4. Bruce Lee kontra własne zasady

2K 322 177
                                    

24 października, poniedziałek

— Magda, uważaj! — krzyknął wiecznie rozgadany oraz okropnie denerwujący nauczycieli Tomek, a ja z automatu się schyliłam i o dziwo zrobiłam dobrze, ponieważ pół sekundy później nad moją głową przeleciał...
   But.
   Czarny but. I chyba należał do niskiego, podlizującego się wszystkim Kuby, który latał w tamtej chwili po korytarzu w jednym trampku, rozsiewając aromatyczną woń swojej przepoconej skarpety.
   Uważnie obserwowałam Filipa każdego dnia, chcąc wyłapać najmniejszy podejrzany ruch w stronę Eweliny. W myślach nazywałam go,  szmatą, aczkolwiek nie chciałam być znowu aż tak złośliwa, więc dałam mu ksywkę "Ścierka". Pasowałby mu do pary jakiś mop czy płyn do mycia podłóg, chociaż do tej pierwszej roli nadawałby się Olaf i jego równie kręcone włosy, które machnął ostatnio czarną farbą.
   Wiedziałam jednak doskonale, że złość na Filipa zapewne minie bardzo szybko.
   — O, Hagrid idzie — powiedział Wiktor, patrząc na uśmiechniętego Olafa, który przechadzał się korytarzem z Emilem oraz Julką. Po dłuższym zastanowieniu ta ksywka naprawdę do niego pasowała, chociaż wzrostem nie grzeszył i na pewno nie był w połowie olbrzymem. Zarostu nie posiadał, aż tak długich włosów również. Dlaczego więc kojarzył nam się z gajowym Hogwartu? W sumie... nie miałam bladego pojęcia.
   — Fiiilip, Filip, Filip — piszczał Paweł, wchodząc przy tym po schodach na trzecie piętro. Na widok wspomnianego chłopaka aż przyspieszył kroku, a ten spojrzał na kolegę, który dopadł go pod salą.
   — Idź do Kamili, mnie zostaw w spokoju — odparł, przywołując na myśl znaną nam rudowłosą dziewczynę z równoległej klasy, która od jakiegoś czasu chodziła z Pawłem. Współczuliśmy mu — część osób już robiła zakłady, po ilu dniach ze sobą zerwą, gdyż z takich miłosnych obrotów znana była owa Kamila.
   Przerwę zakończył dźwięk dzwonka, który — o, losie — znajdował się centralnie nad moją głową, obok sali biologicznej. Większość uczniów już się do tego przyzwyczaiła, jednak uszy moje i Emila zawsze zostawały zakrywane przez dłonie w takich momentach. Już myślałam, że jako jedyna mogę ogłuchnąć przy tak silnym dźwięku, na szczęście blondyn doskonale mnie rozumiał. Przynajmniej tyle.
   Nauczycielka wyszła z sali i już po chwili zajmowaliśmy swoje miejsca w klasie, natomiast Kuba tradycyjnie zapytał się o trwanie akcji charytatywnej na rzecz schroniska, chociaż zaczynał ten temat na każdej lekcji, aby przypodobać się starszej kobiecie.
   Zajęcia były dosyć interesujące... jak na takie o używkach i tym podobnych.
   — Kiedy taki losowy gość weźmie narkotyki, istnieją dwie opcje. — Nauczycielka wyszła na środek sali. — Albo jest otępiały, albo jak Bruce Lee! — Na te słowa zrobiła rozkrok i ustawiła się jak do walki. — Spotka kogoś, to zabije!
   Parsknęłam śmiechem wraz z resztą uczniów. Cudem udało mi się usiąść w pierwszej ławce razem z Moniką, dzięki czemu nie byłyśmy zauważone. Tak, to działa! Na pierwsze ławki prawie nikt uwagi nie zwracał, w co sporo osób nie chciało wierzyć.
   — Madziuś... — Ewelina szepnęła w moją stronę, kiedy poczułam dźgnięcie w plecy. Byłam zaskoczona jej widokiem z tyłu — ta dziewczyna co chwilę zmieniała ławkę. Musiałam przyznać, że poczułam się ślepa, ponieważ nie miałam pojęcia, iż nastolatka zajęła miejsce centralnie za mną. — Ej, Bruce Lee, odbiór! — dodała, widząc moje zmieszanie.
   — O co chodzi? — zapytałam.
   — Mam okres.
   — Fascynujące — jęknęłam sztywno.
   — No nie bądź taka — mruknęła. — Brzuch mnie boli. Chodź ze mną do higienistki.
   Westchnęłam i kiwnęłam głową, przez co przyjaciółka podbiegła do pani, która w tamtym momencie tłumaczyła coś zuchwałemu Tomkowi na temat tytoniu. Jemu by się takie prywatne lekcje przydały, może by kiedyś zmądrzał i nie palił tak nałogowo. Przynajmniej ta "jego" część klasy zachowywała się na tyle dyskretnie, by nie pchać w to bagno osób, które tego po prostu nie chciały, czego można było się spodziewać po serialach telewizyjnych, gdzie uczniowie wciągają rówieśników w swoje nałogi.
   — Ale niech ktoś z tobą pójdzie — szepnęła nauczycielka do Eweliny na tyle głośno, bym mogła to usłyszeć. Dziewczyna skinęła na mnie głową, co odebrałam jako znak do wyjścia z klasy.
   Moja przyjaciółka, oczywiście, dostała od higienistki herbatę z rumianku oraz zapasową podpaskę, przez co omal nie wybuchłam. Akurat mnie musiało się trafiać zawsze i tylko żarcie leków na ból brzucha, natomiast każda inna dziewczyna mogła łyknąć sobie czegoś do picia oraz otrzymywała bardzo praktyczny prezent, który mógłby mi się przydać. Nigdy nie pamiętałam o pakowaniu podpasek na zapas do plecaka, a co dostawałam u higienistki? Apap.
   Może właśnie dlatego od jakiegoś czasu wolałam pytać koleżanki o jakieś leki (nie, o wzięciu swoich do szkoły też nie pamiętałam), zamiast zwalniać się z lekcji i odbywać rutynową przechadzkę na parter. Chociaż to pomagało, kiedy zbliżało się jakieś odpytywanie, jednak Jagoda wręcz nadużywała takiej metody. Któregoś dnia zapomniała o teście, więc zniknęła na całą godzinę pod pretekstem bólu głowy.
   Może i jestem denerwująca oraz w pewnych momentach zbyt pewna siebie, jednak nie byłabym w stanie przez czterdzieści pięć minut udawać złego samopoczucia — niestety nie byłam dobrą aktorką w wielu sytuacjach.
   Nawet ja miałam jakieś granice.

♢♢♢

   Nauczycielka historii stała przy mapie i żywo omawiała przebieg jakiejś bitwy. Szczerze miałam gdzieś zagadnienia "kto, z kim, gdzie" oraz "jakie były tego przyczyny", gdyż nie umiałam się w ogóle skupić na temacie.
   Kobieta odetchnęła z ulgą, gdy uczniowie pokiwali głowami na znak, że wszystko zrozumieli. Byłam ciekawa, ilu z nich zrobiło to tylko dlatego, żeby nie wyjść na jedynych, którzy nie załapali omawianej sytuacji.
   — A wszystko to... — zaczęła, zawieszając na chwilę głos, żeby zajrzeć do elektronicznego dziennika.
   — Bo ciebie kocham — zaśpiewała cicho Julka, jednak na tyle głośno, aby nauczycielka wszystko usłyszała. — I nie wiem, jak bez ciebie mógłbym żyć!
   Kobieta zrobiła zdziwioną minę i odchrząknęła, tym samym uciszając uczennicę, której policzki rozgrzały się do czerwoności ze wstydu.
   — To nie lekcja muzyki — warknęła, lecz nie umiała długo utrzymać grobowej miny, więc już po chwili parsknęła śmiechem razem z resztą klasy. — Przedszkole mam z wami...
   — Ja w przedszkolu chowałam kotlety do doniczek — szepnęła Ola, wywołując u Julki, Gabrysi oraz Emila zduszony śmiech. Olaf także starał się ukryć płynące z oczu łzy, jakie pojawiły się po zdaniu koleżanki, a następnie oparł głowę o ramię Maćka, niezainteresowanego całą sprawą. Dopiero po chwili coś zaczęło mu przeszkadzać, dlatego pozbył się dodatkowego balastu w postaci swojego kolegi i odepchnął go na bezpieczną odległość. Ten jednak nie zraził się, a tym razem jego nową ofiarą stała się ściana.
   Do ławki Eweliny doleciała papierowa kulka z niewyraźnie napisanym "E" na chropowatej powierzchni. Oczywiście wysłał ją mój ławkowy towarzysz, no bo któż inny?
 

  — Nie podrywaj jej przy mnie — mruknęłam, podpierając policzek na pięści.
   — Na mecz ją zapraszam, krasnalku — odparł z zadowoleniem. — Dziś po lekcjach. Też chcesz przyjść?
   Nie wyobrażałam sobie tej dwójki jako parę. Byłam przyzwyczajona, że Ewelina poświęcała najwięcej czasu właśnie mnie, dlatego wizja odwołanego spotkania, ponieważ będzie miała któregoś dnia randkę, po prostu nie wchodziła w grę. Czy byłam aż taka denerwująca i zazdrosna?
   Dlatego właśnie mój mózg krzyczał tylko jedno zdanie: "Nie zgadzaj się! Nie zgadzaj się! Nie zgadzaj się!" Musiałam odmówić.
   — Chcę.
   Tak właśnie złamałam swoje zasady.

✔Syndrom EwelinyDove le storie prendono vita. Scoprilo ora