- Posłuchaj, masz naprawdę wielkie szczęście, że blondynek cię odciągnął od tego całego gówna, ale jeśli zaraz czegoś nie zrobimy, to wszystko pójdzie na marne. Widziałam, co z nim zrobiłaś i musisz to samo zrobić z resztą, zanim przyjdą po nas łowcy. - Zoe mówiła szybko i stanowczo. Musiałem się skupić, aby nadążyć za jej rozumowaniem.

- Ale co ja mam zrobić? O czym ty w ogóle mówisz? - zdziwiła się Ann. - A tak w ogóle, to czemu na ciebie nie zadziałała trucizna?

- Akurat to jest najmniej istotne. Musisz wyciągnąć tych ludzi z letargu. Uleczyłaś blondynka, uleczysz też ich - stwierdziła stanowczo.

Starałem się ignorować tego "blondynka" i czekałem na odpowiedź elfki. Widziałem, jak lekko marszczy brwi i przygryza wargę. Mogłem wręcz usłyszeć, jak jej mózg szybko pracuje, próbując poskładać informacje w jedną całość. Wreszcie się odezwała:

- Dobra. Spróbuję, ale nie obiecuję, że mi się uda. Nathaniela uleczyłam przez przypadek, nigdy wcześniej tego nie robiłam - przyznała się cicho, odgarniając włosy za ucho. - Jednak gdy będę sprowadzać ich z powrotem do świata żywych, ty masz mi opowiedzieć, co usłyszałaś i dlaczego na ciebie trucizna nie działa. Wiem, że jadłaś zawartość tego dzbana, więc nawet nie próbuj mnie oszukiwać. - Pomachała jej palcem przed nosem.

Zoe skinęła tylko głową i obie dziewczyny skierowały się do najbliżej leżącej osoby. Była to jakaś drobna blondynka. Miała zamknięte oczy. Poszedłem za dziewczynami, uklęknąłem obok pacjentki, jeśli można było ją tak nazwać i przewróciłem ją na plecy, kładąc jej głowę na swoich kolanach, aby ułatwić pracę Annael.

Dziewczyna położyła jedną dłoń na czole blondynki, a drugą na jej klatce piersiowej tam, gdzie znajduje się serce. Zamknęła oczy i zmarszczyła w skupieniu brwi. Przez długi czas nic się nie działo, ale już po chwili z jej dłoni zaczęło wydobywać się światło.

- Zoe, miałaś mi chyba coś opowiedzieć. Śmiało, wszystko słyszę - powiedziała dziewczyna, nie przerywając leczenia.

Czarnowłosa kiwnęła głową i zaczęła mówić.

- Jak zapewne się domyśliłaś, wtedy, w powozie... jestem zmiennokształtną. A przynajmniej w głównej mierze. Otóż mój ojciec jest królem Zathei.

Na te słowa otworzyłem szerzej oczy. A więc mała zadziorka jest następczynią tronu Dzikiego Królestwa! Jak to możliwe, że dostała się do niewoli? Nie powiem, zrobiło to na mnie wrażenie. Annael pozostała jednak niewzruszona. Dalej zajmowała się blondynką, która od jakiegoś czasu wierciła się nieznacznie i mruczała coś pod nosem.

- Legenda głosi, że Azteran, pierwszy władca Zathei, został ukąszony przez żmiję podczas wędrówki do świątyni Azry, bogini zwierząt - kontynuowała mulatka. - Mimo wielkiego bólu oraz utraty sił udało mu się dotrzeć do świątyni i błagał boginię o litość dla swego ludu, który był nękany przez dzikie zwierzęta. Jego wiara, siła i poświęcenie wzruszyły Azrę. Zeszła na ziemię, uleczyła Azterana i dała mu oraz jego ludziom moc zmiennokształtności. Od tamtej pory mamy zdolność przemieniania się w zwierzęta. Im jesteś silniejszy, tym więcej postaci możesz przyjąć. Oprócz tego wszyscy w rodzinie królewskiej są odporni na trucizny. Albo może nie tyle odporni, ile nie działają one na nas w taki sposób, jak powinny.

Podczas gdy Zoe opowiadała, Annael zdążyła zająć się połową niewolników. Przechodziliśmy spokojnie od jednej osoby do drugiej, mając już opracowany schemat działania. Zauważyłem, że przy zwykłych ludziach idzie jej to znacznie szybciej. Ciekawe dlaczego?

- Cóż mogę powiedzieć...? Obstawiałam dwie możliwości. Albo jesteś kimś szlachetnie urodzonym, albo jesteś po prostu wredną i złośliwą buntowniczką, która aż się prosi o lanie - parsknęła elfka, pochylając się nad kolejną osobą. Przez cały ten czas milczałem. Zauważyłem, że dziewczyna trochę zbladła, na jej czole pojawiło się kilka kropel potu, a ręce czasami nieznacznie jej drżały. Jak tak dalej pójdzie, to będę musiał jej przerwać. Najważniejsze jest jej zdrowie. W końcu jak ma leczyć innych, skoro sama będzie leżała nieprzytomna?

Na jej komentarz zaśmiałem się cicho pod nosem, bo dziewczyna miała rację - księżniczka Zathei wyglądała na taką, co chętnie pakuje się w kłopoty. Do tego jej duma i buntownicza natura wręcz błagają, aby ktoś dał jej nauczkę. Zoe skwitowała ten komentarz lekkim uśmiechem, ale nic nie powiedziała, tylko pokręciła głową.

- A teraz powiedz mi o tej drugiej sprawie - zażądała Annael. - Nie wierzę, że kazałaś leczyć mi tych wszystkich ludzi tak szybko, jak to tylko możliwe, bez żadnego powodu. Co podsłuchałaś, nietoperku?

- Ach, ty mała... - urwała, kręcąc lekko głową. - O zmierzchu łowcy zamierzają wyruszyć w dalszą podróż, ale tym razem pieszo, gdyż powozy nie zmieszczą się na wąskiej ścieżce, która prowadzi przez las. To dlatego musieli nas otumanić. Ściany powozów były zaczarowane. Były czymś w rodzaju tarczy, która odbijałaby nasze zaklęcia przeciwko nam. Natomiast idąc pieszo, nawet z łańcuchami, stanowilibyśmy zbyt duże zagrożenie.

- Rozumiem. - Skinęła głową, a jej fioletowe oczy nieco straciły swój blask. - Ale nie sądzisz, iż łowcy raczej zauważą, że trucizna na nas nie działa?

- Oczywiście, że zauważą. Chyba że uwiniesz się szybko i zdążymy ułożyć jakiś plan. Razem. - W jej zielonych oczach błyszczały iskierki.

W pomieszczeniu została już tylko jedna osoba, którą trzeba było się zająć. Reszta powoli dochodziła do siebie. Widziałem, że blondynka, która była pierwsza w kolejce, stała niedaleko nas ze skrzyżowanymi na piersi rękami i przysłuchiwała się naszej rozmowie.

Annael wstała, aby zająć się chłopakiem, któremu ostatnio miałem przyjemność przywalić w twarz, jednak gdy tylko zrobiła krok, zachwiała się i potknęła o własne nogi. Zdążyłem ją złapać w ostatniej chwili. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, zobaczyłem, że jej oczy nie są już fioletowe. Tęczówki wyglądały jak płynne złoto, w którym pływają czerwone płomienie.

Na wzmiankę o tym, żeby najpierw odpoczęła, machnęła tylko ręką. Pomogłem jej więc wstać i zaprowadziłem ją do tego chłopaka.

Na jego widok uśmiechnęła się z przekąsem, ale zajęła się nim tak, jak pozostałymi.

Po dłuższej chwili czarnowłosy otworzył w końcu oczy i chyba chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo w tej samej chwili Annael opadła bezwładnie na ziemię.

Dziedzictwo FeniksaWhere stories live. Discover now