Rozdział 7 "Ordinarium Die"

2.9K 318 39
                                    

                Obudził mnie gorący oddech na moim policzku. Czułem się jak w saunie, a gdy tylko otworzyłem oczy, pierwsze co zrobiłem, to odepchnięcie ciała obcego. Aza leżał zwinięty obok mnie, trzymając mnie w pasie w tak żelaznym uścisku, że z ledwością się uwolniłem.

- Złaź ze mnie! – krzyknąłem mu do ucha, a on tylko jęknął coś i zacisnął rękę na moim biodrze. Zrobiłem wielki zamach i uderzyłem pięścią w jego plecy. Gdy ten zwinął się na moment z bólu, ja wykorzystałem sytuację i uciekłem z łóżka. – Zboczeniec!

- Jest weekend... nie możemy tak dłużej? – jęknął wciskając twarz w poduszkę. Westchnąłem ciężko widząc, jak ubolewa nad tą sytuacją, ale nie miałem zamiaru go rozpieszczać. – Albo przynajmniej wyjść gdzieś razem? – dodał nieśmiało, podczas gdy ja już nie miałem sił na to patrzeć.

- Rusz dupę... Masz dzisiaj lekcję z twoich demonicznych umiejętności. Im szybciej się nauczysz kontrolować swoje popędy, tym szybciej dostanę zapłatę. – mruknąłem mu w odpowiedzi i pociągnąłem go za wystającą spod kołdry kończynę. Jednym ruchem zwaliłem go z łóżka na ziemię przy akompaniamencie głośnego trzasku. – Poczekam, aż się ogarniesz i zrobię śniadanie.

Wyszedłem z sypialni i od razu skierowałem się do kuchni. Jakoś nie miałem ochoty przeglądać się w lustrze w łazience. Czułem, że wyglądam tak źle, jak się czuję. Po poprzedniej nocy miałem taki mętlik w głowie, że nie wiedziałem, czym martwić się bardziej: Azą czy Al'em. Obaj mają niesamowitą zdolność robienia mi tysiąca zmartwień jak nie więcej.

Otworzyłem lodówkę i zajrzałem do środka, szukając czegoś, co mógłbym podać temu wiecznie głodnemu chłopakowi. Obstawiałem, że kawałek chleba nie wystarczy, żeby uciszyć jego żołądek. Niestety lodówka świeciła pustkami.

- Zamawiam pizzę... – jęknąłem pod nosem i w tym momencie czyjeś ramiona otoczyły mnie, a ogromny ciężar spoczął na mych barkach. – Kurwa... Złaź! – warknąłem, próbując się uwolnić, ale Aza zamiast tego odwrócił mnie przodem do siebie i przyparł do lodówki.

- Nie chcę znowu jeść pizzy. – zaprotestował, a ja uderzyłem go z główki w czoło.

- To idź po zakupy! – wycedziłem i otworzyłem szafkę, gdzie spoczywały ostatnie dwa kawałki chleba. – Tym to nawet ja się nie najem.

- No widzisz... – mruknął pod nosem blondyn i uśmiechnął się głupkowato, dodając przy tym: - Może wyjdziemy gdzieś razem coś zjeść, co?

- No chyba Cię pojebało chłopczyku. – odparłem z pełną powagą i odwróciłem się w jego stronę. Patrzył na mnie jak na idiotę. – Ja dobrze wiem, o co Ci chodzi! Myślisz, że ja się nie domyślam, że jak wyjdziemy to nie dasz mi potem wrócić do domu i robić lekcji? Jesteś głupi jak but!

- Set, obaj wiemy, że tak naprawdę marzysz o tym, żeby zobaczyć, co ludzie robią w weekendy, więc proponuję, że tym razem to ja Cię czegoś nauczę. – powiedział powoli najbardziej czarującym głosem, jakim najwyraźniej potrafił, ale jakoś słabo mnie to przekonało. – Obiecuję, że jak wrócimy wieczorem to będę trenował telekinezę do porzygu!

To już brzmiało ciekawie. Zwłaszcza, że chłopak wprost nienawidził tych zajęć. Siedzenie i próba poruszania papierowej kulki to nie było jego marzenie, a jednak zaproponował to w zamian za wyjście. Być może to była odpowiednia droga. Może wystarczyło, że będę dawał mu coś w nagrodę.

Clavicula Salomonis (Yaoi Story)Where stories live. Discover now