Rozdział 20 "Ultimum Spiritu"

2.2K 233 55
                                    

                Nigdy wcześniej w Piekle nie nastała równie nieprawdopodobna cisza, jak w tym momencie. Wszyscy obecni zamilkli, wsłuchując się w cichą powracającą z różnych kierunków moc. Zrobiło się zimno, - przeraźliwie zimno. Gęsta mgła wpłynęła przez okna, pokrywając czarne lśniące płytki w całości. Czułem się, jakbym miał się zaraz zapaść pod ziemią. Poczułem tylko jak uścisk dłoni Aleistera zaciska się na moim nadgarstku, a jego oczy robią się wielkie z przerażenia.

W sali rozległ się głośny śmiech, odbijający się wielkim echem od ścian, docierając do każdego z osobna ze zdwojoną siłą. Po chwili dołączył do niego również stukot uderzających o posadzkę obcasów. Obróciłem się powoli w kierunku wyjścia i zobaczyłem go. Szedł wyprostowany w wolnym tempie, a za nim ciągnęły się trupioblade twarze zastygłe w momencie agonii.

- Proszę, proszę... – mruknął, rozglądając się dookoła. Wydawało się, że stał przede mną Feneks, ale to nie był on. Jego oczy już nie świeciły szarością, ale wyglądały jak kompletnie pozbawione koloru, jednak w jakimś dziwnym stopniu były mi znajome, a jego twarz... kruszyła się. Pojedyncze kawałki skóry odpadał pozostawiając jedynie czerwone krwawe ślady.

Ta myśl uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba, choć znajdowaliśmy się w samym środku Piekła. Powoli odwróciłem się w stronę Aleistera i nie odrywając wzroku od uśmiechającego się niebieskowłosego chłopaka, zapytałem:

- Jak nazywa się twój brat, Al?

Nastała chwilowa cisza, którą przerwało głośne przełknięcie śliny i wolna odpowiedź: - Simon.

Zamarłem. Przede mną stał prawdziwy Feneks. Upadły anioł, który w Piekle przyjął funkcję markiza oraz stanął na czele legionów duchów. Ten sam, który sprzeciwił się nawet Lucyferowi i został wygnany za próbę wywołania buntu. Zniknął na całe pięć lat, podczas których myśleliśmy, że tuła się po świecie ludzi.

- Tak, tak, mały filarku... Dobrze kombinujesz! – zaśmiał się perliście Feneks i wyszedł na środek, przydeptując fragmenty krągu ślubnego. – Przykro mi, że muszę witać was wszystkich z tego kruchego ciała, ale nie daliście mi wyboru...

- Jak ty do cholery przekroczyłeś bramę...? – zapytał Lucyfer, wychodząc do przodu i przygotowując się do ewentualnego ataku, ale wtedy jego ciało zastygło w bezruchu, jakby jakaś niewidzialna siła przytrzymywała go w miejscu. Widziałem, jak próbuje się wyrwać, ale nieograniczona moc Feneksa mu nie pozwalała.

- Dzięki pewnemu młodzieńcowi... W jego ciele nie obowiązują mnie granice! Choć przez pewnego głupca, trochę mi zajęło, przyjście tutaj! – automatycznie odwrócił się w moim kierunku, rzucając wrogie spojrzenie Aleisterowi, który chował się za moimi plecami. Czułem, że Cardwell cały drży. – Może wyjdziesz do mnie, co Al? Przywitaj się ze mną porządnie, ty skurwielu!

Ruszył w moim kierunku i choć próbowałem go zatrzymać, odczułem nagły spadek mocy. Pierścień mi przeszkadzał. Wciąż był połączony z ciałem młodszego Cardwell'a i hamował moje zaklęcia. Zasłoniłem Aleistera ciałem, ale nie wiele to dało, gdy Feneks złapał mnie za gardło i odrzucił w bok, boleśnie wbijając w ściany. Rozległ się huk i po chwili ciało Aleistera wisiało parę centymetrów nad ziemią, trzymane przez markiza.

- Myślałeś, że na zawsze zamkniesz mnie w tym pieprzonym domu?! Że będziesz trzymał pierścień w swojej garści do końca i nie dopadnę Cię w końcu?! – krzyczał, zaciskając ręce na szyi duszącego się Aleistera. Wstałem i ruszyłem do przodu, kątem oka widząc, że Aza również zaatakował. Miałem właśnie uderzać, gdy jakaś niewidzialna siła pociągnęła mnie do tyłu. Duchy, którymi dowodził Feneks złapały mnie i Azę za dłonie, nie pozwalając nam pójść dalej. Krzyknąłem, zwracając tym uwagę markiza. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się, po czym rzucił bezbronnym chłopakiem o ziemię. Usłyszałem głośne chrupnięcie i krzyk agonii. Zamarłem, ale twardo spojrzałem w puste oczy Feneksa.

Clavicula Salomonis (Yaoi Story)حيث تعيش القصص. اكتشف الآن