19. Alejandro na pomoście

992 206 108
                                    

— Będziemy miały przesrane, jeśli Martyna się dowie — powiedziałam poirytowana, kiedy Ewelina przyspieszyła kroku. Nie miałam zamiaru za nią biec. Gdyby za daleko zaszła, zawróciłabym do Ronalda, aby mieć na wszelki wypadek toaletę pod nosem. Spacer o tak późnej porze nie wydawał się przyjemny, gdy było się dziewczyną w trakcie okresu, na dodatek na obozie, podczas którego można było zostać przyłapanym przez opiekunów grupy i zostać ukaranym za opuszczanie domku po zmroku. Wolałam wrócić, zanim skurcze mogły przybrać na sile.
   — Zimno się zrobiło —
rzuciła w moją stronę. — Przyspiesz trochę, to się rozgrzejesz.
   — Nie chcę.
   — Ale zgodziłaś się wyjść. — Dziewczyna przystanęła, opierając jedną dłoń na biodrze. Odkąd opuściłyśmy domek, zwracała się do mnie z wyrzutem, tylko w niektórych momentach siląc się na uśmiech. Denerwowała się czymś.
   — Bo nie myślałam, że oddalimy się aż tak bardzo!
   Wzruszyła ramionami i ruszyła dalej. Chciałam się postawić, jednak zdecydowałam się na kontynuowanie spaceru, ponieważ mogłam się zgubić w drodze powrotnej. O wiele lepiej było zabłądzić w towarzystwie.

   Pozostawiłyśmy naszą chatkę wyjątkowo cichą. Ola oraz Julka zatrzymały się tamtej nocy u Moniki w nadziei, że nie zostaną przyłapane na małym babskim wieczorze, my natomiast rozważałyśmy opcję dołączenia do nich po powrocie... albo i nie. O tym miał zdecydować mój brzuch.
   Kopnęłam pierwszy lepszy kamień z nadzieją na jego efektowny lot, co oczywiście mi nie wyszło. Przeklęłam na głos.
   — Ciszej — syknęła nastolatka i zakryła moje usta swoimi dłońmi na tyle mocno i szybko, by mnie lekko zdenerwować. Miałam ochotę ugryźć jej palce, jednak zaraz je zabrała, ponownie idąc przed siebie. Po jakimś czasie wędrówki włączyłyśmy latarki w telefonach i dopiero wtedy ogarnął mnie lęk. Byłyśmy zbyt daleko od miejsca zbiórki, a co dopiero od Ronalda. Gdyby coś nam się stało, byłoby kiepsko. Nie widziałam nigdzie czerwonych flag, ale podejrzewałam, że dawno je minęłyśmy.
   — Wracajmy lepiej — szepnęłam.
   — Kurde, Magda. Wyluzuj trochę.
   Przewróciłam oczami, czego dziewczyna nie mogła zauważyć. Najwyraźniej uznała, że brak sprzeciwu równał się z dalszą wycieczką, na którą coraz bardziej odchodziła mi ochota. O ile na początku wydawało się to dobrą opcją, ponieważ wieczorne powietrze było przyjemne i chłodne, tak potem zwyczajnie się tym zmęczyłam. Głównie psychicznie.

   Doszłyśmy na mały most. W filmie zapewne świeciłby księżyc w pełni, rzeczka płynęłaby sobie w rytmie cykania świerszczy, w tle by puszczono "Can you feel the love tonight", a ja bym rzuciła się do całowania. Wyobraziłam sobie w tej sytuacji Emila z Marcinem i uśmiechnęłam się pod nosem. Zamierzałam blondynowi o wszystkim opowiedzieć.
   Tak czy siak... było ciemno jak w dupie, potwornie zimno, rzeczka była wąska, zamulona i płytka, a świerszcze, o ile w ogóle tam były, ucichły.
   — No nie... Myślałam, że będzie jak w filmach — mruknęła dziewczyna, wyłączając latarkę i chowając telefon do kieszeni. Dało się wyczuć jej kiepskie nastawienie. Prychnęłam, po czym uczyniłam to samo i oparłam się o starą belkę, która zaskrzypiała pod wpływem mojego ciężaru.
   — Co teraz robimy? — zapytałam. Dziewczyna wzruszyła ramionami, idąc w moje ślady i również oparła się o belkę.
   — Raz kolega zabrał mnie na taki spacer. Potem powiedział, że mu się podobam. Problemy szóstoklasisty i takie tam...
   — Sugerujesz coś? — zaśmiałam się, podpierając dłonią policzek. Ewelina pokiwała głową teatralnie.
   — No tak, tak, kocham cię namiętnie i zaraz polecę z tobą w tango. Kurde, rozgryzłaś mnie. Nie mogę oderwać od ciebie oczu.
   Rozbawił mnie jej sarkastyczny ton głosu podczas wyznawania "uczuć", przez co postanowiłam włączyć się do gry.
   — I know that we are young, and I know that you may love me, but I just can't be with you like this anymore...
   Westchnęłyśmy oraz wskazałyśmy na siebie palcami, kryjąc uśmiechy.
   — Alejandro — powiedziałyśmy z udawanym smutkiem, jednak chichot wziął nad nami górę.
   — Przez ciebie będę to nuciła do jutra, zobaczysz — syknęła Ewelina, trącając moje ramię z wyrzutem. Uniosłam ręce, robiąc przy tym głupią minę, której raczej nie zauważyła w takich ciemnościach.
   Poczułam lekkie swędzenie w nosie i zanim udało mi się wstrzymać oddech, kichnęłam głośno, chowając po chwili twarz w dłoniach.
   — Chusteczkę? — zapytała koleżanka.
   — Nie, dzięki, nie trzeba — odparłam, odgarniając włosy z twarzy.
   — Nie w tym sensie...
   Zmarszczyłam brwi, jednak po chwili zrozumiałam, o co jej chodziło. Poczułam lekki dyskomfort, przez co bałam się zrobić chociażby jeden krok w obawie, że zostawię po sobie czerwone ślady, mimo że nigdzie nie siedziałam. Słyszałam od wielu dziewczyn o problemach z okresem i kichaniem, dlatego zawsze wstrzymywałam w takich sytuacjach oddech. To pomagało w powstrzymaniu swędzenia w nosie, jednak czasami o tym zapominałam... na przykład wtedy.
   Ewelina złapała mnie za rękę i pomogła mi poszukać najbliższego toi-toi'a. Trochę to zajęło, ale w końcu udało nam się dotrzeć na przystanek przy jednym z wyjść z lasu, gdzie znajdowały się dwie toalety. Wiedziałam, że mogą się one okazać komorami gazowymi, dlatego otworzyłam pierwsze drzwi i odsunęłam się prędko, aby zbadać wszystko z daleka. Skierowałam telefon do wnętrza. Nie sądziłam, że kiedykolwiek dojdzie do sytuacji, w której będę się zachwycać kiblem. Było tam przestronnie, czysto, jasno, nawet lusterko powiesili, nie żartuję! A papier? Biały, pachnący, trzywarstwowy! I do tego odświeżacz powietrza!
   — Może to jakaś nówka sztuka? — zapytałam, wchodząc do środka. — Gdzie indziej znajdziesz taki wypasiony toi-toi?
   Koleżanka zaśmiała się z mojej reakcji, po czym pomachała mi na pożegnanie, jakbym wybierała się na wojnę, a ładna toaleta była jakąś pułapką.

   Kiedy wyszłam na zewnątrz, zauważyłam ją na ławce przy przystanku. Poświeciłam trochę latarką, chociaż i tak potknęłam się o własne nogi. Oj, nie byłaby ze mnie modelka, wybieg moim wrogiem. Prawa, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa... To wcale nie jest takie łatwe. A jak dam dwa razy prawą? No właśnie, będę cwałować.
Widzieliście kiedyś cwałującą modelkę?
 

  — Wracamy? — zapytałam, stając niedaleko niej. Blondynka westchnęła ciężko.

   — Właściwie to chciałam z tobą porozmawiać na moście, ale sobie kichnęłaś.
   — Moja wina, moja wina — zaczęłam z powagą, bijąc się przy tym trzykrotnie w pierś — moja bardzo wielka wina.
   Usiadłam obok niej, ponownie wyłączając latarkę.
   — Nie uspokoję się, póki tego nie wyjaśnimy. — O, zaczyna się. Przynajmniej nie musiałam już się martwić o to, czy powinnam zrobić pierwszy krok ku tej rozmowie, bo zostałam cudownie wyręczona. — Słuchaj... myślisz, że Filip naprawdę mnie lubi? — dodała po paru sekundach ciszy.
   — Nie mam pojęcia — odparłam szczerze, kreując w głowie portret chłopaka. — On nie jest taki zły, ale w kwestii uczuć bym mu jakoś specjalnie nie ufała. Znaczy się... to brzmi, jakbym cię zniechęcała, a tak nie ma być.
   Ewelina zamilkła na chwilę, po czym nabrała głośno powietrza i wyrzuciła z siebie zdanie, jakie lekko mnie zamurowało.
   — Krążą plotki, że to ty mu się podobasz.
   Uniosłam brwi z zaskoczenia, jednak nie miałam odwagi niczego powiedzieć przez kilkanaście długich sekund. Chwilowy szok ustąpił, a na jego miejscu pojawił się całkowity spokój, jakby ta informacja w ogóle mnie nie poruszyła. Dziwiłam się samej sobie. Wszystko się wyjaśniło.
   — A ty niby skąd to wiesz?
   — No proszę cię, wszyscy już o tym mówią.
   — Od jak dawna?
   — Nie wiem... może od listopada, może od grudnia. Zresztą, jakie to ma znaczenie teraz?
   Zaklęłam w myślach. Znacie to uczucie, kiedy ludzie dookoła wiedzą coś, o czym sami nie macie pojęcia, chociaż ta sprawa dotyczy właśnie Was? I dowiadujecie się jako ostatni, oczywiście od przyjaciela lub przypadkowej osoby, która nieświadomie się wygadała. I ja, niby główna bohaterka akcji, bojąca się wyjaśnić sprawę, bo tak naprawdę nie do końca wiadomo, o co chodzi, i nieumiejąca wyplątać się z porąbanej sytuacji, która nawet nie ma (teoretycznie) jasnego począku. Chciałam dać temu jakąś ciekawą nazwę. Syndrom Magdy nie brzmiał jakoś porywająco, toteż postanowiłam ochrzcić swoją przypadłość imieniem blondynki. Syndrom Eweliny. Tak, idealnie. W końcu ona była w to wszystko wmieszana najbardziej ze wszystkich pozostałych osób.
   — Nie lubię go w ten sam sposób — odpowiedziałam w końcu. Nastolatka pokiwała głową, chociaż miałam wrażenie, że nie chciała mi za bardzo wierzyć, być może przez te moje długie pauzy między odpowiedziami.
   — On czasami zbyt otwarcie mówi o tym, że żadna go nie chce — powiedziała, zaciskając pięści. — Jakby chciał wzbudzić litość. Śmieszne, prawda? Taki pick me boy. I jeszcze umawiał się ze mną, chociaż to ty siedziałaś w jego głowie.
   Zorientowałam się po tonie jej głosu, że starała się wyprzeć wszystkie uczucia, jakie mogła do niego żywić. Wiedziała, iż Filip jako jej druga połówka to raczej wybór nieodpowiedni, jednak jako kolega (i tylko kolega) nadal będzie się rozglądał za innymi. Nastolatek był dobrym kumplem, lecz w sprawach miłosnych nie radził sobie ani trochę. Musiałyśmy się pogodzić z tym, że to są jego dwa różne oblicza, których nie można połączyć. Albo chłopak-chłopak, albo przyjaciel.
   Niestety. Dziewczyna wpadła trochę za głęboko.
   — Wyleczę cię z niego — powiedziałam, trącając ją w ramię i nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo źle to zdanie mogło zabrzmieć.
   — Wyleczysz, by sama się za niego zabrać?
   Zmarszczyłam brwi, czując gdzieś w oddali zbliżającą się burzę. Miałam nadzieję, że chmury słownej potyczki ominą nas szerokim łukiem. Nie chciałam niszczyć dopiero co odbudowanej więzi (a przynajmniej tak mi się wydawało, że ją odbudujemy, skoro na moście zaczęłyśmy się śmiać z byle gówna).
   — Chyba sobie żartujesz.
   Tyle miesięcy cichej wojny... mogłam sama to wyjaśnić już dawno temu, gdybym tylko miała trochę odwagi i jakiś punkt zaczepienia poza samym "czemu jesteś na mnie zła", które nic nie dawało.
   Bez słowa ruszyłyśmy do obozowiska, tym razem ulicą. Droga naokoło była o wiele krótsza i prostsza, więc nie musiałyśmy się martwić o zabłądzenie. W tym czasie myślałam o naszej rozmowie i zastanawiało mnie jedno...

   A jeśli Ewelina wcale nie chciała się "wyleczyć"?

✔Syndrom EwelinyWhere stories live. Discover now