Rozdział 3 "Prima Hostia"

3.1K 323 33
                                    

Siedziałem pod oknem mojego nowego lokum, obserwując park Chelsea. Stary lokator odczuł niepohamowaną i zupełnie "nagłą" chęć popełnienia samobójstwa, więc mieszkanie było dość tanie. Nie przejmowałem się zbytnio faktem, że do sufitu wciąż przytwierdzony był amatorsko sznur. Właściwie dodawało to klimatu temu miejscu. Ściany były zdarte, bo najwidoczniej młody student nie miał czasu na zadomowienie się. W kuchni wciąż leżały dowody zbrodni – puste butelki po wódkach, stare puszki, kartonowe opakowania po pizzy Domino. Może się nie znam, ale dobrze wiedziałem, że takie połączenie to bardzo dobrej jakości depresja. Miałem nawet wrażenie, że chłopak nie potrzebował z mojej strony żadnej pomocy, żeby samemu dorosnąć do tej „odpowiedzialnej decyzji".

Jęknąłem przeciągle, wpatrując się w spacerujących nieopodal ludzi. To był już tydzień od kiedy postanowiłem zaingerować w życie tego bezmózga. Aza bez przerwy za mną łaził i szukał okazji, żeby mnie podejść. W niektórych momentach naprawdę miałem ochotę zmieść go z powierzchni ziemi, ale wtedy gdzieś w powietrzu eter się gęstniał i czułem obecność starych znajomych. Byłem bez przerwy obserwowany. Pilnowali, żebym przypadkiem się nie zdenerwował. Miałem wrażenie, jakby Lucyfer jedynie czekał, aż noga mi się powinie i będzie mógł znów wcisnąć mnie do tej piekielnej wazy. W takich momentach uśmiechałem się diabelsko i dodawałem pod nosem: „Chciałbyś.". Byłem pewien, że gotował się wtedy ze złości, obserwując mnie w swojej chmurce dymu.

Aza bywał może naprawdę upierdliwy, - w niektórych momentach nawet bardziej niż ten kujonowaty Collin – ale na pewno był mało szkodliwy. Szczerze mówiąc, to najbardziej niebezpieczne jego posunięcie do tej pory to zaśnięcie na lekcji profesor Church. Kobieta była tak zdenerwowana, że z daleka widziałem, jak żyłka na jej czole pulsuje. Swoim zachowaniem przypominała Amaymona, kiedy nie wywiązywałem się ze swoich obowiązków. Była cała czerwona ze złości i wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Aż poczułem się jak w Piekle.

W każdym razie chłopak zachowywał się nienagannie. Tego dnia również wybierałem się do szkoły. Był to czwartek dwunastego października. Powoli zebrałem się do porządku, ubierając na siebie zwykłą czarną koszulkę i zdarte jeansy, a na górę skórzaną kurtkę. Gdy byłem już gotowy do wyjścia, chwyciłem tylko swoją torbę i wyszedłem. Nie było to daleko. Dosłownie paręnaście kroków. W szkole pojawiłem się równo z dzwonkiem. Z Azą przywitałem się jedynie spojrzeniem, mimo, że próbował do mnie podejść. Wolałem obserwować go z daleka.

Tego dnia coś było nie tak. Coś w jego zachowaniu wydało mi się dziwne. Jego ręce niepokojąco drgały, a oczy rozbiegały się w różne strony. Szybko zrozumiałem, co było nie tak.

- Przepraszam, czy mogę wyjść na chwilę do toalety? – zapytał niewinnie demon, zmieniając swój głos na bardzo przekonywujący. Uśmiechnąłem się pod nosem, a gdy chłopak opuścił klasę, miałem ogromny problem wytrzymując w miejscu. Powinienem wyjść za nim i go pilnować, ale dziwnie by to wyglądało. Jeśli zdarzy się podczas jego nieobecności coś złego, to niech lepiej kojarzą jego „wyjście do toalety" jako pilną potrzebę, a nie zabójstwo z premedytacją.

Ponieważ zbliżał się koniec lekcji, gdy tylko zabrzmiał dzwonek, wstałem gwałtownie i poszedłem do odpowiedniej toalety, gdzie ten zawsze się ukrywał. Nawet specjalnie nie przejmowałem się moim rzeczami, które zostały w klasie. Chciałem się jak najszybciej dostać do tego kretyna. Tylko nie spodziewałem się jednej rzeczy. Gdy otworzyłem drzwi do łazienki, zamarłem.

- Co tu się kurwa stało...? – zapytałem. Na ziemi leżało ciało dziewczyny. Miała bladą skórę, a oczy lekko przymrużone, ale już spod drzwi widziałem, że nie ma w nich znaku życia. Jej ręka zrobiła się nienaturalnie sina, więc podejrzewałem, że tak ją przytrzymywał. Garść ciemnych długich włosów leżała kawałek dalej. W jej piersi wycięta była duża dziura, a prawdopodobnie serce leżało kawałek dalej. Białe płytki w tym momencie były pokryte świeżą krwią, jak również ubranie tej nieszczęśnicy, ale to chłopak był w centrum mojego zainteresowania. Jego twarz była trupio blada, ale usta rozciągnięte były w niepokojący uśmiech. – Aza? Wszystko gra?

Clavicula Salomonis (Yaoi Story)Where stories live. Discover now