Rozdział 16 "Verum Frater"

1.9K 240 12
                                    

                Następnego dnia Aleister wyszedł. Zostawił mnie w mieszkaniu, twierdząc, że musi załatwić coś ważnego. Oczywiście wyszedł zabierając ze sobą pierścień. Stałem jak kołek, patrząc jak jego sylwetka znika za rogiem. Póki na jego palcu tkwiło moje oko, moja własna moc mnie ograniczała. Czułem, że jeśli tylko bym go tknął, cała moc, nawet ta skryta we mnie, zaatakowała by mnie, aby bronić pierścienia. Musiałem liczyć się z tym, że nim dojdzie do ślubu, Lucyfer coś wymyśli. Naprawdę nie uśmiechało mi się stanąć na ślubnym kobiercu, w oczekiwaniu na Aleistera. To była ostateczność. Jeśli nic innego by nie dało rady, byłem zmuszony skończyć przy jego boku.

Kiedy po moim ciele przebiegł chłodny powiew wiatru, zadrżałem nieznacznie i odwróciłem się szukając źródła przeciągu. Szybko zauważyłem, że ostatnie drzwi są uchylone. Usłyszałem czyjeś kroki i nagle z kuchni wymknęła się drobna istotka, niosąc kawałek chleba w ręce. Ruszyłem w jego kierunku, a kiedy chłopak mnie zauważył, przyspieszył i wręcz rzucił się do drzwi, zatrzaskując mi je przed nosem.

Oparłem się rękoma po obu stronach drewnianej osłony, za którą schował się brat Cardwell'a. Być może nie był to dobry pomysł, ale nie miałem nic innego, niż z nim pogadać. Nie wyglądał na zżytego z bratem, więc mógł być dobrym informatorem.

Dotykanie przedmiotów należących do Al'a mogło skończyć się źle, póki posiadał pierścień. Ten donosił mu o każdej kradzieży, nawet tej chwilowej, jednak rozmowa była poza jego zasięgiem.

- Hej! Jesteś bratem Aleistera, prawda? – pytałem, pukając o drzwi: - Być może jesteś w stanie mi pomóc, proszę Cię! Porozmawiajmy! Nic Ci nie zrobię...

Stałem tak dobre kilka minut, nim usłyszałem delikatne kroki i drzwi powoli się otworzyły. Wziąłem głęboki oddech i zajrzałem do środka. Pokój był naprawdę mały. Pod zasłoniętym oknem stało zwykłe łóżko, a na nim stary koc. W rogu pomieszczenia znajdowała się lampka, a na ziemi porozkładane były książki. Dziesiątki tomików o medycynie, historii, sztuce, a nawet udało mi się wyłapać Lemegeton. Leżał na ziemi otwarty na stronie... o mnie. Wielka liczba siedemdziesiąt jeden świeciła mi w twarz.

Chłopak siedział w samym kącie i pewnie gdybym odruchowo nie szukał go wzrokiem, w pierwszym momencie bym go przeoczył. Patrzył na mnie uważnie swoimi szarymi pustymi oczami, a usta drżały mu ze strachu.

- Hej jestem...

- Siedemdziesiąty pierwszy filar Salomona, Sajr inaczej nazywany Seere, wielki prałat Piekła. – dokończył za mnie na jednym oddechu. – Jestem Feneks.

- Feneks? – zdziwiłem się. Zaskakujące było to, że nazywał się zupełnie jak...

- Niegdyś anioł chórów... Teraz markiz Piekła, władający zastępami duchów. – gdy po raz drugi to zrobił, zamarłem. Zachowywał się, jakby znał moje myśli.

- Skąd wiedziałeś, że chcę o to zapytać? I skąd wiesz, kim jestem? – zapytałem, uważnie mu się przyglądając. Miałem wrażenie, jakby jego oczy przewiercały mnie na wylot.

- Umiem słuchać. – odpowiedział tajemniczo, powoli wstając i podchodząc bliżej, jakby nagle się do mnie przekonał.

Dopiero wtedy mogłem mu się uważnie przyjrzeć. Przypominał mi kogoś tym swoim wyrazem twarzy oraz postawą (i bynajmniej nie był to starszy Cardwell), choć był chudy jak patyk i mogłem jedynie podejrzewać, że jadł dopiero, gdy Aleister opuszczał mieszkanie. Kątem oka wyłapałem obok łóżka chleb, który chłopak wcześniej zabrał z kuchni.

Clavicula Salomonis (Yaoi Story)Where stories live. Discover now