Świąteczny one-shot

355 25 17
                                    

20 grudnia.

Do niedużego, pogrążonego w ciemności pokoju weszła smukła, wysoka postać. Podeszła prędko i bezszelestnie do łóżka. Usiadła na jego brzegu i westchnęła ciężko, widząc drobną postać rzucającą się w pościeli.

Drobne, ale pełne siły dłonie złapały wąskie ramiona i delikatnie nimi potrząsnęły.

— Obudź się.

Te dwa słowa przedarły się przez mgłę koszmarów, jakie przeżywał mały, siedmioletni chłopiec. Otworzył przerażony skośne, fioletowe oczy. Jego matka odetchnęła z ulgą, widząc ich normalny kolor, a nie same białka, jak kiedyś. Dwudziestoośmioletnia Aileen pogładziła jego czarne włosy, mokre od potu.

— Znowu to samo? — zapytała ze współczuciem. Chłopiec pokręcił głową i potarł oczy. Od kilku miesięcy męczył go okropny koszmar. — Coś nowego?

— Zawsze śni mi się, że jestem w ciemności -— szepnął. — Wiszę tam. Wszyscy mnie słyszą, ale nikt nie widzi. Nie widzę nikogo, ale wiem, że mnie mijają...

— Czujesz ich — dopowiedziała Aileen.

— Tak. — Objął kolana ramionami.

Aileen nie objęła go i nie tuliła na pocieszenie. Jej syn odziedziczył po niej wiele cech, w tym także odrzucanie nadmiernej bliskości. Rzadko pozwalał się przytulać, co nieco bolało jego ojca, Kenjiego.

Kenji stał w wejściu do pokoju z rękami założonymi na piersi zakrytej koszulką na ramiączkach. Patrzył poważnie na swoją rodzinę i słuchał, jak jego potomek cicho opowiada o swoim koszmarze. Chłopiec nie chciał bliskości. Ale tak, jak ojciec, chciał jedynie, aby ktoś go wysłuchał w razie problemu.

— Widziałem smugi — mówił chłopiec. — Widziałem dziwną smugę, jak woda. I wiedziałem, że to tata. Ty byłaś lśniącą, fioletową. Widziałem ciocię Julię. Była wielka, wyglądała jak woda z morza. I był wujek, zielony i równie duży, co ciocia. I inni.

Kenji podszedł i usiadł na łóżku obok Aileen. Ani ona, ani ich syn nie byli zaskoczeni, że przyszedł. Cała trójka była jak połączona, kiedy jedna osoba nie mogła spać, reszta to czuła. Mimo oczyszczenia Ziemi wiele mutacji pozostało.

— Znałeś ich wszystkich? — zapytał. Chłopiec popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami i pokręcił głową. — A widziałeś... no nie wiem, Brendana?

— Tak — potwierdził. — A obok niego było kilka innych. Tylko... atakowały go. — Kenji i Aileen ledwo mogli zachować nieprzeniknione miny, mimo strachu, który ich ogarnął. — Nie znałem ich. Co to jest, tato?

Kenji przygryzł wargę w tym samym momencie co Aileen. Spojrzał na nią krótko. Oboje rozumieli, co się działo z ich dzieckiem. Porozumieli się wzrokiem. Aileen powoli pokręciła głową.

— To twój dar, Malcolmie — powiedział łagodnie Kenji. — Nie musisz się bać.

Pocałował go krótko w czoło.

— Idź spać — szepnęła Aileen, dotykając ramienia syna. — Dziś już się wyśpisz.

— Dlaczego mam taki dar? — jęknął smutny Malcolm. Położył się na poduszce, a Kenji przykrył go niebieską kołdrą. — Dlaczego ja mam taki dziwny dar?

— Czasem tak się zdarza. Ciesz się, że nie masz tego, co ciocia Julia. Był bardzo problematyczny.

— Ciocia Julia ma super dar. Też chciałbym tupnięciem rozwalać świat.

— Nie chciałbyś — wymamrotał Kenji. Złapał delikatnie za dłoń Aileen i wyszli razem z pokoju Malcolma, życząc mu dobrej nocy. 

Zamknęli drzwi i jednocześnie popędzili korytarzem w stronę pokoju, który był najważniejszym pomieszczeniem w ich domu. Był centrum, z którego mogli się porozumieć z każdym, kto mógł odebrać sygnał. Aileen i Kenji starali się nie tupać, by nie przestraszyć syna.

✔ Potęga JuliiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz