Rozdział 5.

497 49 2
                                    

Przepraszam, ale chyba ucięło mi rozdział, bo nie pokazuje mi części, jeżeli u Was tak, to omińcie powtórzoną część :P wrzucam tu ciąg dalszy, miłego czytania ;)


— A gdzie mamy mieć rozmowy z dowódcami? — zapytał Kenji. Patrzył na nią z zainteresowaniem.

Och, Kenji, Kenji...

— Nie wiem. Ktoś po was prawdopodobnie pójdzie.

— Możemy spacerować po budynku? — Kenji. Kto by inny.

— Jak będziecie mieć czas, to chyba tak. Chociaż nie wiem, co tu jest ciekawego. Chyba, że widoki na wyidealizowane, burzone i odnawiane cały czas dla utrzymania pozorów perfekcji miasto was zadowala. — W głosie Regentki słychać było gorycz.

Dlaczego?

— Cały czas odnawiane? — spytałam ostrożnie. — W jakim sensie?

Spojrzała na mnie.

— W takim, że kiedyś to była plątanina uliczek. Nie było tu nic nowoczesnego. Zwykłe, ciche miasteczko. Ten gmach był kiedyś rezydencją na wzgórzu. A gdy pojawił się Komitet, uznali to miejsce za idealne na Kapitol. Ciche, ukryte. Przerobili ten dom na siedzibę, wysadzili miasto, po czym zbudowali je od nowa.

Wszyscy osłupieliśmy.

— Rozbudowali je według planu idealnego — ciągnęła dalej dziewczyna — lecz zawsze trafiało się coś, co psuło symetrię. Wtedy to likwidowali. Wiecie, że ludzie, którzy nie chcieli się stąd wynieść, tajemniczo zniknęli?

Potwory.

Potwory.

Jedyne słowo potrafiące w miarę trafnie określić to, czym jest Komitet Odnowy.

— Śliczne miasto. Ma niecałe cztery lata — powiedziała ponuro i poprowadziła nas dalej korytarzem, po czym otworzyła ostatnie drzwi po lewej. Zobaczyliśmy gustownie urządzony salon.

— Tu jest wasz salon, jak zauważyliście. Zamiast się ściskać na tajnych naradach w czyimś pokoju, możecie to robić tu. Ściany we wszystkich pomieszczeniach są dźwiękoszczelne, nie ma żadnych podsłuchów, a kamery są tylko na korytarzach i na zewnątrz.

Zerknęłam na Brendana, wyrażając w oczach swoją prośbę. Zrozumiał w mig i rozejrzał się po pokoju. Po chwili pokręcił lekko głową. Nie ma kamer.

Przynajmniej tyle.

— Gdybyście czegoś potrzebowali, to...

— Aileen! — usłyszeliśmy wołanie z korytarza.

Do salonu wpadła mała, może siedmioletnia dziewczynka, bardzo podobna do Regentki.

Regentki Aileen.

Dziewczynka była jej małą kopią, ale różniła się kolorem włosów i oczami. Miała brązowe fale, sięgające ramion i kręcące się na końcach. Oczy były lazurowe.

Zmarszczyłam brwi.

Te oczy.

Znam je.

Po minie Aarona wywnioskowałam, że on też się nad tym zastanawia.

— Miałaś zostać w pokoju, April — powiedziała surowo do dziewczynki Aileen.

— Nie mogłam wytrzymać. Obok drzwi przechodzili żołnierze. Słyszałam, co m...

Regentka błyskawicznie zasłoniła jej usta.

— Nic nie mów. —   Wyciągnęła z kieszeni spodni małe słuchawki i odtwarzacz. Podała to April i powiedziała:

✔ Potęga JuliiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz