Rozdział 29.

246 29 9
                                    

Gin w końcu się doczekała xD Oto rozdział, pod którym miałam najwięcej komentarzy na blogu, co nie zmienia faktu, iż znowu jest tam zastój :P


Była pora pomiędzy obiadem a kolacją, więc większość mieszkańców drugiej bazy Viatorów zajęła się swoimi obowiązkami. Obdarzeni, którzy przybyli z Graysonem, Charlie'm i Jamie'm, zostali rozlokowani w pokojach. Większość postanowiła pozwiedzać miejsce, w którym się znajdowali, dopóki mają czas.

On uciekał. Czas pędził przed siebie. Było go za mało. A za dużo do zrobienia.

Do takich wniosków doszedł Warner. Siedział zamyślony w archiwum. Znalazł je przypadkiem, a ono przemówiło do niego wszechobecną ciszą i spokojem. Wysokie, wąskie, długie i pełne skrzyń ze starymi dyskami było opustoszałe. Nikt tu nie zaglądał.

Zamknął oczy. Za każdym razem, kiedy to robił, miał przed oczami obraz upadającej Julii. Nawet myślenie jej imienia sprawiało mu ból.

— Tu jesteś. — Do pomieszczenia weszła Aileen. Usiadła obok niego na skrzyni i oparła na sąsiedniej nogi, przez co siedziała w tej samej pozycji, co on. Siedzieli w milczeniu.

— Czyli... — zaczął cicho Warner. — Jest jej siostrą?

— Tak. — Kiwnęła głową. — Znam ją... może rok.

— Dlaczego?

— Całe życie przebywała tu. Ja zostałam zwerbowana przez Graysona prawie dwa lata temu. Mniej więcej wtedy, kiedy ojciec mnie ogłosił swoim potomkiem. — Skrzywiła się.

— Czyli cię uznał dopiero wtedy, kiedy skończyłaś osiemnaście lat? —   upewnił się.

— Dopiero wtedy — potwierdziła. — Ale to mu nie przeszkadzało szkolić mnie w tym, co sam umie.

Warner uświadomił sobie coś. Szkolona. Aileen była szkolona. Pewnie tak samo, jak on. Wiedział, co to oznacza.

— Jak wyglądają twoje plecy? —   zapytał.

— Nie tak źle. —   Nie była zaskoczona jego słowami. — Robił to tylko wtedy, kiedy byłam nieposłuszna albo nawaliłam. A rzadko to robiłam.

Wstała i odwróciła się do niego tyłem, po czym podwinęła koszulkę. Rzeczywiście, nie było ich zbyt dużo. Chociaż i tak sprawiały przerażające wrażenie. Paskudne szramy na delikatnej skórze. Schowała je i usiadła z powrotem obok niego.

— Ciebie też?

— Od piątego roku życia. —  powiedział cicho. Zobaczył na jej twarzy zaskoczenie i przerażenie.

— Pokażesz mi je?

Zamyślił się. Nie był gotowy. Te blizny widziały tylko cztery osoby. Matka, ojciec — o ile zasługiwał na to miano — Julia i Delalieu. Każde z nich miało na nie inne spojrzenie.

Leila Warner cierpiała, bo widziała krzywdę swojego synka. Ukrywała go, kiedy nadchodziła pora. Dla Andersona były symbolem. Symbolem nieposłuszeństwa, które musiało być ukarane. Delalieu wiedział, że blizny dowódcy są tematem tabu. A Julia... ona je zaakceptowała. Zaakceptowała to, że są jego częścią. Zaakceptowała każdą jego część.

Ale oni nie rozumieli tego tak, jak Aileen. Jego siostra także była krzywdzona i zmieniana przez tą samą osobę. Dlatego postanowił jej zaufać i ściągnął koszulkę, by pokazać jej plecy. Usłyszał, jak za jego plecami wciąga powietrze. Obserwowała uważnie linie zniekształcające mu skórę, po czym westchnęła cicho. Nie dotykała ich. Był jej za to wdzięczny. Ubrał się i spojrzał na nią.

✔ Potęga JuliiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz