Rozdział 3

Mulai dari awal
                                    

Spojrzałam na Nathaniela. On sam nie wyglądał lepiej. Widać było po nim ślady bijatyki, jednak nie chciałam wiedzieć, ile z tego było moją sprawką.

- Ja... Tak. Już wszystko w porządku, tak... Nathanielu, bardzo... - Blondyn przerwał mi, kładąc palec na moich ustach. Wciąż byłam lekko oszołomiona po tym, co się stało i nie potrafiłam sklecić pełnego zdania.

- Cicho, nic nie mów. To nie twoja wina. To jedzenie... Musieli coś do niego dosypać, ale nie mam pojęcia, co. - Pokręcił głową. - Spotkałem się jednak kiedyś z człowiekiem, który handlował ziołami. Dał mi jakiś proszek do powąchania, mówiąc, że niektórzy wojownicy zażywają go tuż przed walką. W niewielkich ilościach neutralizuje ból oraz zwiększa wytrzymałość, jeśli jednak przedawkujesz, to zmieniasz się w dziką bestię. - Zmarszczył lekko brwi. - Ten zapach jest identyczny.

Słuchałam go, próbując połączyć fakty. Mój umysł z każdą chwilą funkcjonował coraz lepiej. Po chwili już wiedziałam, z czym mamy do czynienia.

- Pecus. Gatunek ten wyhodował w starożytności pewien mag, na specjalne życzenie ówczesnego władcy - mruknęłam, przypominając sobie wszystko, co wiedziałam o tym zielsku. - Sproszkowany owoc pecusa był dodawany do posiłków wojowników, którzy walczyli o wolność. Miało to zagwarantować rozrywkę dla ludu oraz zniweczyć jakikolwiek bunt. Przez stulecia ta metoda się sprawdzała, jednak pewnego razu służba przeholowała i dosypała za dużo proszku do posiłku. Jeden z niewolników był tak rozwścieczony, że zabił wszystkich swoich przeciwników, a potem wziął się za władcę. Od tamtej pory księgi nie wspominają nic o tej roślinie.

Chłopak słuchał mnie w ciszy. Podniosłam głowę, aby na niego spojrzeć, a moje serce na chwilę się zatrzymało.

Matko jedyna, on wyglądał gorzej, niż mi się wydawało! Pod okiem miał wielką, fioletową śliwę, a powieka powoli zaczynała mu puchnąć, zasłaniając coraz bardziej jego tęczówkę. Poczułam olbrzymie wyrzuty sumienia. W końcu nic by mu się nie stało, gdybym nie wpakowała się w centrum bijatyki.

Pod wpływem impulsu przyłożyłam delikatnie dłoń do jego policzka, przejeżdżając kciukiem po jego łuku brwiowym, a następnie w dół, tuż obok kącika oka. Czułam, że w moich własnych oczach powoli gromadzi się słona ciecz, jednak nie pozwoliłam, aby wydostała się z nich choćby jedna łza.

- Przepraszam - wyszeptałam - nie musiałeś tego robić, ale doceniam to i jestem ci naprawdę wdzięczna.

Zapewne zbyt wcześnie na to wnioski, ale miałam wrażenie, że tamtego dnia zyskałam przyjaciela.

Gdy ta myśl pojawiła się w mojej głowie, poczułam, jak przez rękę przepływa mi fala ciepła. Było to jednak przyjemne uczucie. Czułam to aż w koniuszkach palców, spod których nagle zaczęło wydostawać się złociste światło. Wsiąkało ono leniwie w skórę Nathaniela, sprawiając, że wydobywała się spod niej delikatna poświata. Gdy światło zniknęło, zabrałam szybko swoją rękę i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.

Na twarzy blondyna nie było ani jednej skazy. Jego oko wyglądało tak jak wcześniej, a wszelkie siniaki i zadrapania zniknęły.

- A więc jesteś elfią Kapłanką! - rzekł głośno podekscytowany chłopak. - Nieprawdopodobne, nigdy nie spotkałem prawdziwego Kapłana, to było niesamowite! Powiedz, czy to prawda, że lecząc rany, oddzielasz swoją duszę od ciała? A moc? Moc wypływa z twojej aury? Dużo energii cię to kosztuje? Czy...

- Nie zaczyna się zdania od "A więc" - powiedziałam niemarawo. Myślami byłam w innym świecie.

- O czym ty... - Nie dokończył jednak, gdy zobaczył na mojej twarzy czyste zdziwienie, a właściwie ogromny szok wywołany tym, co się przed chwilą stało.

- Wszystko w porządku? - zapytał.

- Nie wiem - wymamrotałam. - Naprawdę nie wiem - dodałam, gdy zobaczyłam jego powątpiewający wzrok. - Właśnie bez problemu uleczyłam twoje rany, jakkolwiek małe by one nie były. To było niesamowite, ale... Ja nie jestem Kapłanką. Nie szkoliłam się też w magii uzdrowicielskiej. Jedyny sposób leczenia, jaki znam, to zielarstwo.

W pierwszej chwili widziałam u blondyna tylko ironiczny uśmieszek, jednak gdy zobaczył mój wyraz twarzy, musiał mi uwierzyć, a wraz z tym dotarła do niego powaga sytuacji.

- Jeśli nie jesteś elfią Kapłanką, to kim w takim razie jesteś? - zapytał, a w jego głosie była nutka niepewności.

- Nie mam pojęcia, ale wkrótce się dowiem. Muszę się tylko stąd wydostać.

Chłopak już nic nie mówił. Wiedział, że czułam się zagubiona, dlatego zrobił coś tak prostego, a zarazem tak cudownego. Posadził mnie na swoich kolanach, a głowę położył na moim ramieniu. W jego ramionach czułam się bezpieczna, co było dla mnie kolejną nowością. Objęłam go rękoma w pasie i oparłam głowę o jego mostek. Zauważyłam, że na tej ręce, przez którą przeszło światło, nie mam żadnych śladów minionych wydarzeń. Zupełnie tak, jakby energia, która tamtędy przepływała, usunęła wszelkie szkody na swojej drodze.

Westchnęłam cicho i zamknęłam oczy.

Przez ułamek sekundy ujrzałam Feniksa, którego oczy błyszczały tym razem złocistym kolorem. Dokładnie takim samym, jak światło, które uleczyło Nathaniela.

Ptak zniknął równie szybko, jak się pojawił, a ja wiedziałam, że to, co dziś zrobiłam, to dopiero początek.

Dziedzictwo FeniksaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang