Rozdział 8 "Absoluta Cognitionem"

2.5K 282 41
                                    


Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, podczas gdy Aza leżał już na ziemi, nie mogąc powstrzymać swojego głodu. Nie mogłem mu też powiedzieć o obecności Aleistera. Wiedziałem, że w tym wypadku zdecyduje się go zaatakować, a inkwizytorzy doskonale wiedzieli jak się bronić.

- Aza. Musisz powstrzymać rządzę. Jeśli Ci się to uda, ja zrobię cokolwiek zechcesz. – nawet nie patrzałem w jego kierunku, bo mój wzrok wciąż był skierowany w stronę czarnowłosego.

- Nie, to niemożliwe! – szlochał blondyn, zwijając się w kłębek na ziemi. Powoli traciłem nadzieję na opanowanie tej sytuacji. Moje moce były słabe w tym ciele, więc jeśli użyłbym ich na Azie, nie miałbym siły, by walczyć. Nie wiedziałem, co gorsze. Dać się zabić Azie czy inkwizytorowi. – Set... Ja już nie mogę!

Szybko podjąłem decyzję i pochyliłem się nad Azą, przekręcając go tak, że patrzył mi prosto w oczy. Po jego policzkach spływały łzy, a to był dla mnie znak, że potrzebuję do moich celów znacznie więcej mocy, niż przypuszczałem na początku.

- Mam nadzieję, że kiedy się obudzisz, nie zabijesz mnie za to. – wyznałem cicho i położyłem rękę na jego ciepłym czole. – Somnium*.

Patrzyłem, jak na dźwięk moich słów, chłopak zamyka oczy. Musiałem utrzymać to przez parę sekund, nim na dobre pogrążył się w sen. Po tym czasie opuściłem rękę, czując się przez moment bardzo słabo. Moja moc była na wyczerpaniu, kiedy Aza stracił całkowicie przytomność. Odsunąłem się od niego i spojrzałem w stronę Aleistera. Szedł w moją stronę, podczas gdy ja byłem właściwie bezbronny, a Aza nieprzytomny. Zostało mi tylko czekać na regenerację, aby szybko się ulotnić.

Złapałem blondyna pod pachy i pociągnąłem w górę, opierając jego ciało na swoim, po czym odwróciłem się i zacząłem jak najszybciej iść, ciągnąc ze sobą Azę. Musiałem się stąd wydostać. Zajrzałem przez ramię tylko na chwilę i dostrzegłem, że Cardwell zniknął. Już miałem odetchnąć z ulgą, kiedy nagle pojawił się za mną. Odskoczyłem, upadając przy tym na ziemię razem z Trancy'm.

- Czego się tak boisz, Harris? – zapytał uśmiechając się słodko. Miałem ochotę zdzielić go w twarz bardziej niż niekiedy Azę. – A może powinienem powiedzieć filarze Salomona, co?

Zamarłem. Wiedział zdecydowanie za dużo. Teraz nie pozostawało żadnych wątpliwości. Ten chłopak był Inkwizytorem i najwyraźniej został przydzielony do tej sprawy.

- Nie wiem, o czym mówisz. – odparłem, ale prawdopodobnie nie brzmiało to zbyt przekonująco.

- No proszę Cię. Myślisz, że Ci uwierzę? – zaśmiał się głośno czarnowłosy, po czym podszedł bliżej i butem odwrócił twarz Azy. Warknąłem w jego kierunku i zasłoniłem chłopaka, próbując wykrzesać z siebie tonę jadu.

- Nie dotykaj go. – wycedziłem, ale Aleister nie wyglądał na zaskoczonego.

- Nie rozumiem tego układu. Przecież demony żyją tonąc we własnym egoizmie. Co ty możesz mieć z opieki nad podrzędnym gówniarzem z piekła rodem? – zastanowił się głośno Cardwell.

- A ja nie rozumiem twoich pytań. Jeśli jesteś tym, kim myślę, że jesteś, już dawno powinieneś się mnie pozbyć. – zaryzykowałem. Chciałem w jakiś sposób wyciągnąć z niego jego zamiary. Nie podobała mi się ta rozmowa, ale nie miałem wyjścia. – Na co jeszcze czekasz? Jestem bezbronny. Wyciągnij pieczęć i już.

Clavicula Salomonis (Yaoi Story)Where stories live. Discover now