2. Katusze, czyli czego Magda nie lubi w lecie

2.7K 402 221
                                    

— Moc! Energia! Amfe... —  Szalona Julka Portowska wraz z Emilem urwali w połowie słowa, widząc zbliżającą się WF-istkę, która od razu skarciła blondyna za to, że nie ćwiczył na sali gimnastycznej, a jego przyjaciółkę za siedzenie na ławce z rakietką w dłoni.
  — Dziewczęta! — pisnęła ciemnowłosa oraz wiecznie uśmiechnięta i wysportowana Gabrysia, przerywając pozostałym grę w tenisa stołowego. — Plażóweczka dla chętnych oraz badminton.
  — Magda! — Jagoda, blada dziewczyna o farbowanych rudawych włosach podbiegła do mnie, zachwycona nowiną koleżanki. — Chodź ze mną na badin... bamin... badimin... kurde, wiesz.
 

  Zastanowiłam się chwilkę. Ping-pong czy badminton na tyłach szkoły z bonusowym oglądaniem koleżanek, męczących się na usłanym piaskiem boisku? Takie widoki tylko w upały, a podobno od dnia następnego pogoda miała się popsuć. Przez te pół godziny delikatny wiatr mógł ochładzać nas i przeganiać zmęczenie oraz pot, pojawiający się przez energiczne poruszanie się przy stole. Postanowione.
   — Pewnie — odparłam z uśmiechem, chociaż nigdy wcześniej nie odbijałam siatką na mole piłeczki ze skrzydełkami. Kiedyś musiał nadejść ten pierwszy raz.
   — Ej! — Ewelina uderzyła delikatnie dłonią o stół. — A ja?
   — Chodź z nami — zaproponowałam bez zastanowienia. — Będziemy się zmieniać.
   Zadowolona blondynka poleciała do kantorka po sprzęt, natomiast Jagoda klasnęła w dłonie. Szczerze mówiąc, ruda nastolatka wcale nie była niewinna, chociaż z pozoru wyglądała na nieśmiałą, dobrze ułożoną pannę. Jej zainteresowania równały się z hobby współczesnego Sherlocka, którego można było od sześciu lat oglądać w telewizji, a Moriarty pozazdrościłby Jagodzie pomysłów na doskonałe morderstwa. W przeciwieństwie do owej nastolatki, inne dziewczęta nie marzyły o spotkaniu napastnika po zmroku, by negocjować z nim swoją śmierć... Chociaż kto tak naprawdę mógł wiedzieć, czy historie, jakie opowiadała Portowskiej, były prawdziwe w stu procentach? Jeśli tak, to możliwe, że faktycznie kiedyś wyląduje w szpitalu lub od razu w kostnicy. Mimo wszystko dało się z nią normalnie porozmawiać na przerwach, ale trzeba było uważać, aby nie powiedzieć kilku słów za dużo.
   Pozory często mylą, a Jagoda była tego idealnym przykładem.

♢♢♢

— Która z was zagra z tym przystojniakiem? — zapytał WF-ista wskazując na bardzo niskiego i nieśmiałego blondynka o krótkich włosach. On, tłustowłosy Ksawery, Filip i wysoki Maciek postanowili dołączyć do nas, reszta chłopaków została w sali gimnastycznej, pomijając Emila. Chyba nadal wykrzykiwał jakieś hasła, tym razem zapewne z Olafem — wesołym okularnikiem z kręconymi, krótkimi włosami, który był jego najlepszym kolegą, jeśli chodziło o męską część klasy.
   — Ja zagram! — powiedziała Julka, zadowolona, że nie musi bawić się w piasku. Razem z Jagodą chwyciłyśmy szybko drugą parę rakiet, aby nikt nie wezwał nas do gry w siatkówkę, więc biedna Ewelina musiała zastąpić Portowską w meczu, co wcale nie było jej na rękę, gdyż poglądy na temat siatkówki miałyśmy identyczne.
   Katusze.
   Po paru radach od koleżanki (szybciej, mocniej, celniej — chyba mówiła to specjalnie, chcąc chociaż raz mnie pouczyć) rozpoczęłyśmy poważniejszą grę. Jak na pierwszy raz szło mi całkiem dobrze, a zdarzały się momenty, w których naprawdę długo utrzymywałyśmy lotkę w powietrzu.
   — Ymm, Jagódko — szepnęłam pieszczotliwie, aby zdobyć jej przychylność, kiedy wiatr robił mi pod górkę. — Zamienisz się miejscem?
   Dziewczyna pokręciła głową, a pod jej niewinną minką krył się zapewne plan zemsty. Wiele osób w tym okresie chciało udawać socjopatów, naśladując Sherlocka, i sprawiać wrażenie niebezpiecznej jednostki, lecz Jagoda naprawdę nie musiała pod nikogo się podszywać.
   Podeszłam do niej oraz dłonią wskazałam, że następuje zamiana, mając przy tym nadzieję, że się na mnie nie pogniewa. Dziewczyna byłaby skłonna obrazić się na wiele osób, ale ja, Julia i Ola — zawsze uśmiechnięta, przekochana szatynka z okrągłymi, czarnymi okularami — trzymałyśmy z nią od początku na tyle blisko z Jagodą, aby nie musieć się za bardzo obawiać tego, co o nas myślała. Byłyśmy przyzwyczajone do jej dziwnych zachowań oraz pomysłów.
   Nagle usłyszałam stukanie. Odwróciłam się i ujrzałam Zeusa, pokazującego mi na migi parapet przy oknie. Tak, tak, zrozumiałam, uważajcie, by nie trafić tu lotką, bo jej już nie zdejmiemy.
   Niestety było już za późno.
   Kiedy nauczyciel się oddalił, Jagoda wycelowała prosto w to miejsce.
   — Mogłaś odbić! — zaśmiała się i zakryła usta dłonią, a ja już wiedziałam, że to zemsta za zamianę miejsc. Wolałam jednak to od wielkiego focha i życia w stresie do końca roku.
   Cholera jasna...

✔Syndrom EwelinyWhere stories live. Discover now