Dziękuję za głosy i komentarze :)
(rozdziały 37-38)
Aileen patrzyła smutno na śpiącą siostrzyczkę. Aprilynne leżała zwinięta w kłębek na fotelu, owinięta w koc. Potrafi spać zawsze i wszędzie.
Leciały właśnie samolotem do drugiej kwatery Viatorów.
Dziewczynę zawsze intrygowało to, że organizacja dała sobie nazwę sugerującą wędrowników (homo viator - człowiek wędrowny), a w rzeczywistości po prostu siedzieli w jednym miejscu.
Leciały, by zrobić coś nieludzkiego, coś, co spowoduje cierpienie u wielu ludzi. Pogładziła siostrę po włosach. Dziewczynka nawet nie drgnęła. Jedynie uśmiechnęła się przez sen. Aileen westchnęła i wyjrzała przez okno na ziemię. Pomyślała o Warnerze.
Jej brat. Syn ojca.
Kiedy zobaczyła go pierwszy raz, już wiedziała, z kim ma do czynienia. Paris Anderson dobrze go wychował. Rok młodszy od niej, a był obdarzony niezwykłą zdolnością przewidywania i wytrwałością.
— Dlaczego nie umiesz po prostu tego zrozumieć? — warknął ojciec.
Byli w lesie, ubrani w maskujące ubrania. Nie byli sami. Obok nich stał Naczelny Bhaduri.
— To powinno być zakodowane w twoim umyśle od zawsze. Powinnaś to robić automatycznie.
— Nie potrafię — wychrypiała. Wypuściła z ręki nóż.
— Zabij go, albo ja zabiję ciebie — syknął Bhaduri. Jego ciemne oczy błyszczały szaleństwem.
— Nie mów tak — powiedział ostro Anderson. — Jest za młoda, teraz tego nie zrobi. Chociaż powinna. — Obrzucił ją zimnym spojrzeniem. Wyrażało ono wszystko: pogardę, złość, zawiedzenie... lód.
— Patrz. Następnym razem ty tak zrobisz. A kiedy zostaniemy napadnięci, to właśnie zrobisz z buntownikiem.
Skinął głową Bhaduriemu. Ten podniósł nóż i powoli przejechał po gardle chudego mężczyzny ubranego w podarte szmaty, który klęczał między nimi. Kiedy z rany zaczęła tryskać krew, zaczął charczeć.
Aileen mimowolnie cofnęła się o krok i zasłoniła usta dłonią, żeby nie zwymiotować. Zaczęła dygotać.
Mężczyzna padł na ziemię, a z jego oczu zniknęło życie.
Bhaduri uśmiechnął się zimno, po czym odszedł chichocząc pod nosem. Anderson spojrzał na córkę.
— Ostatni raz. Ostatni raz mnie zawiodłaś — wycedził.
Kiwnęła głową przerażona. Wiedziała, co będzie potem.
Kolejne baty na plecy.
Zastanawiała się, czy Warner też przeżywał to samo, co ona.
***
Tymczasem w głównej kwaterze, zwanej Gniazdem, Warner nerwowo chodził po pokoju, który miał dzielić z Castle'm. Chwała Bogu tylko z nim, a nie z Kentem.
Mimo odkrycia, że są braćmi, nadal niezbyt się "przyjaźnili".
W ręce trzymał kopertę, którą dała mu Aileen. Była nieduża, jednak całkiem wypchana kartkami. A raczej jedną dużą kartką złożoną kilkakrotnie, tego, co wyczuł samym dotykiem. Widział napisane zgrabnym pismem imię Kishimoto. Musiał mu to oddać, jednak nie miał okazji.
CZYTASZ
✔ Potęga Julii
FanfictionWojna się skończyła. Wróg został pokonany. Ich życie i miłość przetrwały... Ale to NIE JEST KONIEC. Julia i Warner nie łudzili się wizją szczęśliwego i spokojnego życia. Wiedzieli, że zabicie Andersona wywoła falę gniewu, która może ich wszystkich...