5. Kolec na sercu i bałwan

2K 282 201
                                    

Przyglądałam się Ewelinie, która z kolei obserwowała cały mecz z wielkim entuzjazmem. Ona, WF-ista oraz wiecznie niećwiczący Olaf stali przy słupkach za jedną z bramek, jednak od czasu do czasu pozwalali sobie na zmianę lokacji. Filip popisywał się oraz rozkazywał innym kolegom z drużyny, a co jakiś czas puszczał do mnie oczko, omal nie potykając się o nierówne boisko, które miało być wyremontowane dopiero po zakończeniu nauki przez nasz rocznik. Cholera, zawsze tak jest z nami — przegapiamy wszystko, co najlepsze.
   A ja? Cóż, siedziałam na schodku przed wejściem do szkoły, przewijając co kilka sekund utwory w telefonie, które zapchały mi pamięć do reszty.
Mimo tylu niepotrzebnych piosenek nie miałam serca ich usuwać — z każdą wiązałam jakieś wspomnienie, toteż ciężko było mi się ich pozbyć.
   — Wygrywamy — powiedział Olaf, wyjmując mi białą słuchawkę z prawego ucha. — Chodź do nas.

   — Nie, tu jest wygodniej — odparłam, klepiąc miejsce obok. Chłopak skorzystał z okazji, zajmując ten sam schodek (w sumie innych nie było), pchnął swoją czarną torbę pod ławkę przy wejściu do szkoły, z której uczniowie nie chcieli korzystać, po czym zdjął okulary i przeczyścił oba szkiełka, używając do tego swojej bluzy.
   — Zawsze się zastanawiałam — zaczęłam podejrzliwie, przyglądając się biednemu Hubertowi na bramce, który właśnie przepuścił piłkę — dlaczego prawie nigdy nie ćwiczysz?
   — Złapałem lenia któregoś dnia — mruknął, poprawiając swoje włosy. — Był taki moment w pierwszej klasie, kiedy uznaliśmy, że nie chce nam się ćwiczyć, pamiętasz? To był dzień wiosny, zorganizowano wtedy konkurs talentów.
   Pokiwałam głową, wspominając dwie godziny na sali gimnastycznej, gdzie oglądaliśmy występy uczniów z niemal wszystkich klas. Monika grała na wiolonczeli i chyba coś pomyliła, przez co Olaf wypominał jej to już do końca roku szkolnego.
   — Jakiś czas później stwierdziłem, że skoro wtedy nam się nie dostało za nadprogramowy brak stroju na półrocze, mogę spróbować sam jeszcze raz. Ostatecznie Zeusowi nie chce się mnie udupić, więc przymyka na to oko.
   — Niecne plany, ale głupio by było nie zdać przez WF.
   — Nie zaprzątaj sobie tym swojej główki.
   Ostatecznie spędziliśmy resztę lekcji na rozmowie o serialach, które oglądaliśmy wspólnie w wolnych chwilach, natomiast drużyna Filipa przegrała mecz, więc, mimo porażki chłopców, miałam znacznie lepszy humor.

   — Gdybyś nam kibicowała, na pewno by było lepiej. — Powiedział Filip, wyprzedzając kolegów, którzy powoli zmierzali do szatni.
   — Tak, tak, tłumacz się teraz — odparłam z rozbawieniem, przybijając mu żółwika, tym samym na chwilę zapominając o naszym babskim spięciu. Babskim, ponieważ nienawidzimy się po cichu.
   — Szkoda, że przegrali — mruknęła Ewelina, starając się dorównać memu kroku, gdy opuszczałyśmy teren boiska. Nauczyłam się chodzić naprawdę szybko i często się przyłapywałam na tym, że po powrocie do domu ledwo dyszałam. Ilekroć zwalniałam, moja podświadomość po chwili o tym zapominała, więc ostatecznie nogi wżynały mi się w dupę.

   Przynajnniej autobus mógł ukoić pośladki, o ile po piętnastej nie były zajęte wszystkie miejsca, co nie zdarzało się za często.
   Biedna pupa...

♢♢♢

   Miałam zamiar robić ekstra porządki w swoim pokoju, a Ewelina zaproponowała mi pomoc, tłumacząc się, że woli sprzątać z przyjaciółką, zamiast jechać do wrednej babci Danusi. Trzeba korzystać, prawda?
   — Zaczynajmy, zanim mi się całkowicie odechce — powiedziałam, zabierając plecak od blondynki, który zaniosłam do pokoju siostry wraz ze swoim. Po powrocie kucnęłam przed szafą, ubolewając nad brakiem wachlarzy.
   — Chcesz coś do przebrania? — zapytałam, szukając jakiejś czystej koszulki. — Możesz się spocić.
   Dziewczyna podeszła do mnie z niezdecydowaniem na twarzy. Przekopałyśmy moje ubrania, których większość albo się suszyła po praniu, albo na takie dopiero czekała. Ostatecznie wybrałyśmy dwa czarne podkoszulki oraz spodenki tego samego koloru dla Eweliny, natomiast mnie pozostały w barwach zielono-białych, których sznureczki były już zaplamione farbami akrylowymi. To przywoływało wspomnienia z drugiej klasy gimnazjum, kiedy na zajęcia artystyczne trzeba było przynieść malunek o tematyce wiosennej. Mimo moich najszczerszych starań, siedzenia nad obrazem do późna i męki przy myciu pędzli, nie zdobyłam szóstki, a jedynie piątkę, chociaż Emil wstawił się za mną, abym dostała lepszą ocenę.
   Jemu to łatwo było mówić...

✔Syndrom EwelinyWhere stories live. Discover now