Rozdział 17 "Aditus ad Inferos"

1.9K 253 53
                                    

                Niebo powoli ubierało się w granatową barwę, podczas gdy ja wciąż siedziałem w mieszkaniu Aleistera, patrząc przez okno. Czułem się jak więzień, a czas nieubłaganie mijał. Tego dnia mieliśmy ruszyć do Pandemonium, ale ognistowłosy wciąż przeciągał wyjście, aż w końcu zdenerwowany złapał za paczkę papierosów na kredensie i wyszedł na zewnątrz. Coś było nie w porządku. Coś się zmieniło. Coś go denerwowało, a ja wciąż nie wiedziałem, co.

Gdy tylko wyszedł z mieszkania, wręcz rzuciłem się do drzwi Feneksa i zapukałem głośno, prosząc, aby mi otworzył. Już chwilę potem byłem w środku, patrząc na bladą twarz chłopaka. Wyglądał mizernie, a na szyi miał długi fioletowo różowy ślad, niczym od duszenia, ale nie mogłem sobie przypomnieć, żeby poprzedniego dnia lub w nocy Aleister opuszczał salon, gdzie obaj nocowaliśmy. Wręcz przeciwnie. Trzymał się ciągle mnie, jakby obawiał się, że ucieknę.

- Dzisiaj wyruszamy... – oznajmiłem cicho, a on pokiwał głową. – Kiedy tylko uda mi się zdobyć pierścień, zniszczę tenuistis. Obiecuję Ci to, a wtedy uciekaj stąd jak najdalej.

- Dziękuję. – odpowiedział dużo ciszej, a gdy tylko uchylił lekko usta, z kącika uleciała kapka krwi. Przybliżyłem się trochę i wyciągnąłem rękę w kierunku jego twarzy, ale uskoczył.

- Co Ci się stało? – zapytałem, ale nie odpowiedział, tylko spuścił głowę. Wyglądało na jakieś zaklęcie wyniszczające organizm, ale jakoś nie mogłem uwierzyć, że tak zaawansowane moce mogły zostać wykorzystane przez Aleistera. – Nie wiem, jak długo go nie będzie. Trzymaj się, Feneks. Mam nadzieję, że wszystko się uda i niedługo zostaniesz uwolniony.

Skinął głową kolejny raz, a wtedy ja odwróciłem się i wyszedłem z pomieszczenia. Coś tu nie grało. Jeśli to było dzieło Aleistera, to znaczy, że był na znacznie wyższym poziomie, niż przypuszczałem.

- Kurwa... – mruknąłem pod nosem i złapałem się za głowę. W takim wypadku musiałem powiadomić Piekło. Musieli być gotowi na niego, inaczej to był nasz koniec.

Sekundę po tym drzwi wejściowe otworzyły się z głośnym trzaskiem, a do środka wparował Aleister. Niedokończony papieros, którego trzymał, bezwładnie opadł na podłogę, a ten tylko go przydeptał, spoglądając na mnie tymi swoimi szarymi oczami.

- Zbieraj się, Piekło wzywa.

Acha. Koniec. Witam.

~✪~

Droga, którą przeszliśmy, zdawała się nie mieć końca. Było już całkowicie ciemno, a dookoła nie było lamp. Byliśmy w jakimś lesie, a ostatnia oznaka cywilizacji była już godzinę drogi za nami. Powoli robiło się zimno, a moje wymęczone ludzkie ciało nie potrafiło sobie z tym poradzić.

- Daleko jeszcze? – spytałem, a wtedy Aleister zatrzymał się i odwrócił w moim kierunku. Kiedy dostrzegł jak trzęsę się z zimna, natychmiast zdjął swoją kurtkę i mnie nią okrył. Zaskoczyło mnie to, ale w końcu musiały w nim zostać jakieś ostatnie ludzie odruchy.

- Jeszcze kawałek. To już za tym wzgórzem. – odpowiedział i wskazał dłonią na pagórek. Jęknąłem pod nosem i ruszyłem za nim, potykając się w ciemnościach o gałęzie i krzaki.

Rzeczywiście. Trwało to może jakieś dziesięć minut i byliśmy na miejscu. Aleister przyjrzał się mi i uśmiechnął, widząc jak opatulam się jego kurtką, która była zresztą na mnie za duża.

- Słodko wyglądasz. – wyznał, a ja zarumieniłem się od stóp do głów. Wolałem nie zastanawiać się, co mógłby mi z tej racji zrobić, gdybyśmy nie byli w środku lasu przed wejściem do Piekła.

Clavicula Salomonis (Yaoi Story)Where stories live. Discover now