dobrze mi już znanymi korytarzami Penton High School, do którego trafiam po raz czwarty. Opustoszałe korytarze to idealne świadectwo na to, że spóźniłam się już pierwszego dnia szkoły, brawo Sky!

Wyjmuję ze szmacianej torby telefon i po sprawdzeniu godziny wzdycham; spóźniona dwadzieścia minut. Poprawiam ramiączko torby i idę w stronę sekretariatu, aby odebrać swój plan lekcji. Podchodzę do drewnianego blatu i opieram o niego łokcie. Za meblem siedzi sekretarka w średnim wieku o imieniu Muriel, która jest Francuzką i ma czworo rozwydrzonych dzieci, o czym się dowiedziałam, ponieważ dosyć często przez ostatnie trzy lata byłam tu wzywana. Kobieta nie dostrzegając mojego przybycia i nadal stuka swoimi zadbanymi paznokciami o klawisze klawiatury. Widząc szansę, kuszę się o naciśnięcie palcem dzwonka, którego dźwięk rozbrzmiewa się po małym gabinecie. Kobieta podskakuje na krześle i widząc, kto jest sprawcą jej przedwczesnego zawału, karci mnie wzrokiem.

— Na miłość boską Sky, jest dopiero początek roku, a ty już coś zrobiłaś? — pyta, wcześniej podjeżdżając fotelem bliżej mnie.

Kręcę z rozbawieniem głową i obniżam palec z zamiarem ponownego użycia dzwonka, ale Muriel zabiera mi go wcześniej spod nosa i już czyści go materiałem bluzki.

— Nie tykaj dzwonka — karci mnie wskazującym palcem. — Skoro jeszcze — podkreśla ostatnie słowo — nic nie zrobiłaś, to co cię tu sprowadza?

— Plan.

Sekretarka potakuje głową i spod stosu papierów wydobywa małe oprawki i nasuwa je na nos, ponieważ jak mi wcześniej wspomniała, jest ślepa jak kret. Kiedy przychodzi mi ponowna ochota dotknięcia dzwonka, Muriel obraca się na krześle i drżącą dłonią podaje mi kartkę z moim imieniem i nazwiskiem.

— Dzięki — mówię, idąc do drzwi. — A i ogranicz kawę! — krzyczę na wyjście.

Do zakończenia pierwszej lekcji, pozostało około piętnastu minut, sprawdzając wcześniej plan, nie mam zamiaru wejść spóźniona na pierwszą matematykę - nie mam jeszcze myśli samobójczych.

Chcąc skorzystać ze słonecznej pogody, ruszam w stronę tylnego wyjścia na teren zielony, w akompaniamencie moich piszczących tenisówek. Kiedy od drzwi dzieli mnie długość dziesięciu metrów, z poprzecznego korytarza wychodzi kobieta, ubrana w sukienkę w kolorze khaki, odziana jedynie w klapki japonki. Proszę państwa, oto nie kto inny a moja szkolna psycholog. Na jej widok moje nogi zmieniają trasę i robią obrót w tył, szybko wycofując się miejsca przestępstwa.

— Sky — mówi kobieta, przeciągając ostatnią literę.

— Oh jak miło mi panią widzieć — odwracam się z powrotem do kobiety i przybieram na twarz sztuczny uśmiech. ­— Jak minęły pani wakacje?

— Bardzo dobrze — mówi, podchodząc bliżej i kładąc swoją silną dłoń na moim kruchym ramieniu. — Wybierałaś się gdzieś?

— Ja, to znaczy... — jąkam się. Ten, kto nie poznał Scott, nie wie co to strach.— Tak, bo ja szłam, no...

— Mam nadzieję, że do mnie — podsuwa.

— Tak! Tak do pani.

— Świetnie, idź pod mój gabinet i poczekaj tam na mnie — posyła mi wzrok, mówiący 'Nawet nie próbuj zwiać'. — Załatwię całą papierkową robotę i zanim się obejrzysz, będę.

Kiwam posłusznie głową i idę w stronę gabinetu, do którego mogłabym iść nawet z zamkniętymi oczami. Siadam na plastikowym krzesełku, z którego bardzo łatwo się ześlizgnąć i wyjmuję z torby telefon i słuchawki, które swoją drogą rozplątuję aż pięć minut! Podłączam je do urządzenia, a po chwili z białych słuchawek wydobywają się pierwsze akordy gitary Kurta Cobaina, a po nim odgłos perkusji. Zamykam oczy i odpływam ze słowami piosenki Smells Like Teen Spirit[2] , cicho nucąc refren, kiedy czuję lekkie kopnięcie w moją kostkę. Od razu podskakuję ze swojego miejsca i staję na widok pary twarz; jedna z nich należy do Scott, a druga do...

— Przepraszam skarbie, że ci przeszkodziłam — odzywa się Scott, kiedy wyjmuję słuchawki z uszu. — Musimy przełożyć dzisiejsze spotkanie na jutro — informuje, poprawiając burzę blond włosów. Mój wzrok jest nadal utkwiony w stojącym przede mną blondynie, z okularami na nosie.

— Jasne — rzucam obojętnie do psycholożki.

— To jest Aaron — przedstawia mi blondyna, którego niestety miałam już dziś przyjemność poznać.

— Aaron Hollow — blondyn podaje mi dłoń i ściska moją prawą dłoń swoimi wielkimi ciepłymi łapskami. — Miło jest mi cię poznać... — przedłuża, aby poznać moje imię, ale zanim zdążę, chociażby zarejestrować jego słowa, oboje odwracamy twarze w stronę Scott, która cichym chrząknięciem chciała zwrócić na siebie uwagę.

— Widzę, że się dogadacie — mówi, obserwując nas bystrym okiem psychologa. — To dla ciebie — podaje mi kartkę z planem chłopaka. Posyłam jej pytające spojrzenie. — Oprowadzisz go — wyjaśnia.

— Ale ja mam lekcje — próbuję wywinąć się od czynności.

— Ależ to nic, już wszystko załatwione — posyła mi zwycięski uśmiech. — A ty mój panie — wskazuje palcem na blondyna — widzimy się jutro. Punkt dziewiąta — mówi i jemu posyłając ten uśmiech.

Stoimy oboje w szoku i z rozdziawionymi ustami jak ryby. Wymieniamy na krótką chwilę spojrzenie, ale wtedy w naszych uszach rozbrzmiewa odgłos jej śmiechu.

— To pysznie! — klaszcze w dłonie. — Tylko oboje nie pakować mi się w kłopoty przed weekendem! — krzyczy, a potem wymija nas.

Po korytarzu roznosi się teraz zapach jej limonkowych perfum, a ja i chłopak obok mnie stoimy w tym samym miejscu, dochodząc do siebie.

— Dobra jest — odzywa się swoim zachrypniętym, niskim głosem.

— Nawet nie wiesz jak bardzo.

Podaję mu plan lekcji i poklepując go po ramieniu, wymijam blondyna, snując już plany, jak spędzę resztę wolnego czasu na dworze.

— Hej! — nawołuje mnie głos należący do blondyna. — Miałaś mnie oprowadzić.

— A czy ja ci wyglądam na nawigację?— pytam z sarkazmem.

Mój plan ucieczki nie skutkuje, ponieważ nie przewidziałam zależności między jego długimi nogami a moimi krótkimi nogami. Chłopaka zagradza mi drogę, odcinając mnie od drzwi.

— Nie — odpowiada na moje wcześniejsze pytanie. — Nawigacje są milsze — podsumowuje.

Mierzę go morderczym spojrzeniem, które ma świadczyć o tym, że gardzę nim, ale przeszkadzają mi w tej zbrodni, okulary, które ma wciąż na nosie. Przypominam, że jesteśmy w pomieszczeniu.

Blondyn odchrząkuje, celowo zwracając moją uwagę na jego osobę i pokazuje rząd białych zębów, z których najwidoczniej jest bardzo dumny.

— Ja się już przedstawiłem, a ty jesteś... — łapię się na tym, że faktycznie, chłopak nie zna mojego imienia.

— Tak — mówię z cwanym uśmieszkiem. — A ja jestem niezainteresowana. — Ze szczerym uśmiechem na twarzy wymijam blondyna i kieruję swoje stopy ku wyjściu ze szkoły.

[1] utwór Highway to Hell - AC/DC

[2] utwór Smells Like Teen Spirit - Nirvana

Moje NieboWhere stories live. Discover now